Westworld. Recenzja serialu
W ubiegłą niedzielę stacja HBO wyemitowała ostatni odcinek pierwszego sezonu swojego nowego hitu – Westworld. O serialu było głośno jeszcze zanim zadebiutował, między innymi ze względu na to, że wśród obsady znaleźli się Anthony Hopkins i Ed Harris. A gdy już zadebiutował, od początku miał dobre wyniki oglądalności i zbierał pochwały od krytyków oraz fanów. Prace nad nim zajęły sporo czasu. Chociaż pilot zamówiono w 2013 roku i serial miał mieć premierę dwa lata później, ze względu na konieczność wprowadzenia poprawek scenariuszowych przesunięto ją o kolejny rok. Za produkcję odpowiadają Jonathan Nolan wraz z żoną Lisą Joy, J. J. Abramsem i Bryanem Burkiem – wszyscy zajmowali się wcześniej znanymi, głośnymi i lubianymi serialami, większość z nich zresztą zahaczała o science fiction, na przykład Wybrani/Impersonalni (Burk, Abrams, Nolan), Zagubieni (Burk, Abrams, Nolan), Fringe: Na granicy światów (Burk, Abrams).
Serial wykorzystuje historię z filmu o tym samym tytule z roku 1973, napisanym i wyreżyserowanym przez Michaela Crichtona, obecnie już nieżyjącego amerykańskiego pisarza. Fascynowała go technologia i zagrożenia z nią związane – te wątki niejednokrotnie pojawiały się w jego twórczości, klasyfikowanej zazwyczaj jako literatura sensacyjna (Crichtona uważa się zresztą za ojca współczesnego technothrillera). Koncentrował się na możliwościach, jakie daje nauka, przestrzegał i pokazywał, jak łatwo ulec złudzeniu, że panujemy nad technologią. Te motywy można odnaleźć nie tylko w jego powieści Park Jurajski zekranizowanej później przez Stevena Spielbierga, ale także właśnie w Westworld. Zresztą w obu przypadkach schemat fabuły jest właściwie taki sam – naukowcy tworzą sztuczne istoty, budują dla nich specjalny park, kontrolują całość za pomocą komputerów, po czym wpuszczają na teren parku ludzi, zapominając o kaprysach technologii i istnieniu praw Murphy’ego. Swoją drogą raczej nieprzypadkowo współzałożyciel Westworld ma na imię Arnold – tak brzmiało nazwisko jednego z głównych inżynierów Parku Jurajskiego.
Akcja filmu Westworld dzieje się w 1983 roku w parku rozrywki podzielonym na trzy światy – średniowieczny, starożytny (dokładniej rzymski, Pompeje) oraz zachodni. Roboty, które „zamieszkują” te światy, wyglądają i zachowują się jak ludzie. Goście mogą bezkarnie robić, co im się żywnie podoba, wliczając w to seks czy pojedynki na śmierć i życie z androidami. Zostały one bowiem tak zaprogramowane, aby nie móc w żaden sposób zemścić się na człowieku. Jednak pewnego dnia pracownicy parku zauważają, że roboty przestają funkcjonować tak, jak powinny. Okazuje się, że w ich oprogramowaniu nagle ujawnił się błąd – wirus sprawiający, że zaczynają atakować ludzi.
Film odniósł wówczas spory sukces, chociaż arcydziełem nie jest. Crichton miał niewątpliwie ciekawy pomysł – warto zresztą zwrócić uwagę, że dzisiaj dla nas wirusy komputerowe i roboty są normą, ale w czasach, gdy powstawał scenariusz, czyli w latach siedemdziesiątych, były to dopiero początki takiej technologii. Westworld to kino akcji i właśnie dlatego nie może równać się z późniejszymi dziełami Crichtona – o sile prozy amerykańskiego pisarza stanowi do tej pory refleksja nad rozwojem nauki i jego skutkami dla ludzi.
I właśnie te motywy wzięli na warsztat producenci Westworld. Pożyczyli od Crichtona pomysł westernowego parku rozrywki, do złudzenia przypominające ludzi roboty oraz ostrzegawcze przesłanie filmu i całej twórczości Crichtona w ogóle… a dalej zrobili serial całkowicie po swojemu. Historia jest bardziej złożona i siłą rzeczy bardziej współczesna, zaawansowana technicznie. Możemy obejrzeć, jak wygląda produkcja takich robotów w laboratorium. Tam nadaje im się formę, ciało, a później pracuje nad treścią – niekoniecznie może umysłem, bardziej raczej cechami charakteru. Fachowcy wgrywają im także odpowiednie zabezpieczenia: podobnie jak u Crichtona, androidy nie mogą na przykład skrzywdzić człowieka. Dopiero gdy przejdą wszystkie testy, można je wpuścić do parku, w którym odgrywają swoje role, biorą udział w historiach wymyślonych przez programistów.
Wielbiciele filmu mogą być rozczarowani, ale na swój sposób Westworld pozostaje wierne ideom Crichtona. Producenci rozwinęli tak chętnie poruszane przez niego problematyczne kwestie związane z technologiami i brakiem myślenia przy tworzeniu czegoś nowego, nieznanego. Im dalej w sezon, tym bardziej słychać tutaj echa Iana Malcolma z Parku Jurajskiego, matematyka, który wypominał Hammondowi, że jego inżynierowie skoncentrowali się tylko na tym, czy DNA dinozaurów da się zrekonstruować, ale żaden z nich nie zastanowił się najpierw, czy w ogóle powinno się to robić. Westworld stawia podobne pytania: jak reagują ludzie na sztuczną inteligencję wyglądającą i zachowują się tak jak oni? Czy dadzą się na to nabrać? Jeśli tak, to do jakiego stopnia? Jak w ogóle odróżnić człowieka od androida? Czy taki robot może być świadom tego, że nie jest człowiekiem? Jeśli tak, to jak wówczas funkcjonować, wiedząc, że ktoś zaprogramował cię na konkretne rzeczy, słowa-klucze, przewidział twoje reakcje? Co by się stało, gdyby androidy zamieszkały wśród ludzi?
Westworld prezentuje widzom dylematy moralne i to właśnie one – przynajmniej moim zdaniem – są w serialu najciekawsze, ale dużą przyjemność może też sprawić polowanie na nawiązania. Nolan inspirował się na przykład grami wideo, co widać chociażby w zachowaniu kilku postaci, które ewidentnie grają na kodach, oszukując serialową rzeczywistość. Jeśli chodzi o inne filmy science fiction, pierwsze skojarzenia to iluzja rzeczywistości, jakiej doświadczył główny bohater Matrixa, czy podobieństwo replikantów do ludzi w Łowcy androidów. Z dziedzin kultury i nauki – człowiek witruwiański, prawa robotów Asimova, test Turinga, Szekspir, Alicja w Krainie Czarów…
Westworld jest kolejnym serialem, który udowadnia, że produkcje małego ekranu wcale nie muszą być gorsze od produkcji dużego ekranu. Westworld sprawia wrażenie jedenastogodzinnego filmu podzielonego na dziesięć odcinków, w niczym sobie nie ustępujących. Oprócz Eda Harrisa i Anthony’ego Hopkinsa grają tam także Evan Rachel Wood, Jeffrey Wright, James Marsden, Ben Barnes, Luke Hemsworth, Rodrigo Santoro, Jimmi Simpson. Historię rozłożono na części, ale jest przemyślana; przepięknym ujęciom nakręconym między innymi w Monument Valley na pograniczy Utah i Arizony towarzyszy podniosła, charakterystyczna muzyka Ramina Djawadiego; widać rozmach i drobiazgowość świata przedstawionego. Chwilami naprawdę można zapomnieć, że to serial, a nie film.
Nie jest to pierwsza serialowa przeróbka dzieła Crichtona. W latach osiemdziesiątych powstało Beyond Westworld, ale po trzech odcinkach stacja CBS zadecydowała o zdjęciu go z anteny. Już wiadomo, że Westworld HBO nie podzieli tego losu – w połowie listopada zamówiono drugi sezon, choć przyjdzie na niego czekać aż do 2018 roku. Do tego czasu produkcja uzbiera prawdopodobnie jeszcze więcej widzów – ma spore szanse spodobać się nawet osobom nie będącymi wielkimi fanami westernu czy science fiction, ze względu na to, że porusza ciekawe problemy, z którymi być może będziemy musieli zmierzyć się szybciej, niż nam się wydaje.