search
REKLAMA
Seriale TV

Serialowe uniwersum. The Night Manager

Kornelia Farynowska

11 kwietnia 2016

REKLAMA

O Tomie Hiddlestonie jest już głośno od jakiegoś czasu. Głównie dlatego, że jako Loki błyskawicznie podbił serca widzów w The Avengers. Ostatnio jednak mówiło się o nim sporo ze względu na kolejne filmy o Jamesie Bondzie – zanosi się na to, że Daniel „wolałbym się zabić, niż zagrać w następnej produkcji o Bondzie” Craig zrezygnuje z roli, a wiele osób życzyłoby sobie, żeby nowym agentem 007 został właśnie Tom Hiddleston. Niektórzy już mają go dosyć, niektórzy go uwielbiają, część uważa, że nadaje się na Bonda, część uważa, że za skarby nie. Między innymi właśnie z powodu nieustających debat z tym związanych warto obejrzeć nowy serial stworzony przez BBC, AMC i The Ink Factory.

Brzmi skomplikowanie, ale The Night Manager, bo o nim mowa, to sześcioodcinkowa miniseria, będąca adaptacją powieści szpiegowskiej Johna le Carrégo pod tytułem Nocny recepcjonista. Oprócz Toma Hiddlestona występują w niej nie tylko, ale przede wszystkim Hugh Laurie oraz Olivia Colman. Tak się składa, że uwielbiam całą trójkę. Hiddleston sprawił, że zainteresowałam się ciut bardziej Marvelem, komiksami i superbohaterami w ogóle. Hugh Laurie, acz bardzo dobry w Doktorze Housie, oczarował mnie w przede wszystkim w Czarnej żmii. Olivia Colman, choć już od dawna gra w najróżniejszych produkcjach, ostatnio skradła serca wielu osobom, w tym mnie, swoją rolą w Broadchurch. Prawdę mówiąc, nie przepadam za historiami szpiegowskimi, ale nawet jedno z tych nazwisk wystarczyłoby, żeby zachęcić mnie do oglądania.

635878802254689284-The-Night-Manager-AMC

Twórcy serialu przenieśli akcję z lat dziewięćdziesiątych do roku 2011, a dokładniej do dnia, w którym prezydent Egiptu Husni Mubarak ustąpił z urzędu. W pierwszym odcinku zarysowano tło polityczne, które później jednak schodzi na dalszy plan – historię poświęcono niemal w całości Jonathanowi Pine’owi (Hiddleston) i Richardowi Roperowi (Laurie). Pine, recepcjonista hotelu Nefertiti, przekazuje angielskiemu wywiadowi poufne dokumenty, uzyskane przez jedną z mieszkanek Nefertiti. Z papierów wynika, że w transakcji dotyczącej dużej dostawy broni i sprzętu pośrednikiem jest angielski filantrop – właśnie Roper. Ponieważ [spoiler!] i [możliwy spoiler!], Pine postanawia pokrzyżować jego plany i udaremnić transport.

Powiem wprost – rozumiem, skąd się wzięły skojarzenia z Bondem. Ostatecznie i tu, i tam mamy historię szpiegowską. Ale w The Night Manager nie ma ani odrobiny tego klimatu. Owszem, jest dużo morza i pięknych widoczków z palmą w tle, jest Majorka, jest Marrakesz, jest trochę pościgów, ale to chyba za mało. Akcja toczy się powoli. Tutaj nie ma popisu efektów specjalnych – z jednym, ale całkowicie uzasadnionym fabularnie wyjątkiem. To chłodny, wyrachowany pojedynek umysłów, intelektualna analiza. Do tego Bond koncentruje się zazwyczaj na różnych złoczyńcach, bandytach – Pine chce unieszkodliwić jednego człowieka.

Serial jest znakomicie zagrany, ale chyba najbardziej wyróżnia się Hugh Laurie. I nie chodzi mi tutaj o to, że zagrał coś innego niż w Housie, bo akurat widziałam go w wielu produkcjach, gdzie nie wystąpił w roli wrednego doktorka. Chodzi mi o to, że Laurie nie przesadził w żadną stronę. Łatwo byłoby zrobić z Ropera przesłodkiego łajdaka albo bezwzględnego mordercę. I wprawdzie on rzeczywiście jest bezwzględnym mordercą, ale wiemy o tym z jego zachowania, a nie z gry aktorskiej Lauriego. On się hamuje; nie uśmiecha się za dużo, ale nawet kiedy ma przebłyski, trudno powiedzieć, że to czarujący facet. Czarujący jest za to niezmiennie Tom Hiddleston, podobnie jak Olivia Colman. Ta trójka zagarnęła ekran dla siebie – reszta nie miała szans w tym starciu. Zwłaszcza wyjątkowo – moim zdaniem – nijaka Elizabeth Debicki, grająca żonę Ropera, Jed. To mogła być bardzo ciekawa rola, aktorka miała więcej czasu ekranowego niż Colman, a mimo tego nie udało się jej w ogóle przebić.

night-manager-tom-hiddleston

Konstrukcja odcinków jest prosta, a bohaterowie (zwłaszcza ci główni) albo dobrzy, albo źli. Roper, określany zresztą przez jedną z postaci jako najgorszy człowiek na świecie, nie tłumaczy nikomu motywów swojego postępowania; oszukuje na potęgę, manipuluje, zwodzi i kombinuje. Właściwie nie ma tu miejsca na wątpliwości – to po prostu wyrachowany, bezwzględny mężczyzna, który nie zawaha się przed morderstwem czy torturowaniem kobiety, jeśli tylko dzięki temu osiągnie swój cel. Pine i Burr są tymi dobrymi, którzy mają na uwadze los ogółu. Los rzuca im pod nogi więcej kłód niż Roperowi, ale porażka nie wchodzi w grę. Takie zero-jedynkowe postrzeganie świata mogłoby być irytujące, lecz wydaje mi się, że tutaj akurat przysłużyło się serialowi. Najważniejsza była intryga, sieci zarzucane na Ropera przez Pine’a i Burr. To oglądało się z zapartym tchem; chwilami żałowałam, że sekundy nie mogą mijać szybciej, żebym już była po seansie, żebym już wiedziała, co się stanie dalej.

Nie jestem zresztą odosobniona w tak wysokiej ocenie tego serialu. Już w tej chwili pojawiają się głosy, że powinien powstać kolejny sezon. Liczę jednak na to, że Brytyjczycy wykażą się zdrowym rozsądkiem i umiarem. Rozumiem zachłanność, ale oczywistością jest, że im więcej czegoś się produkuje, tym gorsza jakość. A The Night Manager domknął idealnie niemal wszystkie wątki, był znakomicie nakręcony, znakomicie zagrany, znakomicie napisany i znakomicie przekonał sporo osób do pomysłu, żeby Hiddleston został kolejnym Bondem. Czego i sobie, i jego fanom, i jemu życzę – już nie raz pokazał swoje możliwości, a w The Night Manager znowu udowodnił, że sporo potrafi. Warto ten serial obejrzeć choćby po to, żeby się przekonać, jakim szpiegiem – nawet niekoniecznie agentem 007 – byłby Tom Hiddleston.

REKLAMA