TOM HIDDLESTON. Talent o szlacheckich korzeniach
To, że ma szlacheckie korzenie, widać w jego rysach, sposobie mówienia, poruszania się – po prostu we wszystkim, co robi. Zaledwie 35-letni, a dystyngowany niczym sędziwy dżentelmen z królewskiego dworu, Thomas William Hiddleston swoim jestestwem uosabia brytyjskość w najczystszej postaci. Co ciekawe, w zbiorowej świadomości zaistniał nie jako flegmatyczny Brytyjczyk, ale nordycki bóg w ekranizacji amerykańskiego komiksu – Loki. Aby jednak nie wpaść w pułapkę jednej definiującej karierę roli, bohater tego tekstu w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy pojawia się w zgoła odmiennym od komiksowego repertuarze.
Zanim jednak Tom zaczął występować w produkcjach takich jak wielce oczekiwany High-Rise, przeszedł przez wszystkie szczeble edukacji wzorcowego młodego dżentelmena. Renomowana szkoła podstawowa w Oxfordzie, następnie prestiżowe męskie Eton College, Uniwersytet Cambridge, a na dokładkę Royal Academy of Dramatic Art ukończona w 2005 roku – oto modelowa ścieżka edukacyjna dla chłopaka z dobrego domu, który postanowił, że pragnie realizować się na ekranie i na scenie. Bo przecież zanim świat usłyszał o nim dzięki jego kreacjom na wielkim ekranie, Hiddleston z powodzeniem zaistniał w teatrze. Słowo „zaistniał” jest zresztą pewnym niedopowiedzeniem, gdyż czymś więcej niż zwykłym zaistnieniem jest otrzymanie nagrody Laurence’a Oliviera dla najlepszego nowego aktora – zdobył ten prestiżowy laur w 2008 roku za rolę w szekspirowskim Cymbeline, konkurując między innymi… z samym sobą za sceniczne wcielenie Kasja w Otellu, innym dziele mistrza Szekspira. Cóż, zajmując dwie z czterech nominacji, Tom miał spore szanse na zwycięstwo, a podobna sytuacja nie miała precedensu w blisko czterdziestoletniej historii tej dość nieregularnie przyznawanej nagrody. Trudno też o lepszą rekomendację dla talentu początkującego aktora.
Skromny start
Pierwsze sześć lat kariery Toma to jednak czas zdecydowanie mniej imponujący. Na ekranie debiutował w 2001 roku, na długo przed ukończeniem szkoły teatralnej, jednak był to mało znaczący epizod w Nicholasie Nicklebym, który nie pozwolił dwudziestoletniemu zaledwie aktorowi na rozwinięcie skrzydeł. W kolejnych latach nie było dużo lepiej – do 2006 roku Hiddleston pojawił się na ekranie jeszcze tylko pięciokrotnie, a żaden z tych telewizyjnych występów nie przyniósł przełomu w jego karierze. Z tego okresu warto wymienić jedynie Wzbierającą burzę z 2002 roku, jedną z wielu filmowych biografii Winstona Churchilla, w której Tom wcielił się w Randolpha, syna legendarnego brytyjskiego premiera. Na wspomniany przełom Hiddleston czekał aż do 2007 roku, kiedy to zadebiutował w filmie kinowym w Unrelated Joanny Hogg. Dzięki współpracy z brytyjską reżyserką Tom dowiedział się, czym jest aktorska swoboda, a przede wszystkim miał możliwość poznania kameralnego, emocjonalnego kina niezależnego. U Hogg zagrał zresztą jeszcze dwukrotnie – w 2010 roku w Archipelago oraz w 2013 roku w Exhibition – natomiast we wspomnianym kinowym debiucie miał okazję zagrać ze swoją siostrą Emmą (rodzeństwem są także na ekranie). Hiddleston wielokrotnie podkreślał w wywiadach, jak wiele dała mu współpraca z Joanną Hogg, która pozwalała mu na korzystanie z aktorskiej intuicji. To widać – w każdym z trzech filmów jego kreacje są bardzo naturalne i wiarygodne. Da się odczuć pracę włożoną w stworzenie postaci, a dzięki właściwemu prowadzeniu przez reżyserkę role Toma są autentyczne i przejmujące. Praca z Hogg stała się dla niego prawdziwym dramaturgicznym poligonem i to właśnie mało znanej reżyserce zawdzięczamy odkrycie Hiddlestona dla kina.
Nierozerwalny związek z telewizją
Debiut na wielkim ekranie nie sprawił, że Tom porzucił dla niego ten mniejszy, telewizyjny. Mógł natomiast przyczynić się do tego, że kolejne propozycje były już poważniejsze i znacznie ciekawsze. Jeszcze przed kinowym debiutem przyszła przezabawna rola syna jednej z głównych bohaterek w dobrze przyjętym, choć zaledwie dwusezonowym serialu Suburban Shootout, zaś wkrótce po nim Hiddleston trafił na plan serialu, dzięki któremu jego kariera nabrała rozpędu. I nie chodzi o to, że jego rola w brytyjskiej, niezwykle popularnej wersji serialu Wallander była wybitnie dobra, ale dzięki współpracy z wcielającym się w tytułową rolę Kennethem Branaghem kilka lat później Tom otrzyma szansę zagrania w najwyższej lidze – i szansę tę wykorzysta. To bowiem znacznie starszy i słynniejszy od niego brytyjski aktor stanął za kamerą czwartego filmu Pierwszej Fazy marvelowskiej ofensywy kinowej – Thora. Z perspektywy czasu Hiddleston może zatem uznać decyzję o wystąpieniu w Wallanderze za kluczową dla rozwoju jego kariery. Niewykluczone, że gdyby nie serial o szwedzkim komisarzu, nazwisko Toma mówiłoby cokolwiek zaledwie garstce brytyjskich kinofilów.
Tak naprawdę Hiddleston nigdy na dobre nie zerwał z telewizją. Już jako uznany aktor, mający za sobą występy między innymi u Stevena Spielberga (nieduża, acz wyrazista rola w Czasie wojny) czy Terence’a Daviesa (melodramat Głębokie błękitne morze), wystąpił również w The Hollow Crown, znakomitej, fenomenalnie obsadzonej miniserii adaptującej historyczne dramaty Williama Szekspira, z którego twórczością Tom tak świetnie radził sobie na deskach teatru. Najnowszą pozycją w dorobku Hiddlestona jest natomiast inna kilkuodcinkowa produkcja telewizyjna – współprodukowany przez BBC i AMC The Night Manager to historia szpiegowska, oparta na powieści Johna le Carrégo z 1993 roku. Po tego autora Thomas sięgnął w wieku 17 lat i uznaje go za twórcę najlepiej opisującego brytyjską tożsamość. Występ w The Night Manager może być dla Hiddlestona preludium do kreacji jego życia – to właśnie on jest faworytem bukmacherów do przejęcia od Daniela Craiga roli najsłynniejszego szpiega na świecie, Jamesa Bonda. Póki co wypowiada się na ten temat bardzo ostrożnie, ale tysiące jego fanek na całym świecie już wyobrażają go sobie w czarnym smokingu i palcem na spuście Walthera PPK.
Wciąż na początku kariery
Gdyby z dorobku Hiddlestona usunąć produkcje, w których wcielał się w najbardziej lubianego złoczyńcę Marvel Cinematic Universe, należałoby go uznać za wyjątkowo skromny. W jego filmografii figuruje bowiem łącznie zaledwie czternaście filmów kinowych, z czego w aż trzech wcielał się w postać Lokiego (w 2017 roku premierę będzie miał czwarty tytuł, Thor: Ragnarok). Gdy od jedenastu pozostałych produkcji odejmiemy te, które stworzył wraz z Joanną Hogg, lista maleje do zaledwie ośmiu tytułów. Trzeba jednak przyznać, że ta dość niewielka liczba niesie w sobie mnóstwo jakości. Wystarczy spojrzeć na nazwiska reżyserów, u których na przestrzeni lat grywał Tom: oprócz wspomnianych Spielberga i Daviesa są to między innymi Woody Allen (świetna rola F. Scotta Fitzgeralda w O północy w Paryżu), Jim Jarmusch (znakomita, mroczna kreacja w Tylko kochankowie przeżyją) czy Guillermo del Toro, u którego wystąpił w wysmakowanej wizualnie, gotyckiej opowieści grozy Crimson Peak. Dzięki rolom w adaptacjach komiksów Marvela, Tom nie musi martwić się o rozpoznawalność – już dziś może pochwalić się statusem gwiazdy. Ostatnich kilkanaście miesięcy to natomiast starania aktora o to, by osiągnąć sukces w innym, nieco bardziej wymagającym repertuarze. Niedawno wcielił się w legendę muzyki country Hanka Williamsa w I Saw the Light, popisując się brawurowym wykonaniem piosenek pochodzącego z Alabamy artysty, co dla stuprocentowego Brytyjczyka musiało być nie lada wyzwaniem. Lada dzień natomiast premierę będzie mieć jeden z najbardziej oczekiwanych tytułów tego roku, High-Rise, wyreżyserowana przez znanego z Turystów Bena Wheatleya adaptacja kultowej powieści J. G. Ballarda. I coś czuję, że futurystyczno-surrealistyczny anturaż to coś, w czym Tom Hiddleston odnajdzie się znakomicie.
Jego zawodową filozofię streszcza poniższy cytat, zaczerpnięty z jednego z wywiadów podczas promocji Tylko kochankowie przeżyją: Wszyscy aktorzy pozwalają sobie na rozwój. Nie wiem, w którą stronę poniesie mnie wiatr, ale jestem gotowy na tę podróż. Dziś karierą Hiddlestona rządzi lekka bryza, jednak już wkrótce podmuchy mogą znacznie przybrać na sile, a rola Lokiego, zamiast definiować jego karierę, będzie wspominana zaledwie jako ta, od której rozpoczęła się jego droga ku wielkości.
korekta: Kornelia Fary