Narcos. Po drugim sezonie
Historia Pablo Escobara to w zasadzie scenariuszowy samograj. Jeśli ma się na pokładzie chociażby odrobinę utalentowanych ludzi, a producenci nie skąpią pieniędzy na realizację, to ciężko wyobrazić sobie, że ktoś nie będzie w stanie wyciągnąć z niej przyzwoitego ekranowego produktu.
Zważywszy na złożoność postaci narkotykowego barona i to, co wyczyniał pośród wyżynnych terenów Kolumbii, aż dziw bierze, że kino oraz telewizja przez wiele lat nie były zainteresowane stworzeniem fabuły, która opowiadałaby o czasach funkcjonowania jego kartelu. Postać Escobara przewijała się wprawdzie w tle słynnych Kokainowych kowbojów, powstawały dokumenty opowiadające o jego działalności, a postać narkotykowego króla posłużyła z pewnością za solidny fundament pozwalający na stworzenie wielu fikcyjnych bohaterów zaludniających amerykańskie kino sensacyjne. Nie zmienia to jednak faktu, że jak na osobę, która była swojego czasu w Stanach Zjednoczonych wrogiem numer jeden, atencja ze strony producentów jest w jego przypadku zadziwiająco niska. Na tym tle stworzony przez Netflixa Narcos jest w zasadzie jedynym wysokobudżetowym przedsięwzięciem poświęconym przełożeniu historii Escobara i kartelu Medellin na język filmu.
Pierwszy sezon serialu wywołał spore zamieszanie. Kampania reklamowa nie była zbyt agresywna, przez co wielu widzów niemających na co dzień dostępu do oferty Netflixa najzwyczajniej przeoczyło premierę serii. Brak znanych nazwisk w obsadzie oraz twórcy, którzy mieli wcześniej na swoim koncie raczej niezbyt ciepło przyjęte tytuły pokroju Nieproszonych gości, Ucznia czarnoksiężnika czy Księcia Persji, również nie pomogli w medialnym rozgłosie. Wkrótce po premierze w sieci zaczęły pojawiać się jednak pozytywne recenzje, które w końcu pchnęły projekt na szerokie wody. Narcos bardzo szybko zyskał sobie przychylność widzów, stając się tym samym jedną z najlepiej ocenianych serii roku 2015.
Wśród pochwał znalazły się jednak i zarzuty, które najczęściej dotyczyły sposobu narracji opowieści. Twórcy narzucili sobie ekspresowe tempo, a co za tym idzie, dla utrzymania logiki i ciągłości historii musieli wprowadzić do serialu wstawki, w których narrator (amerykański agent DEA) tłumaczy, w jaki sposób rozgrywały się poszczególne wydarzenia związane z działalnością Escobara. I o ile wszelkie smutki związane z tym, że historia wręcz fundamentalna dla tożsamości Kolumbijczyków opowiadana jest z perspektywy amerykańskiego gringo należy uznać za bezzasadne, ponieważ każdy, kto chociaż trochę zainteresował się działaniem kolumbijskiego kartelu, wie, że Stany Zjednoczone odegrały dosyć poważną rolę w walce z jego strukturami, to nad zarzutami dotyczącymi uproszczeń idących za takim sposobem snucia opowieści należałoby się już zastanowić.
Wstawki narracyjne istotnie sprawiają, że twórcy traktują widza nieco po macoszemu. Dokumentalne fragmenty ilustrujące narrację agenta Murphy’ego same w sobie są na tyle interesujące, że należałoby się im poświęcenie oddzielnego miejsca w serialu. Chciałoby się obejrzeć ich fabularne przedstawienie, a nie słuchać ekspresowych streszczeń rodem ze szkolnych bryków. Takie podejście do sprawy rodziłoby jednak pewne problemy, należy bowiem pamiętać, że rozwinięcie dodatkowych wątków spowodowałoby znaczące zwolnienie tempa, które to z kolei mogłoby się odbić czkawkom w zetknięciu z publicznością, której entuzjazm decyduje o realizacji kolejnych sezonów serialu. Właśnie dlatego pierwszy sezon Narcosa to wynik pewnego konsensusu. Serial stara się opowiedzieć tyle, ile to możliwe, nie tracąc jednocześnie na agresywnym tempie narracji, które niezwykle skutecznie przykuwa widza do fotela.
Sukces serii ustabilizował sytuację, w jakiej znajdują się autorzy, co wyraźnie wyczuwa się w trakcie sezonu drugiego, który mimo zachowania ekranowej dynamiki wyraźnie zwalnia. Ilość wstawek o charakterze narracyjnym zostaje zmniejszona, dzięki czemu cała historia staje się bardziej wyważona i nie wywołuje w widzu uczucia, że twórcy pędzą przed siebie na złamanie karku, aby zademonstrować publice możliwie największą ilość fajerwerków. W tym kontekście interesujące jest natomiast to, że Netflix zamówił już ponoć dwa kolejne sezony. Powstaje pytanie, czy w przedstawianiu historii walki z kartelem Cali ekipa zdecyduje się na utrzymanie tempa z sezonu drugiego, czy korzystając z powstałej koniunktury, zdecyduje się na rozwinięcie wątków pobocznych oraz bardziej szczegółowe wpisanie narkotykowej historii w tło ekonomiczne, społeczne i polityczne. I jedna, i druga droga mają oczywiście swoje pułapki. W przypadku pierwszej problemem jest głównie śmierć Escobara. Gilberto Rodríguez Orejuela stojący na czele kartelu z Cali to nie ta sama charyzma. W przypadku drugim Narcos może wpaść natomiast w pułapkę innej serii Netflixa – House of Cards. Dopóki opowieść o amerykańskim polityku rozgrywała się na jego rodzimym podwórku, wszystko funkcjonowało doskonale. Gdy seria pokusiła się jednak o rozszerzenie fabuły o politykę zagraniczną, a tym samym wpisanie wewnętrznych rozgrywek w znacząco szerszy kontekst, okazało się, że przeskoczono rekina. Pokusa dokładnego przedstawienia działalności kartelu z Cali po śmierci Escobara rodzi podobne zagrożenie.
Jeśli chodzi jednak o świeżutki sezon drugi, twórcy zdecydowanie odrobili lekcje.
Jeśli chodzi jednak o świeżutki sezon drugi, twórcy zdecydowanie odrobili lekcje. W zasadzie ciężko formułować w stosunku do niego jakiekolwiek poważne zarzuty. O ile w trakcie pierwszych dziesięciu odcinków Narcosa widz jest świadkiem wydarzeń rozgrywających się w rzeczywistości kilkanaście lat, o tyle sezon drugi w takim samym wymiarze epizodów opowiada o roku prowadzącym do całkowitego upadku kartelu Medellin i śmierci samego Pablo Escobara. Dzięki temu dużo więcej miejsca zostaje poświęcone na próbę przyjrzenia się kokainowemu królowi jako człowiekowi, który zaczyna tracić kontrolę nad zbudowanym przez siebie imperium. Robota wykonana w tym kontekście przez Wagnera Mourę, czyli aktora wcielającego się w rolę Escobara, to bezapelacyjnie murowany kandydat do Złotego Globu. W pierwszym sezonie niektóre z jego gestów i zachowań wydawały się nieco karykaturalne. W drugiej odsłonie serii takie wrażenie znika pod natłokiem pęknięć, które z każdym odcinkiem zaczynają pojawiać się na skrzętnie tworzonej masce narkotykowego barona. Dzięki kreacji Moury oraz doskonale skrojonemu scenariuszowi upadek Escobara – mimo tego, że powinien cieszyć – jest dziwnie przejmujący. Wyraźna awersja do jego postaci pojawia się w widzu jedynie wtedy, gdy fabuła zostaje przerywana przez dokumentalne wstawki z narracją Murphy’ego, co ostatecznie dowodzi, że pomysł nie do końca sprawdzający się w sezonie pierwszym został tym razem zmodyfikowany w taki sposób, aby działać na zdecydowaną korzyść serii. Kiedy obserwujemy Escobara szepczącego ciepłym głosem do swojej żony oraz dzieci, a następnie widzimy przerażające skutki wybuchu bomby podłożonej przez jego ludzi w celu ukarania prezydenta Kolumbii, ciężko nie złapać się na kręceniu głową i wewnętrznym zadawaniu sobie pytań o to, jak to wszystko możliwe.
Ogólnie rzecz biorąc, w Narcosie ciekawym zabiegiem jest fakt, że mimo tego, że narratorem historii jest agent Murphy szczegóły dotyczące śledztwa, życia detektywów, policjantów oraz żołnierzy, jak również rozgrywki polityczne związane z koniecznością zniszczenia kartelu Medellin schodzą na dalszy plan. Uwypukla się to głównie w sezonie drugim, w którym centralnym punktem staje się w zasadzie Escobar i jego szeroko pojęte życie rodzinne. Szeroko, ponieważ nie chodzi jedynie o relacje między nim a żoną, dziećmi oraz matką, ale i o wpływ, jaki wywierał na swoich sicarios. O ile bezpośrednio po jego ucieczce z więzienia La Catedral można by twierdzić, że ludzie podążają za nim ze względu na strach o własne życie, to po serii spektakularnych porażek wywołanych przez działania Los Pepes sytuacja przestaje być już tak oczywista. W drugim sezonie Narcos szybko przestaje być opowieścią o narkotykach, skupiając się raczej na złożoności relacji międzyludzkich oraz ambiwalencji związanej z życiem jednostki chylącej się ku upadkowi.
Tym bardziej niepokojący wydaje się pomysł na kontynuację serii po zabiciu Escobara. Mimo tego, że wątki związane z funkcjonowaniem kartelu Cali były wprowadzane do fabuły serialu dosyć zgrabnie, to bez wątpienia sam Escobar, a nie narkotykowe szachy rozgrywane pomiędzy wybrzeżami Kolumbii oraz Stanów Zjednoczonych były motorem napędowym produkcji Netflixa. Teaser sezonu trzeciego, w którym twórcy sygnalizują przeniesienie ciężaru opowieści na Gilberto Rodrígueza Orejuelę jest efektowny, niemniej niemal automatycznie rodzi pytanie o to, czy taki zabieg będzie efektywny. Jak wspominałem we wcześniejszej części tekstu, boss kartelu z Cali to nie ta sama charyzma. Pod kątem scenariuszowym w żadnym wypadku nie da się z niego wycisnąć tyle, co z Escobara. Twórcy serii z pewnością zdają sobie z tego sprawę, dlatego bardzo wątpliwą kwestią jest oparcie kolejnych odsłon serialu na jego osobie w tak dużym stopniu, z jakim mieliśmy do czynienia w przypadku Escobara. Aby utrzymać Narcosa na odpowiednich torach, będzie trzeba znaleźć inny sposób na rozwój fabuły, a to z kolei może okazać się dosyć trudne, ponieważ po pierwszych dwóch sezonach duża część postaci nienależących do bliskiego kręgu barona z Medellin stanowiła po prostu mniej lub bardziej wyraźne tło. Ta kwestia nie dotyczy jedynie wysoko postawionych polityków, czy członków kartelu Cali, ale i samego Murphy’ego oraz Peñii, którzy początkowo pretendowali do roli głównych bohaterów, ale szybko musieli ustąpić miejsca Escobarowi.
A zatem zrobienie dwóch kolejnych sezonów Narcosa na modłę gotowego materiału, z zamianą zabitego bossa narkotykowego na Orejulę raczej nie wchodzi w grę. Twórcy będą musieli zdecydować się na podążenie jakąś inną ścieżką. Niezależnie od tego, jaką z nich wybiorą, seria będzie musiała wyraźnie zmienić swój charakter. Niewykluczone jest oczywiście, że wyjdzie jej to na dobre, ponieważ autorzy mają do wyboru co najmniej kilka interesujących ruchów na filmowej szachownicy. Każdy z nich jest jednak dosyć niebezpieczny i grozi szybkim matem. Pozostaje liczyć na to, że uda im się go uniknąć.
korekta: Kornelia Farynowska