search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Słowa słowa słowa

Grzegorz Fortuna

13 marca 2012

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Koniec minionego tygodnia był dla polskiego kina zaskakująco ważny. Na przełomie dwóch dni pojawiły się dwie konfrontacje twórców z krytykami, które jasno pokazały, że ci pierwsi najzwyczajniej w świecie nie potrafią rozmawiać o własnych filmach i kompletnie nie rozumieją zarzutów stawianych przez tych drugich. Najpierw, w czwartek, Filmweb opublikował rozmowę Barbary Białowąs (twórczyni Big Love) z Michałem Walkiewiczem, a dzień później w programie “Pytanie na śniadanie” Tomasz Raczek starł się z Piotrem Czają, jednym ze scenarzystów niesławnej Kac Wawy. Trudno mówić o narodzinach nowej tendencji, ale te dwie słowne potyczki zdecydowanie zasługują na uwagę. Już choćby z powodu ich walorów rozrywkowych.

Jeżeli jakimś cudem nie widzieliście jeszcze rozmowy Michała Walkiewicza z panią Basią, pierwszą jej część znajdziecie tutaj, a drugą tutaj. Trwa to ponad dwadzieścia minut, ale czasu poświęconego na oglądanie nie można uznać za zmarnowany. Barbara Białowąs, debiutująca Big Love w pełnym metrażu, poczuła się urażona opublikowaną na Filmwebie recenzją i sama zgłosiła się do redakcji z prośbą o rozmowę. I choć widać po niej, że jest pewna swego, a każde zdanie wypowiada z niekłamaną powagą, brzmi raczej jak przybysz z kosmosu niż ktoś, komu powierzylibyśmy kręcenie filmu*. Recenzji Michała Walkiewicza wyraźnie nie rozumie, poszczególne, niezbyt skomplikowane, zdania interpretuje opacznie i co chwila chwali się, że skończyła reżyserię, filmoznawstwo i kulturoznawstwo, więc (w przeciwieństwie do jej adwersarza, który, wnioskując z wywiadu, ukończył tylko jeden z wymienionych kierunków) zna się na wszystkim, co ze sztuką filmową związane, zarówno od strony realizacyjnej, jak i krytycznej. Walkiewicz wyraźnie powstrzymuje śmiech, a Białowąs, nadal pewna swego, wygaduje coraz większe bzdury i z każdą minutą wydyma usta w coraz to większy dziubek. Pełna wersja rozmowy trwa ponoć dwie godziny, a ja bardzo żałuję, że nie można jej zobaczyć w kinie ? jako ?postmodernistyczna? komedia dostałaby na pewno lepsze oceny, niż to nieszczęsne Big Love.

 

Piotr Czaja nie jest już tak pewny siebie. Nie nawiązuje też do erystyki Schopenhauera. Przez dwanaście minut bełkocze, gubi się w słowach (słowach, słowach) i próbuje wytłumaczyć porażkę napisanego przez siebie filmu, opowiadając o scenach, które producenci wycięli. A do tego gdzieś miedzy zdaniami przyznaje się, że, delikatnie mówiąc, środowisko prostytutek nie jest mu obce, choć ponoć wszystkie opisane wydarzenia obserwował z boku. Tomasz Raczek, znany z kurtuazji i umiejętnego dobierania słów (słów, słów) cały czas pozostaje uprzejmy, ale i tak miażdży scenarzystę na każdym szczeblu dyskusji.

Seans obydwu zamieszczonych wyżej wywiadów daje ten rodzaj sadystycznej radości, którą odczuwamy, oglądając wyjątkowo nieudolnego błazna, produkującego się w jednym z telewizyjnych talent show. Ale to nie wszystko. Dotychczas byłem przekonany, że scenariusz Kac Wawy nie jest niczym więcej niż tylko efektem cynicznej kalkulacji. Okazuje się jednak, że to nieprawda. Piotr Czaja wyraźnie w swój projekt wierzył, wyraźnie chciał publiczność rozbawić. Kompletnie mu nie wyszło, ale to już inna sprawa. Pisząc o Kac Wawie postulowałem, żeby wszystkim jej twórcom zakazać zbliżania się do kamery. Nadal uważam takie rozwiązanie za dobry pomysł, ale jakoś żal mi Piotra Czai. Wygląda na przybitego i kompletnie zbitego z tropu, nie rozumie, że efektu jego pracy nie da się oglądać. Podobnie jest pewnie z ?Big Love?, choć trudno mi to ocenić, bo filmu nie widziałem i, po zapoznaniu się z próbką poziomu intelektualnego pani reżyser, nie zamierzam nigdy oglądać.

Te dwa wywiady to pewnie tylko pojedyncze przypadki, za którymi nie pójdzie jakaś ogólna tendencja. A szkoda. Chętnie posłuchałbym, jak Jerzy Hoffman przeprasza za Bitwę Warszawską, Patryk Vega tłumaczy się z Ciacha, a Przemysław Angerman opowiada, co nim kierowało podczas realizacji Wyjazdu integracyjnego. Skoro w Polsce ciągle powstaje tyle koszmarnych filmów, dobrze chociaż czasem przekonać się, że ich twórcy są po prostu filmowcami specjalnej troski, a nie cynikami, liczącymi na szybki zysk. Sytuację samego kina nie za bardzo to zmienia, ale nie ma się przynajmniej ochoty rzucać inwektywami. Tym bardziej, że tego typu konfrontacje bawią bardziej, niż wszystkie Weekendy, Ciacha i Wyjazdy integracyjne razem wzięte.

* Pani Basiu, jeśli to Pani czyta, zaklinam na wszystko: proszę do nas nie przychodzić na rozmowę! To tylko taka… postmodernistyczna konwencja!

Obrazek pochodzi z facebookowej strony “Kulturoznawcy przepraszają za Barbarę Białowąs”.

REKLAMA