Serialowe uniwersum. Dawno, dawno temu
David Tennant stwierdził kiedyś, że nie można opowiedzieć, o czym jest Doktor Who i brzmieć przy tym jak osoba zdrowa na umyśle. Coś jest na rzeczy, bo istotnie niektóre produkcje dążą do tego, aby maksymalnie zagmatwać fabułę i utrudnić jej opisanie. Sporo już się naoglądałam, nie jestem pewna, czy cokolwiek jest w stanie przebić poziom Doktora Who, ale Dawno, dawno temu również nie ułatwia nikomu sprawy.
Zaczęło się w sumie dość niewinnie. Sam pomysł jest całkiem ciekawy – opiera się na założeniu, że postacie, które znamy z bajek czy mitologii, istnieją naprawdę. Kiedyś mieszkały w Zaczarowanym Lesie, ale Zła Królowa rzuciła na nie klątwę i przeniosła do naszego świata. Przedstawiłam to w baaardzo dużym skrócie, bo chciałabym brzmieć jak osoba zdrowa na umyśle. Rzecz natomiast w tym, że postaci się namnożyło, ich losy są pokręcone, każdy jest z każdym spokrewniony, a bohaterowie z lubością podróżują w czasie lub przestrzeni. W dodatku twórcy serialu, Edward Kitsis i Adam Horowitz, wybierają sobie z baśni oraz rozmaitych wierzeń to, co im odpowiada, i do tego dorzucają własne rozwiązania.
Dlatego mamy Królewnę Śnieżkę, Księcia z Bajki, ich córkę Emmę, ich wnuka Henry’ego… a także Złą Czarownicę z Zachodu, Piotrusia Pana, Elsę, Robin Hooda i Merlina. To tak na zachętę, bo jest tego znacznie więcej.
Oryginalne wersje bajek były na tyle okrutne i brutalne, że je złagodzono; do tego stopnia, że Czerwony Kapturek unika strawienia przez soki żołądkowe wilka, Śpiącej Królewny nikt nie gwałci, a Kopciuszek nie musi uciekać od ojca o jednoznacznej natury zapędach. I tak dalej, i tak dalej… Doskonały materiał na horror, dramat społeczny lub rodzinny, i doskonały materiał na wieloodcinkową produkcję luźno inspirowaną takimi krwawymi opowieściami. Twórcy serialu chętnie sięgają do bajkowej makabry, adaptując ją przy tym na swój dosyć specyficzny sposób. Mieszają grozę z horrorem oraz humorem (rzadko wisielczym!). W rezultacie dostajemy więc wyrywanie serc „na żywca” i postacie rozszarpywane przez wilki, a trzy sekundy później romantyczne śluby przy studniach i Wielką Historię Prawdziwej Miłości Królewny Śnieżki i Księcia. To tak na zachętę, bo jest tego znacznie więcej…
Serial odstraszył mnie na początku mocno cukierkowym, przesłodzonym pilotem. Konwencja baśniowości – jasne, jak najbardziej, rozumiem, ale stężenie ckliwości sprawiało, że od mojego zgrzytania zębami budził się śpiący w drugim pokoju kot. Niemniej dałam produkcji drugą szansę i skutek jest taki, że nadal zgrzytam zębami (kot już przywykł), tylko z innych przyczyn. Dawno, dawno temu stało się bowiem serialem, który ma znakomite pomysły na adaptacje pojedynczych bajek, ale beznadziejne na łączenie wielu historii w jedną narrację. Opowieść jest nielinearna, tyle że przedstawianie czegoś w niewłaściwej kolejności ma sens, jeśli potem wypełni się luki, a nie zapomni o brakach w życiorysach bohaterów. W efekcie postacie robią rzeczy, których nie jesteśmy w stanie pojąć przez długi, długi czas. Na przykład: w siedemnastym odcinku pierwszego sezonu Zła Królowa udaje się do Krainy Czarów, a przyczyny tej wizyty zostały wyjaśnione tydzień temu, w dwunastym odcinku piątego sezonu. Takich luk jest sporo, a mam dosyć uzasadnione podejrzenia, że scenarzyści nie wszystko zdążą opowiedzieć.
Niespójność historii w obrębie świata przedstawionego to jedna sprawa. Drugim niesamowicie drażniącym problemem jest brak konsekwencji zachowań bohaterów.
Opowieść można prowadzić na dwa sposoby: albo koncentrować się na akcji, albo na charakterach postaci. Mocno upraszczam, bo wiadomo, że można to łączyć i niektórym nawet się udaje, ale niestety Dawno, dawno temu nie potrafi tego wyważyć. Pierwszy sezon jest skoncentrowany przede wszystkim na rozwoju bohaterów. Wydarzenia są tam mniej ważne, serial rozpęd bierze dopiero w finale. A druga seria składa się tylko i wyłącznie z akcji; logika zachowań postaci schodzi na dalszy – chyba siódmy – plan. W trzecim scenarzyści próbowali trafić gdzieś pośrodku – i tak już utknęli do dzisiaj. Przykład: Królewna Śnieżka i Książę z Bajki mają dziecko, Emmę. W wyniku pewnych wydarzeń, o których nie chcę pisać, bo spoilery wprawdzie nieduże, ale teraz i tak nieistotne, Emma tuż po urodzeniu trafia do domów zastępczych. W rezultacie wyrasta z niej dziewczyna nieufna, zamknięta w sobie, trzymająca ludzi na dystans. Ale, gdy wreszcie klątwa Złej Królowej zostaje złamana, Emma dowiaduje się prawdy, gniewa się na rodziców przez jeden odcinek i przechodzi nad tym do porządku dziennego, żeby akcja mogła się toczyć dalej. Widzowie już dawno przyzwyczaili się, że dziewczyna ma to gdzieś, aż nagle sezon później zalewa się łzami i wyznaje, że tak źle się z tym czuje, to takie okropne i w ogóle jak mogliście, drodzy rodzice, zrobić mi taką krzywdę? Z jednej strony miło, że komuś ze scenarzystów się przypomniało, że nikt nie lubi być porzucany, ale z drugiej, dlaczego dojście do tego zajęło im rok?…
Narzekam, marudzę, przeklinam, złoszczę się, a serial nadal oglądam.
Po pierwsze dlatego, że mimo tych wszystkich frustrujących idiotyzmów nadal sprawia mi to przyjemność. Jest tam dużo humoru, odcinki potrafią wciągnąć i wciąż lubię bohaterów. A po drugie dlatego, że są tam dwie postacie, które mnie przy Dawno, dawno temu trzymają, a mianowicie Zła Królowa (Lana Parrilla) i Rumpelsztyk (Robert Carlyle). Ich historie łączą się ze sobą (bardzo pokręcona relacja nauczyciel-uczennica), oboje chcieliby zmienić swoje życie i stać się „tymi dobrymi”, ale z różnymi skutkami. Są charakterni, pyskaci i trudni we współżyciu, do tego Rumpelsztyk jest mistrzem intryg i manipulacji. Uroku tym postaciom dodaje fakt, że widać, jak bardzo Parrilla i Carlyle cieszą się, że je grają. Chwilami wręcz bije od nich blask. Ich sceny ogląda się ze sporą radością i satysfakcją – a przynajmniej ja nie potrafię oderwać wtedy wzroku od ekranu.
Kiedy pierwszy raz czytałam o Dawno, dawno temu, jeszcze przed emisją, miałam taki błysk: „o, koniecznie muszę to obejrzeć, może być ciekawe”. Zawiodłam się najpierw na pilocie, potem na drugim sezonie, a mimo to wciąż serial oglądam. Mam z nim sporo problemów, często skarżę się na głupoty scenariuszowe, ale wiem też, że koncepcja i bohaterowie intrygują mnie na tyle, że najprawdopodobniej zostanę z tą produkcją do samego końca. Chcę zobaczyć, jaką drogę przejdą niektóre postacie. Chcę zobaczyć, jak można przekształcić inne bajki. Chcę zobaczyć, w jaki sposób twórcy zinterpretują pewne wierzenia.
W Stanach zaczęła się niedawno emisja drugiej części piątego sezonu, w którym bohaterowie udali się do podziemnego świata zmarłych, gdzie króluje Hades. Co by nie mówić, bracia Grimm braćmi Grimm, ale grecka mitologia naprawdę stwarza możliwości, aby Kitsis i Horowitz napisali poplątane historie, po których fani będą się zastanawiać, czy producenci Dawno, dawno temu są zdrowi na umyśle…