search
REKLAMA
Artykuł

Szybka Piątka #32 – Najbardziej zasłużone Oscary w kategorii najlepszy film

REDAKCJA

27 lutego 2016

REKLAMA

Już zaraz Oscary. Już zaraz Oscary. Jak wygra Zjawa to będzie skandal. S-K-A-N-D-A-L. Jak wygra Zjawa to będzie cudownie. Zamieszanie jakie tworzy się w okół kolejnych nagród Amerykańskiej Akademii nie ma sobie równych w świecie kina. Mało co innego wywołuje tak skrajne emocje. Od niechęci po zachwyt. U wygrywających/przegrywających twórców po, liczonych w setki milionów, widzów. Zdecydowanie częściej odczuwamy jednak niesmak i rozczarowanie. Bo Akademia po raz kolejny wybrała ostrożnie, zachowawczo i niekontrowersyjnie. Bo dana nagroda przyznana jest filmowi, który jest poprawny politycznie, cokolwiek to znaczy. To jednak przyjemne przepychanki, które właściwie podnoszą temperaturą i zachęcają do dyskusji o współczesnych kinie.

Zdarza się jednak tak (naprawdę!), że Akademia trafia w punkt i nagradza zasłużenie. Tak, że nie mamy wątpliwości, że Oscar trafił w odpowiednie ręce. O tych przypadkach piszemy w tej Szybkiej Piątce.

A wy jak uważacie? W których latach Amerykańska Akademia się nie pomyliła?

godfather2

Maciej Niedźwiedzki

1.Ojciec Chrzestny II

To był mocny rok. W stawce były również ChinatownRozmowa. Niezmiernie mnie jednak cieszy zwycięstwo Ojca Chrzestnego II, bo to według mnie najlepszy film wszechczasów. Potężna, gigantyczna rola Ala Pacino, wstrząsająca podróż przez kolejne kręgi piekła z Michaelem Corleone. Nostalgiczna retrospekcja o młodym Vito. Całość jest ze sobą spleciona w natchniony sposób, wiele scen wysysa ze mnie wszystkie moje emocje. Ten film musiał skończyć z Oscarem w głównej kategorii.

2.Annie Hall

Chyba jestem fanem Woody’ego Allena. Do kilku jego filmów wracam regularnie, ale zdecydowanie najczęściej powtarzam Annie Hall. To jego szczytowe osiągnięcie. Allen został słusznie nagrodzony w szczytowym momencie swojej reżyserskiej, aktorskiej, scenopisarskiej kariery. To nie zdarza się tak często w historii nagród Amerykańskiej Akademii.

3.Gladiator

Wybitne odnowienie kina sandałowego, podgatunku tak ugruntowanego w amerykańskim kinie. Fakt, Gladiator nie miał za bardzo konkurencji. W stawce była średnia Czekolada, dobra Erin Brokovic, ciężki Traffic i chyba zbyt obcy Przyczajony tygrys, ukryty smok. Film Scotta naładowany jest prawdziwym patosem, w interesujący sposób przetwarza starożytną historię i zabarwiony jest o niebanalne autotematyczne dygresje. To kino kompletne i spełnione, właściwie ilustrujące potęgę Hollywood.

4.American Beauty

Bardzo interesujący, mocny rok. Obok filmu Mendesa mieliśmy doskonały horror czyli Szósty zmysł, jeden z najlepszych filmów więziennych – Zieloną milę i zaangażowanego Informatora. To jednak produkcje znacznie mniejszej wagi niż American Beauty. Mendes w błyskotliwy sposób rozlicza się z mitem “american dream”, niebanalnie traktuje o kryzysie wieku średniego, wdziera się za piękne fasady domków jednorodzinnych. To wszystko bez jadu i ostrza, ale robi to z wdziękiem i czułością. Mistrzostwo reżyserii. Wciąż nie wierzę, że to kinowy debiut Sama Mendesa.  

5.Bez przebaczenia

Kapitalne zamknięcie historii westernu. Oczywiście później powstawały kolejne produkcje w tym gatunku, ale jest coś takiego w filmie Clinta Eastwooda, że po nim ten gatunek można było już tylko pastiszować, odtwarzać i parodiować. Bez przebaczenia to kolos, western totalny. Oscar nie mógł trafić do nikogo innego, ponieważ ten film zamknął pewną epokę amerykańskiego kina. Takie znaczące wydarzenia trzeba nagradzać.

Jeszcze dodam, że jako jeden z niewielu cieszyłem się zwycięstwem 12 years a Slave. To kino ważne, wyrafinowane, potrzebne i uczciwe. Istotny punkt dla współczesnego kina historycznego. Tak powinno się je realizować.

Schindler's List

Rafał Oświeciński

Biorę pod uwagę tytuły z gal oscarowych, które miałem przyjemność zobaczyć (a oglądam mniej więcej od 1992 roku).
1. Lista Schindlera (1993)

Dojrzały, poważny i ważny film Stevena Spielberga. Specjalista od kina popularnego, jeden z najważniejszych i najbardziej rozpoznawalnych (także przez laików) reżyserów, wprowadzający na ekrany same hity (w 1993 zadebiutował również Park Jurajski) – ten człowiek bierze się za Holocaust, temat drażliwy, niewygodny. Nikt o tej renomie nazwiska do tej pory nie mówił o wojennej tragedii. Ale najważniejszy nie jest sam fakt mówienia, ale to, w jaki sposób opowiada o zagładzie, za pomocą jakich środków, jakiego typu emocje obiera za cel i do kogo kieruje przekaz. Spielberg pokazał ten horror w zaskakującej formie, perfekcyjnie dobrał aktorów i przywołał koszmar Holocaustu szczególnie dla tych, dla których dotychczas była to totalna abstrakcja lub jeden z wielu elementów podręcznika historii. Fakt, że chwilami jest ckliwie, że idzie na skróty, a po latach mogą być dostrzegalne pewne przekłamania – to kompletnie jest nieistotne w bezpośrednim starciu z tym filmem. Arcydzieło? Nie mam żadnych wątpliwości i zasłużony Oscar, nawet w kontekście wybitnych (!) filmów wówczas nominowanych (Ścigany, Okruchy dnia, W imię ojca, Fortepian).

2. Titanic (1997)

To jest ten przypadek, kiedy po prostu nie można było nie nagrodzić tak esencjonalnego dla Hollywood kina. Tu wszystko gra, jak trzeba, a przy okazji tworzył się wokół Titanica pewnego rodzaju kult, którego przegapić nie można było. Nic na jego drodze nie mogło stanąć, nawet jeśli są to tak dobre filmy jak Tajemnice Los Angeles czy Buntownik z wyboru. Nie ta liga. Cameron naprawdę był wówczas królem świata, a koronowanie było formalnością.

3. Million Dollar Baby (2004)

Mocne uderzenie w splot słoneczny. Doskonały dramat, który z oczywistych prawd wyciąga to, co najważniejsze, bez poczucia zażenowania. Realistyczny, bolesny, niewygodny. Swoiste wejście Clinta Eastwooda do pierwszej ligi reżyserskiej (mimo tak wielu filmów na koncie), a wysoką formę udowodnił kolejnymi filmami. Pewniakiem był wówczas Aviator Martina Scorsese, ale historia pokazała, który z tych filmów ma większe znaczenie dla kina XXI wieku.

4. No Country for Old Men (2007)

To był rok starcia dwóch kinematograficznych potęg – na jednej szali niezwykły film braci Coen, który na nowo zdefiniował gatunek, jakim jest thriller; na drugiej arcydzieło Paula Thomasa Andersona Aż poleje się krew. Którykolwiek z nich by nie wygrał, ten na wszelkie Oscary zasługuje. Wszystko inne było w cieniu. Padło na Coenów, i dobrze, poczucie obcowania z arcydziełem miałem i wtedy, i dzisiaj, kiedy raz na kilka lat sięgnę po NCFOM.

5. Birdman (2014)

Tak, tak, tak. Absolutnie zasłużony Rycerzyk, bo Birdman jest filmem, który się chłonie od pierwszej do ostatniej minuty, z podziwem dla reżyserskiej i realizacyjnej maestrii. Zwycięstwo Inarritu nie jest wcale oczywiste, bo równie mocno doceniam Whiplash, a tylko trochę mniej Boyhood i Grand Budapest Hotel, natomiast mimo wewnętrznego rozdarcia między de facto czterema filmami nagrodzenie Birdmana uważam za docenienie odwagi, szaleństwa i oryginalności.

Braveheart

Jacek Lubiński

Podobnie do kolegi, biorę pod uwagę wszystkie te lata, z których widziałem wszystkie lub znaczącą większość z nominowanych – zlewam przy tym cały wiek XXI, który poza wyjątkami jest li tylko kiepskim jakościowo nabijaniem kasy i tym samym znacząco odstaje od poprzednich okresów oscarowej historii.

1. Braveheart

Apollo 13, Babe – świnka z klasą (sic!), Listonosz oraz Odważna i romantyczna – to ówcześni rywale Walecznego serca w bitwie o Złotego Rycerza. Zatem nawet jeśli film Mela Gibsona nie jest najlepszym freskiem historycznym i/lub najlepszym filmem 1995 roku (wszak lista tytułów, które nominacji wtedy nawet nie zgarnęły jest imponująca), tak jego sukces trudno jakkolwiek podważyć. Wielkie kino, warte złota.

2. The Godfather

Podobny punkt wyjścia, co wyżej, acz kaliber nieco większy. Jedyną konkurencją w nagrodach za rok 1972 był dla Ojca chrzestnego Kabaret. Jakkolwiek dobry jest to film, to byłoby wielką niespodzianką, gdyby wygrał kosztem dzieła Coppoli. Reżyser powtórzył później swój sukces przy okazji sequela, lecz tam rywale byli już zdecydowanie poważniejsi i kolejny Oscar za “to samo” już mnie tak nie przekonuje, nie wydaje się równie mocny.

3. Gone with the Wind

To się nie mogło inaczej skończyć. Na tapecie oscarowych wyróżnień za rok 1939 same znakomitości, z których obecnie niemal każdy to klasyk (m.in. Czarnoksiężnik z krainy Oz, Pan Smith jedzie do Waszyngtonu, Ninotchka, Dyliżans, Żegnaj Chips…). Ozłocić można było wtedy jednak tylko i wyłącznie największy romans wielkiego ekranu, najbardziej dochodowy i jeden z najbardziej epickich tytułów, jakie kiedykolwiek powstały w Ameryce. I tak też zrobiono, sypiąc aż ośmioma Oscarami dlań. I żaden z wiatrem nie przeminął…

4. The Last Emperor

Rok 1988 – wśród nominowanych za najlepszy film roku poprzedniego brak Nietykalnych, Wall Street, Full Metal Jacket czy Imperium słońca (które dostają jedynie pojedyncze wyróżnienia w pomniejszych i/lub aktorskich kategoriach). Czy może zatem dziwić, że aż dziewięc Oscarów, w tym za film właśnie, ląduje w rękach Bernarda Bertolucciego i jego cesarskiej epopei osadzonej w Chinach? Bynajmniej. Do dziś jest to zresztą opus magnum tego reżysera – kino specyficzne i, jak większość podobnych tytułów, długaśne. Ale słusznie oscarowe – zwłaszcza w porównaniu z konkurencją pokroju Fatalnego zauroczenia czy Broadcast news (o koszmarnym polskim tytule Telepasja).

5. Pluton

O to, czy film Oliviera Stone’a był najlepszym filmem 1986 roku można się kłócić. Nawet i w piątce nominowanych towarzyszyło mu kilka tytułów, które spokojnie mogłyby otrzymać Oscara w najważniejszej kategorii i nikt by nie płakał, nikt nie miał by za złe. Dobrze jednak, że doceniono (od)wagę Plutonu, dla którego Złoty Rycerz to również oznaka dużych jaj Amerykańskiej Akademii, która współcześnie jest ich niemal kompletnie pozbawiona. Tym bardziej cieszy więc to zwycięstwo, a nie Misji, Hanny i jej sióstr, Pokoju z widokiem czy Dzieci gorszego Boga, które w porównaniu z Plutonem zdają się być niezwykle błahymi i nic nie znaczącymi produkcjami.

Ben-Hur-5

Agnieszka Stasiowska

Ja sięgnę trochę dalej niż koledzy, bo nie mogłabym pominąć filmu, który mogę oglądać w zasadzie bez przerwy, czyli

1. Ben-Hur (1959)

Monumentalne widowisko w stylu starego Hollywood, kiedy wszystko kręcono z rozmachem godnym Fabryki Snów, przy udziale setek statystów i dziesiątek planów filmowych. Legendarny już wyścig rydwanów i jedna z najlepszych ról Charltona Hestona. Amerykański patos, biblijne przesłanie i w pełni zasłużona nagroda.

2. Lot nad kukułczym gniazdem (1975)

Wstrząsająca ekranizacja nie mniej poruszającej prozy Kena Keseya. Doskonałe aktorstwo nie tylko świetnego jak zwykle Jacka Nicholsona, ale i Louise Fletcher czy Willa Sampsona. Lot nad kukułczym gniazdem wielkiej konkurencji nie miał – i dobrze, bo decyzje Akademii padają równie celnie jak wzrok Temidy, a zapisanie tego filmu po stronie wielkich przegranych byłoby równie wielką niesprawiedliwością.

3. Rain Man (1988)

Film, który łapie za serce i nie puszcza. Dustin Hoffman w roli autystycznego Raymonda i Tom Cruise jako jego brat, egocentryczny i irytujący japiszon, tworzą niezapomniany do dziś duet. Rain Man zostawił w tyle taką perełkę jak Niebezpieczne związki czy tak ważny temat jak Mississipi w ogniu, a ekipa zgarnęła nagrody także za scenariusz i reżyserię.

4. Milczenie owiec (1991)

Najlepszy film, aktor pierwszoplanowy, aktorka pierwszoplanowa, reżyseria i scenariusz adaptowany. Tyle tytułem Oscarów. A do tego nieprawdopodobny, duszny klimat, przerażający i fascynujący jednocześnie ludzki potwór i jego perwersyjna relacja z młodą dziewczyną. Zabawa życiem, śmiercią i emocjami milionów widzów. Thriller wszech czasów.

5. Chicago (2002)

Filmowa adaptacja musicalu, która z pewnością u wielu znajduje się na liście „Oscarów niezasłużonych”. Bo były Godziny, i Pianista, i Gangi Nowego Jorku, i Dwie Wieże wreszcie. Crème de la crème. Ja jednak uważam, że Chicago jest filmem bardzo dobrym (warstwa muzyczna to osobna historia, bo nie w każde gusta trafiać musi), dającym szansę takim aktorom jak Richard Gere czy John C. Reilly na pokazanie zupełnie odmiennych twarzy, i to w zaskakująco dobry sposób. A główny duet pań – zwyczajnie nie ma sobie równych.

DANCES WITH WOLVES DVD SPECIAL EDITION ¥ ART MACHINE JOB#4785 ¥ COMP D REV 1 ¥ 05.22.02

Jakub Piwoński

Krótko, bo tylko o tym, co po tych filmach we mnie pozostało. Jedyne słuszne wybory:

  1. Tańczący z wilkami (1990)

Film o ucieczce w osamotnienie i zmaganiu się z przeszłością. O odrodzeniu i ponownym dostrzeganiu piękna i dobra tam, gdzie niegdyś było to niemożliwe. Nowa definicja westernu. Życiowe osiągnięcie Costnera.

2. Ben-Hur (1959)

Gdy myślę monumentalny, przed oczami pojawia się dzieło Wylera. Jeden z największych filmów w historii. Pierwsza strona podręcznika kinematografii.

3. Łowca jeleni (1978)

Opowieść o niszczejącej sile traumy. O wojnie przeżywanej nie na polu bitwy, a w umyśle. Ale także o przywiązaniu do korzeni, przyjaźni i lojalności – wartościach fundamentalnych w obliczu śmierci.

4. Braveheart- Waleczne Serce (1995)

Odwaga i honor w szkockim obliczu. Tak powinno wyglądać kino patriotyczne. Nigdy wcześniej i nigdy później filmowa bitwa nie wyglądała tak prawdziwie.

5. Władca Pierścieni: Powrót Króla (2003)

Oscar nie tyle za finał, co za całokształt trylogii. Epickiej trylogii, w historii jedynej. Triumf fantastyki. Tolkien byłby dumny.

REDAKCJA

REDAKCJA

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA