search
REKLAMA
Seriale TV

TRUE DETECTIVE – sezon drugi, pierwszy odcinek i pierwsze wrażenia

Michał Degórski

23 czerwca 2015

REKLAMA

Rzecznicy prasowi HBO podczas kampanii promocyjnej nowego sezonu True Detective wyraźnie zaznaczali i uprzedzali, aby spojrzeć na nowy sezon serialu jak na całkowicie odrębną, nową i niezależną historię. Sygnując ją jednak starym tytułem, budzącym histerycznie wręcz pozytywne skojarzenia, proszą o rzecz niewykonalną, a ich nadzieję są płonne. True Detective to w końcu klasyczny dowód i najwyższej jakości świadectwo na złotą erę telewizji, a bon mot  „time is a flat circle” (słowa wypowiadane przez jednego z głównych bohaterów) opanował internet i tym samym zapisał się w  masowej, popkulturowej wyobraźni, wykraczającej już poza stricte serialowe doświadczenie.


Przeczytaj jeszcze:

STRUKTURA ZŁA W DETEKTYWIE, CZYLI RUST COHLE I JEGO FILOZOFIA ŚMIERCI

METAFIZYCZNY DETEKTYW

 

Nic Pizzolatto dokonał niemożliwego – przepisał swoją ambitną, inteligentną 500-stronicową powieść na scenariusz, przekonał włodarzy HBO do swojej artystycznej wizji, a ci zrealizowali ją zatrudniając oscarową obsadę (Matthew McConaughey i Woody Harrelson), jedynego reżysera spektaklu, Cary’ego Fukunagę, przygotowali plan zdjęciowy w sugestywnej Luizjanie i stworzyli jeden z najlepszych seriali telewizyjnych w historii.  Teraz twórca True Detective, ze świeżą obsadą i, po rezygnacji Fukanagi, z kolejnym novum w postaci zbiorowej reżyserii – wraca z drugą, nowatorską opowieścią, przenosząc ją do małomiasteczkowej Kalifornii, a dokładniej do fikcyjnej miejscowości Vinci.

tru

BRUD, SMRÓD I KALIFORNIA

Stan nie przypomina jednak miejsca znanego z innych seriali (chociażby Californication) – jest pełen brudu, przemocy, korupcji i podskórnej, niewysłowionej niemocy oraz rezygnacji. Sercem miasta jest sieć autostrad, przypominających oblepiającą, rozciągającą się pajęczynę, a żyłami wielopasmowe drogi, prowadzące w Detektywie  wszędzie i zarazem donikąd – do obskurnych barów, dzielnic biedy, fabryk buchających dymem i spalinami, kasyn oraz drogich willi bogatych polityków i skorumpowanych biznesmenów. Wszystko, co lśni, wydaje się być zbudowane na strachu, cudzym nieszczęściu i za pomocą łapówek na drogie przetargi i wątpliwe umowy. To, co brudne, zasyfione i ciemne – jest tutaj prawdziwe i autentyczne. Ścisła korelacja miejsca akcji z opowiadaną historią to – obok podobnie zrealizowanego i wystylizowanego intra, aczkolwiek z nowym genialnym kawałkiem Leonarda Cohena „Nevermind” – jedyne spoiwa i elementy wspólne pierwszego i drugiego sezonu Detektywa. Po obejrzeniu pilota odnoszę wrażenie, iż więcej znaczący, bardziej wybrzmiewający i donośniejszy lejtmotyw miały już chyba historie z serii American Horror Story.

W samym mieście żyją (choć wnioskując po ich zmęczonych twarzach, eksponowanych nadmiernie w trailerach, lepszym słowem byłoby „egzystują”) osoby niejako odpowiadające na oczekiwania miasta – zrezygnowane, zdegenerowane, naznaczone doświadczeniem i cierpieniem.

DOBRZY, ŹLI I BRZYDCY

Ray Velcoro (Colin Farrell) to  wątpliwie moralny i agresywny detektyw, który po rozstaniu ze zgwałconą i pobitą żoną, nadużywa zarówno alkoholu, jak i swoich kompetencji, wchodząc w układ ze skorumpowanym, grającym nieczysto biznesmenem Frankiem Semyonem (Vince Vaughn). Ich relacja to swoiste „quid pro quo” – Frank chętnie dzieli się swoją wiedzą zdobytą dzięki wielu kontaktom w mieście, ale nie może, z racji wysokiej pozycji, wykonywać brudnej roboty w terenie – odpowiada więc za nią nierzadko wściekły, pijany Ray. Sceny ich rozmów w obskurnej, klimatycznej knajpie są najlepsze z całego odcinka.

true-detective-western-book-of-the-dead_article_story_large

true-detective-season-2-teaser-screencap_1280.0.0

The-Western-Book-of-the-Dead-1038x576

Po mieście na motocyklu rozbija się również Paul Woodrugh (Taylor Kitsch), weteran wojenny i wyjątkowo uczciwy policjant. Nosi na sobie blizny przeszłości (dosłownie i w przenośni) oraz wadzi się z życiem. Podobnie jak szeryf Ani Bezzerides (Rachel McAdams), mająca wyjątkowo trudne stosunki z rodziną – siostrą narkomanką, aktualnie aktorką amatorskich filmów porno, oraz ojcem, domorosłym kaznodzieją głoszącym new-age’owskie teorie swojej małej sekcie.

[quote]Całą czwórkę połączy wyjątkowo okrutne i brutalne morderstwo, stanowiące zawiązanie akcji i podwaliny do całej afery. [/quote]

true-detective-season-2-taylor-kitsch

resize

ZERO METAFIZYKI

Trudno ocenić po pilocie, ale póki co historia wzbudza umiarkowane zaciekawienie. Z pewnością nie widać w niej elementów typowego „procedurala” rodem z CSI, są ambicje na opowieść o czymś więcej niż „kto zabił, dlaczego, w jakich okolicznościach i kto to odkryje”. Nie jest to jednak kaliber – emocjonalny, intelektualny, egzystencjalny – co I sezon, opowiadający o naturze człowieka, społeczeństwa, religii, postrzeganiu Boga czy sprawach ostatecznych. W wielu wywiadach Nic Pizzolatto podkreślał, że zrezygnował on z wątku okultystycznego dotyczącego rozwoju sieci infrastruktury, gdyż nie pasowałby on do klimatu Kalifornii. Wydaje się więc, iż akcja rozwinie się w kryminał bardziej przypominający „The Killing” (przy którym notabene Pizzolatto współpracował), gdzie tożsamość mordercy jest dla widza punktem wyjścia do analiz i dociekań, trzymającą go przy serialu, tym co wywołuje olbrzymie oczekiwanie na następny odcinek – sprawą kluczową i ważniejszą niż cała metafizyczna otoczka wokół niego.

[quote]Galeria osobowości nie jest również tak barwna jak się wydaje na papierze – na ich problemy widz nierzadko zareaguje obojętnym wzruszeniem ramion.[/quote]

true-detective-recap

Najwięcej kontrowersji od samego początku budziła obsada i to ona wydaje się być sporym problemem nowego sezonu Detektywa. Vince Vaughn wygląda jakby nie do końca odnajdywał się w nowej roli, tak bardzo odchodzącej od jego komediowego emploi. Taylor Kitsch po prostu jest – i nawet odpowiednie stylizacje nie wtłoczą mu osobowości i charakteru, póki co to najbardziej bezbarwna postać pierwszoplanowa. Najjaśniej świeci Rachel McAdams w roli zadziornej, twardej, niezależnej ale równie seksownej pani szeryf. Główne skrzypce, przynajmniej w pilocie, odgrywa jednak Colin Farrell, szarżujący, stereotypowy, ale przykuwający uwagę.

Nowy Detektyw to wciąż dobry serial kryminalno-obyczajowy, jednak pozbawiony pewnego pierwiastka wyjątkowości co sezon pierwszy. Przejawiał się on unikalnym klimatem (genialne zdjęcia wyjałowionej, żyjącej przeszłością Luizjany), literacko-poetyckim pazurem (fundamentalna inspiracja „Królem w żółci” Chambersa, ale również inteligentne nawiązania do Lovecrafta oraz Ligottiego), soczystymi i błyskotliwymi dialogami (kultowe już pełne nihilizmu monologi Rusta Cohle’a) i miażdżącą grą aktorską. Nie ma co jednak wydawać pochopnych wyroków, osądzać i dyskredytować nowy sezon, jak czyni to na starcie większość branżowych recenzentów – poczekajmy na więcej.

Podsumowując, zapowiada się niezły, „nowy” serial kryminalno-obyczajowy, ale to tylko wrażenia po pilocie – szala się może przechylić.

REKLAMA