Tydzień z Nolanem – MROCZNY RYCERZ
Maciej Niedźwiedzki
To mój ulubiony film w dorobku Christophera Nolana. Świetnie rozpisany nieoczywisty konflikt między Jokerem i Batmanem. Mroczny Rycerz obfituje nie tylko w doskonałe sceny akcji, ale również błyskotliwe rozmowy. Punktem kulminacyjnem jest na pewno scena przesłuchania. Wtedy Mroczny Rycerz wznosi się na swoje wyżyny, Nolan zgłębia portrety psychologiczne swoich bohaterów. Proponuje nam wizję kina superbohaterskiego, jakiej wcześniej nie widzieliśmy. Energia dwóch aktorskich osobowości rozsadza całe pomieszczenie. Wydaje mi się, że nawet najzagorzalsi przeciwnicy Christophera Nolana muszą cenić tą scenę. Nic lepszego nie wyszło spod pióra Nolana. To właśnie wtedy najlepiej można odczuć, na czym opiera się nowatorstwo koncepcji Christophera Nolana. Dla mnie to również najlepszy moment na przestrzeni całej trylogii. Po nim jest już tylko gorzej. Nawet pod koniec w The Dark Knight taplamy się w nadętych i sztucznie brzmiących sentencjach wypowiadanych przez uwięzionych na dwóch statkach pasażerów. Dalej nie mogę wybaczyć, że Nolan nie zdecydował się wysadzić jednego z nich. Mimo tego, w Mrocznym Rycerzu jest mnóstwo dobra, prawdziwej anarchii i mroku. To kino przebojowe, efektowne i jednocześnie mądre. Znacznie więcej niż zazwyczaj dostajemy od szeroko pojętej popkultury. I jeszcze Heath Ledger – tutaj nie będę oryginalny – który po rolach w Tajemnicy Brokeback Mountain i w Mrocznym Rycerzu przekonał mnie, że był aktorem o gigantycznych umiejętnościach. 9/10
Krzysztof Walecki
Do tej pory tylko w Mrocznym Rycerzu udało się Nolanowi połączyć wystawność superprodukcji z ambicjami charakteryzującymi jego wczesne dzieła. Również stylistycznie jest to kino daleko lepsze od Batmana – Początek; dzieło, w którym rozpoznaję Nolana w każdej scenie. Przyznaję, nie wszystko jest tu idealne – sławetna już sekwencja z dwoma barkami, charczący głos tytułowego bohatera czy finał, który mógłby być (i powinien) bardziej druzgocący, ale dzięki przemowie Gary’ego Oldmana daje światełko nadziei. Bardziej jednak niż poprzednią odsłonę Mroczny Rycerz przypomina dramat sensacyjny, gdzie mafia, policja i zamaskowany mściciel nie mają szans w spotkaniu z jednym człowiekiem, Jokerem. Można go złapać, pobić, zawiązać z nim układ, lecz nie można go okiełznać, a wszelkie próby zrozumienia jego działań muszą zakończyć się niepowodzeniem. Chaos, który sieje morderczy klaun, jest wręcz nie do opanowania, każąc zastanowić się Batmanowi nad metodami, jakie stosuje w walce z przestępczością, ale i własnymi ideałami.
Można na ten film spojrzeć jak na moralitet o niedoli komiksowego bohatera, studium upadku idei, która kryje się za symbolem Człowieka nietoperza, pokaz siły w wykonaniu szaleńca albo rewelacyjnie zrealizowane kino akcji. Bale powoli wyrabia się jako Bruce Wayne, ale jest to film przede wszystkim dwóch innych aktorów. Heath Ledger jako nieposkromiony Joker zadecydowanie zasłużył na pośmiertnego Oscara, lecz i Aaron Eckhart w roli Harveya Denta daje prawdziwy koncert gry aktorskiej. Jego kryształowy prokurator jest postacią złożoną, być może też najciekawszą z całego filmu i w dużej mierze to jego decyzje stawiają Batmana i całe miasto na głowie, czyniąc z Mrocznego Rycerza prawdziwie ekscytujące, ale i dające do myślenia widowisko. 9/10
Rafał Oświeciński
Mroczny Rycerz to przykład kina w idealny sposób łączącego komiksową konwencję z innymi światami gatunkowymi. Co doskwierało w Początku, tutaj absolutnie nie wadzi – Nolan znalazł złoty środek w postaci rasowego kina akcji, stawiając na względny realizm, zignorował genealogię postaci Batmana i postawił go w centrum zawirowania kryminalno-politycznego. Oczywiście z kupą uproszczeń po drodze, tanich chwytów dramaturgicznych i arcypowagą, która niekoniecznie pasuje do komiksowej proweniencji, jednak… To wszystko ze sobą gra: jako całość film trzyma się kupy, rozwija najciekawsze wątki i otwiera nowe. Jako zbiór poszczególnych scen jest szalenie spektakularny, pomysłowy i odważny. No i Heath Ledger. On daje co najmniej 2 punkty ekstra do oceny, bo to kreacja zjawiskowa, punkt odniesienia dla wielu komiksowych badguyów. Co by nie mówić, Mroczny Rycerz to zdecydowanie najlepszy film o Batmanie w Nolanowskiej trylogii. 9/10
Filip Jalowski
W Początku Nolan zaproponował widzom nowy sposób na podejście do bohaterów komiksowych, niemniej to dopiero Mroczny Rycerz jednoznacznie udowodnił, że twórca nowej trylogii Batmana doskonale wie, jaki efekt chce osiągnąć. Drugiej części serii bardzo często zarzuca się epatowanie skrajnościami. Z jednej strony patos i epickość, z drugiej niezamierzone banały oraz wypowiadane z kamienną miną śmieszności. Osobiście nie zgadzam się z przeprowadzaniem aż tak ostrych podziałów. Moim zdaniem Nolan dochodzi do granicy realizmu, na jaką można pozwolić sobie w przypadku tego bohatera, pójście o krok dalej spowodowałoby, że przestaniemy oglądać film o Batmanie, ale co najwyżej film Batmanem inspirowany. Chociażby dlatego wybaczam mu pewne uproszczenia oraz sytuacje stojące w jawnej opozycji do przyjętej konwencji. Należy pamiętać o tym, że nigdy nie uda się stworzyć na wskroś realistycznego obrazu opowiadającego o człowieku walczącym z przestępczością w gumowych kombinezonie nietoperza. Nolan rozumie ograniczenia i nie usiłuje na siłę pozbawić świata Gotham wszystkich elementów komiksowej spuścizny. Zamiast tego decyduje się na przemilczenie pewnych oczywistości (konstrukcja świata Batmana) i stworzenie epickiego widowiska, w trakcie którego z ledwością można odnaleźć moment na mrugnięcie. Mroczny Rycerz nie jest arcydziełem, jest to jednak blockbuster idealny. Świetnie zrealizowany, świetnie zagrany (nieodżałowany Ledger) i niewystawiający na próbę inteligencji widza. Takie Gotham mógłbym oglądać zdecydowanie częściej. 8+/10
Jan Dąbrowski
Ciężka sprawa z tą częścią. Na plus zdecydowanie ukłony względem klasyków. Pod względem kreacji aktorskich jest wyśmienicie. O postaci Jokera w tym filmie powiedziano i napisano chyba wszystko. Antagonista godny naszych czasów (tak, jak Nicholson stworzył Jokera godnego poprzedniej epoki, czerpiącego z dawniejszych komiksów). Zaskakująco dobra i pamiętna jest sugestywna postać stworzona przez Ledgera. Dobry też Aaron Eckhart jako Dent. Reszta obsady godna uwagi, lecz wyraźnie odczuwalny jest niedobór Batmana w Batmanie. Fabularnie dobre kino komiksowe, lecz nic ponadto. Niepotrzebna i niemądra scena z barkami (moralne rozterki mieszkańców Gotham to najsłabszy dla mnie moment filmu). Natomiast technicznie cieszy zmysły. Mimo wpadek 8/10