search
REKLAMA
Seriale TV

Serialowe uniwersum. Sposób na morderstwo

Kornelia Farynowska

28 marca 2016

REKLAMA

Twórca Buffy, pogromczyni wampirów, Joss Whedon, bardzo lubi droczyć się ze swoimi widzami. Uwielbia sugerować, że wydarzy się rzecz A, podczas gdy w rzeczywistości parę odcinków później dzieje się J. Ten zwyczaj czule nazwano od jego nazwiska „jossed”. Im bardziej fani spekulują, im bardziej analizują akcję, im bardziej próbują przewidzieć, co się stanie, im bardziej kombinują, tym bardziej się ich – hm, nie lubię takich neologizmów, ale – jossuje. Jednym z lepszych przykładów jest Pusty karawan, pierwszy odcinek trzeciego sezonu Sherlocka. Spora część widzów spędziła dwa lata, wymyślając skomplikowane teorie, doszukując się wskazówek, próbując odgadnąć przebieg wydarzeń, a tymczasem scenarzysta po prostu wzruszył ramionami i na przekór wszystkim oczekiwaniom wymyślił coś zupełnie innego.

Dodatkowo Whedon, ku przerażeniu fanów, sadystycznie ubijał drugoplanowe postacie. Szczególnie te, które były bardzo lubiane. Tłumaczył to zresztą przy okazji tak, że wszyscy spodziewają się, że głównego bohatera spotka coś okropnego, ale nie tego, że coś się stanie komuś mniej ważnemu. To zamiłowanie do pozbywania się postaci teraz cokolwiek się na nim mści, ponieważ każdy obeznany chociaż trochę z jego twórczością wręcz spodziewa się, że lada moment ich ukochany bohater zginie.

20100810_Exa2_5870

Piszę o tym wszystkim, ponieważ Sposób na morderstwo nie jest wprawdzie serialem Jossa Whedona, ale idealnie wpisuje się w oba tropy mimo tego, że wyemitowano dopiero dwa sezony. Każdy z nich ma główną historię, której finał scenarzyści pokazują w pierwszym odcinku nowego sezonu, a dopiero potem, jak do wszystkiego doszło, i rzadko robią to według chronologii wydarzeń. Dzięki temu mają spore pole do popisu, jeśli chodzi o uniki czy fabularne dywersje. Parę razy sugerowali też, że wydarzy się to i to – zazwyczaj coś brzmiącego zbyt nieprawdopodobnie dla danej postaci – widzowie kombinowali, bo przecież to nie może być prawda, to zbyt oczywiste lub niewiarygodne… po czym później uzupełniano brakujące elementy układanki i okazywało się, że faktycznie jednak tak było, a scenarzyści najzwyczajniej w świecie zrobili zmyłkę od zmyłki. A fani rwali włosy z głowy, bo przecież tak w zasadzie nikt ich nie oszukał.

W ogóle oszustwo jest właściwie wpisane już w sam tytuł, który w oryginale brzmi How To Get Away With Murder, czyli w wersji rozszerzonej „jak popełnić morderstwo i nie zostać złapanym”. Serial koncentruje się na Annalise Keating (Viola Davis), która jest adwokatem w swojej firmie i wykładowczynią na uniwersytecie w Filadelfii, oraz jej stażystach – pięciu studentach wybranych z prowadzonych przez nią zajęć. Jak łatwo się domyślić, trup ściele się gęsto, przestępstw również jest sporo, a w niejednoznaczne sytuacje kryminalne w mniejszym lub większym stopniu wplątani są wszyscy bohaterowie. Scenarzyści często nawet nie kryją się z tym, że to, co opowiadają widzom, jest zbyt nieprawdopodobne, by mogło się wydarzyć w prawdziwym życiu. Serial zresztą nie próbuje udawać, że jest Poważną Produkcją o Prawnikach, Którzy Walczą Ze Złem.

Historie są skomplikowane, niejasne moralnie i wątpliwe z punktu widzenia prawa. Podobnie postacie; potrafią być też niemiłosiernie drażniące, ale zadbano o zróżnicowanie ich charakterologicznie.

Mamy zatem Wesa Gibbinsa (Alfred Enoch), chłopca o rozbrajającym uśmiechu, ale z problemami; mamy Ashera Millstone’a (Matt McGorry), wkurzającego rozpuszczonego syna innego adwokata; mamy Connora Walsha (Jack Falahee), nieco aroganckiego i bardzo pyskatego geja; mamy Michaelę Pratt (Aja Naomi King), ambitną kujonkę o skłonnościach do histerii; i mamy Laurel Castillo (Karla Souza), spokojną, zimną idealistkę. Twórcy nie tylko wprowadzili urozmaicenie, ale i nadali każdej postaci wyraźny, indywidualny głos. Wbrew pozorom to nie takie oczywiste ani łatwe…

howtogetawaywithmurder01
Od lewej Matt McGorry Katie Findlay Alfred Enoch Karla Souza Aja Naomi King Jack Falahee Viola Davis Billy Brown Liza Weil Charlie Weber

Drugoplanowych bohaterów jest więcej, ale piszę felieton, a dla mnie najciekawsze są relacje między tą szóstką. Choć z całej piątki Keating to Laurel wyraźnie odstaje jako idealistka, w pewnym sensie wszyscy chcą postępować przyzwoicie, właściwie. Ich wykładowczyni natomiast nie zawaha się przed nieczystym zagraniem; to mistrzyni manipulacji – zdawałoby się, że intrygantka bez serca i sumienia. Są jednak chwile, w których widać, że za lodowatym wyrachowaniem i oziębłym stylem bycia kryje się wrażliwa kobieta. Świat Sposobu na morderstwo to odcienie szarości – żadna z postaci nie jest jednoznacznie dobra lub zła, nie można nikogo przyporządkować do konkretnej szufladki, nikt nie zasługuje na wieczne potępienie lub chwałę. Sprawy są zresztą zbyt zawikłane, by mogły być rozstrzygane zerojedynkowo.

Serial ogląda się z przyjemnością. Akcja trzyma w napięciu, bohaterowie nie są idealni, tylko ludzcy. Na ogólną jakość i poziom produkcji niewątpliwie wpływa też fakt, że sezony skrócono do szesnastu odcinków. Wymieszano tutaj thriller z kryminałem, dramatem prawniczym, czasami nawet groteską. Sposób na morderstwo to eklektyczna mieszanka różnych gatunków, która bardzo wciąga. Whedonowskie nieoczekiwane śmierci i zwroty akcji przykuwają widza do ekranu, na którym króluje Viola Davis (za swoją rolę jako Annalise Keating wygrała zresztą Emmy). Ten serial to takie guilty pleasure – to coś, co nie jest dziełem najwyższych lotów, ale niesamowicie wciąga i trochę wstyd się przyznać do oglądania – tyle że nie wstyd się przyznać się do oglądania.

REKLAMA