REKLAMA
Ranking
Filmy, które skutecznie OGŁUPIAJĄ
REKLAMA
SZYBKA PIĄTKA #64.
Filmy potrafią zachwycać, wzruszać, bawić, irytować, smucić i… ogłupiać. Tak, są tytuły, po obejrzeniu których czujemy się mądrzy i oświeceni, ale też takie, które skutecznie ogłupiają. Właśnie filmami z tej drugiej grupy zajmujemy się w Szybkiej piątce nr 64.
Szymon Skowroński
- Triumf woli – warto zadać sobie pytanie: czy to nazizm pomógł stworzyć Leni Riefenstahl, czy to Leni Riefenstahl pomogła stworzyć nazizm. Trzeba bowiem zauważyć, że nazizm to między innymi umiejętny dyskurs, odpowiedni język i sprawna manipulacja faktami. To wszystko znajduje się w Triumfie Woli – filmie, który pomógł ogłupić całą nację, by ślepo podążyła za opętanym dyktatorem.
- Adrenalina 2: Pod napięciem – lubię niezobowiązujące, sprawnie nakręcone i pozbawione pretensji kino akcji. Nie lubię natomiast przesady. O ile pierwszy Crank był jeszcze jazdą na cienkiej granicy, to sequel ją przekracza niemal na każdym kroku. Nie odczuwałem absolutnie żadnej satysfakcji podczas seansu, bo wszystko, co nam zaserwowano, było pozbawione jakiejkolwiek logiki i kontroli. Po seansie czułem się głupszy i uboższy.
- Job, czyli ostatnia szara komórka – Konrad Niewolski dokonał rzeczy absolutnie niesamowitej: nakręcił aktorską adaptację internetowych sucharów i sprzedał to jako swój film. Nie wiem kto jest głupi: ja czy on. Chyba jednak ja, bo mogłem zrobić coś podobnego i zarobić parę groszy.
- Filozofowie (2013) – w zamyśle intrygujący thriller, w praktyce: paździerz. Rzecz, która łamie zasady, które sama stworzyła. Otóż w filmie mamy do czynienia z problemem symulacji. Nie trzeba wielkiej matematycznej wiedzy, żeby wiedzieć, że ich zasady są nie do złamania. A co się dzieje w filmie? Jeden z uczestników wykorzystuje wiedzę, którą zdobył w poprzedniej symulacji. Potem robi się jeszcze ciekawiej: uczestnicy nagle otrzymują nadświadomość, dzięki której mogą łamać zastane zasady. Na koniec filmu krzywiłem twarz w wyrazie zażenowania.
- Baby są jakieś inne – przypadek podobny do Joba. Marek Koterski, niegdyś jeden z najwybitniejszych scenarzystów, dramaturgów, autor oryginalnych, błyskotliwych i głębokich tekstów, poszedł na totalną łatwiznę. Zebrał skrawki dialogów, które da się usłyszeć w każdy piątek świata w każdym barze, gdzie przy stoliku siedzi 2+ samców, i ułożył to w film, który nie jest ani mądry, ani specjalnie zabawny, ani wartościowy. Trochę głupio.
Jacek Lubiński
- Głupi i głupszy bardziej – pierwsza część była głupia, ale śmieszna. Sequel jest adekwatny do swojego tytułu, bo po seansie faktycznie człowiek zaczyna dorównywać głównym bohaterom. Bardziej.
- Mordercze klowny z kosmosu – Ziemię atakuje zbieranina wymalowanych jak cyrkowcy istot, które mieszkają w olbrzymich namiotach i zabijają lodami. Już sam ten opis skutecznie ogłupia.
- Kino z Kentucky Fried Theater – zbiór skeczy od tria ZAZ – zabawnych, ale przez półtorej godziny robiących wodę z mózgu, czyli cel osiągnięty.
- Filmy Tarkowskiego – kino tak głębokie, wystylizowane i mądre, że automatycznie degraduje poziom IQ u widza. U Tarkowskiego nie ma czegoś takiego jak “nie ogarniam”. Jeśli czegoś nie rozumiesz, to jesteś po prostu tępy jak dzida. A że nie rozumiesz wszystkiego, to po trzech godzinach seansu mądrzejszy się raczej nie poczujesz. Mam znajomych, którzy po obejrzeniu Stalkera potrzebowali wieloletniej terapii pozwalającej im na nowo uwierzyć w siebie. Tru story.
- Filmy braci Marx – w większości są to zgrywy na ma(r)ksa, z pretekstową fabułą wypełnioną scenami-gagami, w których ktoś kogoś gania, ktoś się przewraca i taki tam komediowy standard dawnych lat. Trzeba jednak przyznać, że każdorazowa wymiana zdań pomiędzy Groucho i Chico lub pomiędzy Groucho i… kimkolwiek innym to festiwal w robieniu idioty z osoby postronnej. Festiwal bynajmniej nie głupi sam w sobie, ale konia z rzędem (konkretnie trzecim od dołu w kinie z balkonem) temu, kto zdoła pozbierać się po nich do kupy. Nie chcecie konia z rzędem? No dobra, i tak nie mam.
Dawid Konieczka
- John ginie na końcu – surrealistyczna, a raczej kompletnie absurdalna opowieść z pogranicza sennego koszmaru i narkotycznej wizji. Alternatywne rzeczywistości, złowrogie stwory z mrożonego mięsa i psychoaktywny sos sojowy – czy trzeba coś więcej dodawać? Tytuł filmu Dona Coscarellego to jedynie wierzchołek góry lodowej złożonej z niezwykłości, obrzydliwości i zabawnych niedorzeczności wszelkiego rodzaju. Aktywność mózgu podczas seansu jest oczywiście wskazana, ale trzeba ją umiejętnie kontrolować. Albo po prostu spuścić umysł ze smyczy i naćpać się tym, co dzieje się na ekranie.
- Poznaj moich Spartan – mógłbym tu wpisać w zasadzie dowolny film Jasona Friedberga i Aarona Seltzera, ale podczas seansu Poznaj moich Spartan mój umysł trochę jeszcze kontaktował z rzeczywistością. Nawałnica popkulturowych odniesień, kloacznych dowcipów i kretyńskiej fabuły to skuteczna recepta na rychłą śmierć mózgową.
- Yyyreek!!! Kosmiczna nominacja – Jerzy Gruza postanowił dokonać wielkiego czynu – nakręcił (wówczas) najgorszy polski film. “Gwiazdami” są tu uczestnicy programu “Big Brother”, o których nikt już nie pamięta, a jeśli komuś zdarzyło się oglądać ów reality show, wie, czego się spodziewać. Należy wyłączyć procesy myślowe – oglądając Kosmiczną nominację, trudno podejrzewać, żeby były one potrzebne.
- Gruby i chudszy 2: Rodzina Klumpów – po tym filmie jedyne, co pozostaje w mózgu, to bąki puszczane non stop przez wszystkie wcielenia Eddie’ego Murphy’ego.
- Inland Empire – tym razem David Lynch wziął za dużo tego, co zwykle zażywa. Przez to powstał prawie trzygodzinny (!) festiwal niepowiązanych ze sobą, schizofrenicznych scenek, których seans gwarantuje narodziny klasycznego pytania: “Ale… osochozi?”
Janek Brzozowski
- Mac & Devin Go To High School – film z Wizem Khalifą i Snoop Doggiem w rolach głównych z pewnością należy do jednych z najbardziej ogłupiających, jakie miałem przyjemność w życiu zobaczyć. Już na wstępie czwartą ścianę burzy upersonifikowany skręt, który wydaje widzom szczegółowe instrukcje dotyczące sposobu, w jaki powinno oglądać się obraz Dylana C. Browna. Przekaz jest prosty: „Jeśli, o zgrozo, nie masz akurat zioła, to bardzo mi przykro, ale musisz wyłączyć ten film”.
- Kung Fury: Pięści czasu – fantastyczna, niestety tylko trzydziestominutowa, żonglerka popkulturowymi kliszami, motywami i odniesieniami. Projekt Davida Sandberga pozwala się całkowicie odmóżdżyć, zrelaksować oraz przenieść w czasie do ery VHS-ów i wypożyczalni wideo. Film jest dostępny za darmo na YouTubie w niepowtarzalnej, polskiej wersji językowej z Tomaszem Knapikiem jako lektorem.
- Piekielna zemsta – chcielibyście zobaczyć kiedyś Nicolasa Cage’a, który jednocześnie uprawia seks, pali cygaro, pije Jacka Danielsa oraz masowo zabija członków satanistycznej sekty? Jeżeli tak, to koniecznie sięgnijcie po Piekielną zemstę Patricka Lussiera. Ja bawiłem się przednio.
- Wywiad ze słońcem narodu – zwariowana, ociekająca kiczem komedia autorstwa Evana Goldberga i Setha Rogena. Dużo wulgarnego humoru, obscenicznej przemocy oraz szarżującego Jamesa Franco. Summa summarum całkiem sporo dobrej zabawy, o ile przed rozpoczęciem filmu wyłączy się logiczne myślenie.
- Movie 43 – jeżeli myślisz, że widziałeś już najgłupszą rzecz na świecie, to najprawdopodobniej nie oglądałeś jeszcze tego zbioru kilkunastu absolutnie koszmarnych nowel filmowych. Aż trudno uwierzyć, że w tak beznadziejny projekt zaangażowały się gwiazdy pokroju Hugh Jackmana, Naomi Watts czy Emmy Stone. Tutaj nawet trepanacja czaszki przed seansem nie pomoże, ale najwidoczniej tak to miało wyglądać.
Małgorzata Czop
- Bad Milo! – ten film był dla mnie niesamowitym zaskoczeniem. Z niedowierzaniem śledziłam losy bohaterów zatopionych w absurdalnej fabule. Jacob Vaughan przygotował mieszankę horroru z komedią, która raczej w nieudolny sposób skłania się ku temu drugiemu gatunkowi. To opowieść o Duncanie, którego jelita zostały opanowane przez potwora łaknącego ludzkiego mięsa. Tytułowy Milo jest okropnym stworkiem, który terroryzuje swojego “pana”.
- Zoolander – Ben Stiller nie jest moim ulubionym aktorem komediowym. Fascynuje mnie jego żart bazujący na najniższych instynktach i slapstickowej konwencji. Nie inaczej jest w produkcji, którą sam wyreżyserował i pojawił się w głównej roli. Derek jest nieco zapomnianym modelem, a jego popularność chyli się ku upadkowi. Kiedy jego współlokatorzy giną w wypadku, Zoolander chce zerwać z zawodem. Jednak czeka na niego ostatnia misja: dokonanie zamachu na prezydenta Malezji – człowieka, który zakazując dzieciom pracy, naraża biznes modowy na ogromne finansowe straty. Brzmi absurdalnie? Niewyszukane gagi, głupie rozwiązania i chaotyczny Stiller tworzą film, który nie należy do najmądrzejszych.
- Igrzyska śmiechu: W pieszczeniu ognia – aby w miarę dobrze bawić się na tej filmowej parodii, trzeba niemal natychmiast wyłączyć racjonalne myślenie… Myślenie w ogóle nie powinno zaprzątać nam głowy podczas seansu. W świecie Igrzysk śmierci pojawiają się bohaterowie m.in. Władcy pierścieni, Angry Birds, Avatara i Avengers.
- Różowe Flamingi – kultowa produkcja Johna Watersa na dobre zapisała się na kartach historii kina. Przełomowy obraz, który znalazł się na liście 50 filmów, które koniecznie trzeba zobaczyć przed śmiercią. Niskobudżetowy, transgresyjny, obrzydliwy i naturalistyczny. Bohaterowie zachowują się absurdalnie, przekraczając granice dobrego smaku. Dwie rodziny walczą o tytuł najobrzydliwszych ludzi w Stanach Zjednoczonych. By go zdobyć, zrobią wszystko…
- Kochaj – jedna z najgorszych polskich komedii, jakie przyszło mi oglądać. A nie ukrywajmy – jesteśmy mistrzami w robieniu filmów na granicy ogłupiającej farsy i wszechogarniającej żenady. Produkcja z Olgą Bołądź, Magdą Lamparską, Romą Gąsiorowską, Aleksandrą Popławską i Małgorzatą Kożuchowską dzielnie reprezentuje ten nurt. Przyjaciółki jadą na wieczór panieński do Płocka i zaczynają się dziać straszne rzeczy… Kobiety dawno nie były tak źle pokazane w polskim kinie.
REKLAMA