Room 237 – dokumentowanie nonsensu
Autorem wpisu jest Tomasz “Bekon” Mielcarzewicz.
Obejrzałem “Room 237” już 3 tygodnie temu jednak dopiero teraz jestem w stanie o tym mówić. Straszne. I żenujące, nawet jeśli autorzy na samym wstępie mówią o pełnej subiektywności ich przedsięwzięcia. A podjarany byłem bardzo, bo parę miesięcy temu widziałem do tego trailery i zajawki w londyńskim BFI, a nawet przy okazji “festiwalu Kubricka” w tym samym mieście. Na IMDb 6,8/10, na Zgniłych Pomidorach 94% świeżości.
“Room 237” był w 2012 roku wyświetlany m.in. na festiwalach filmowych w Sundance, Cannes i Toronto i właśnie wchodzi lub wszedł już do kin.
Akapity poniżej to moja subiektywna opinia, wedle której przytoczę parę przykładów (oczywiste SPOJLERY) na poparcie tezy gniota.
1. Twarz Kubricka jest ukryta w chmurach! I to już podczas lotu helikopterem (tytuł i napisy). A rozmawia sobie o tym paru zwykłych panów z mikrofonem przy kompach, którzy widzą tam gdzieś tę twarz… W pewnym momencie, w tle, z podwórka słychać jakieś dziecko i, o zgrozo, interakcję z nim naszego narratora, który zaraz powraca do monologu filmowego, jak gdyby nigdy nic. Co za realizacyjna wiocha!
2. Jack, czekając na interview w recepcji, czyta magazyn Playgirl – według autorów dokumentu, znak to, że był wykorzystywany seksualnie!
3. Że za dużo bagaży przywieźli do hotelu. Potem te bagaże przenikają w kolejnej scenie w grupkę ludzi i to jest niby właśnie te “słynne nawiązanie” do Holocaustu. Bo Stanley Kubrick rozliczał się z niemieckim najeźdźcą w swojej ekranizacji powieści Stephena Kinga, ni mniej, ni więcej. Idiotyczne. Kwestia przenikania scen w ogóle, jakkolwiek niedorzecznie na taką skalę to wygląda, jest poruszana dość często.
4. Danny swoim autkiem jeździ po nieistniejących trasach, bo hotel ma przecież inny układ architektoniczny… I oni, narratorzy dokumentu, mają to wszystko rozrysowane, a trasa się logicznie nie zgadza… Oczywiście, że nie! To był plan zdjęciowy, hotel, budynek, po prostu, coś, na co najzwyczajniej nie zwracamy uwagi w kinie, bo nie wypada.
5. Zmierzając do połowy, czyli momentu, gdzie zazwyczaj się wzdycha lub odpala papierosa, na chwilę odwrócę bieguny i oddam im honory (użycie stylistycznie beznadziejnej formy bezosobowej jest celowe). Przyznam zatem, że pokazali też parę prawdziwych, solidnych wpadek. Dodam też istotny fakt, jestem wielkim fanem “Lśnienia”, a tych wpadek nie znałem i za to szacun. Być może też nigdy ich nie szukałem, będąc przekonany, że w “The Shining” nie należy dopatrywać się fizyki niedoskonałości i można je ignorować tak, jak się to robi zazwyczaj, tym bardziej, że najczęściej to klasyczne wtopy montażowe – element X w tle na ścianie jest, cięcie, sylwetka 1, sylwetka 2, znów ściana, a elementu X już na niej nie ma. Nic więc zdrożnego, a w filmie Kubricka są może jeszcze ze 2-3 podobne sceny. Generalnie, wywołują one pozytywne wibracje, choć szkoda, że to jakieś dwie ze stu dwóch minut seansu. I to były, podkreślę, niewinne wpadki, a nie – jak sugeruje tytuł i ta misterna promocja filmu – zagadki i ukryte znaczenia, które zwabiły mnie do kina.
6. Film zawiera otwartą sugestię, że program Apollo to mistyfikacja Kubricka (odważny, popularny temat krążący w necie), co potwierdza teorię, jakoby autor “2001 Odysei Kosmicznej” nakręcił lądowanie na Księżycu w 1969 roku – Danny nosi bowiem sweterek z logo misji Apollo 11, jakże popularny wzór wśród amerykańskich dzieci Ery Kosmosu! Myślę, owszem, spoko, miły akcent ze strony Kubricka. Ale czy można wnioskować z tego faktu coś więcej? Być może jednak sweterek ów poczynił był za ogień zapalny dla samej teorii księżycowej?
7. Numer pokoju 237 w hotelu Overlook został zmieniony z 217, bo prawdziwy hotel też miał pokój z numerem 217… Oczywiście, że miał, dlaczego miałby nie mieć? Halo? Innymi słowy, na grzyba w ogóle o tak bezsensownej rzeczy autorzy dokumentu wspominają? Nie dość ukrytych teorii pozbawionych sensu – 237 to również nic innego jak numer studia, w którym Kubrick kręcił pierwsze lądowanie na Księżycu! Co, gdzie, jak, z czego?
8.Rozmowa panów o Hitlerze. Ujęcie końcowe, zbliżenie na fotografię z 1921 z Jackiem – jego grzywka kształtem pasuje do wąsów Führera! I rozkmina. Wcześniej padły nawiązania do do Holocaustu w najróżniejszych filmach Kubricka, teraz przywódca III Rzeszy. No naprawdę ciężka rzecz…
9. Przy okazji widzom należy się małe ostrzeżenie. Karygodne, że na stronie IMDb, widnieją w obsadzie nazwiska Kubricka, Kidman, Cruise’a, Kinga itp. Podobne imienne “tagi” pojawią się na innych stronach. Takie nazwiska przy profilu czegokolwiek dodają prestiżu, slash renomy i są po prostu lepem na klienta (czytaj: reklama). Tymczasem dokument “Room 237” – nie wiem za jak duże pieniądze – postacie te wyłącznie cytuje, wspomina! Żenujące. Tym bardziej, że nie doświadczysz tu jakichkolwiek wywiadów czy twórczego wykorzystania kamery. Tylko sceny ze znanych filmów i spowolnione trzysta razy ujęcia, abyś zdołał ujrzeć wreszcie tego Hitlera!
Najwyraźniej za projektem stoi profesjonalny element promujący, a oprócz wielkich, w zasadzie największych nazwisk, mamy też zwiastun, który jest co najmniej obiecujący. Jest również obecność na festiwalach, a to przecież klucz do przebicia. Szok w odbiorze tego dokumentu staje się tym bardziej dotkliwy, że czytam właśnie o dwóch nagrodach festiwalowych i o nominacjach w Cannes i Chicago za najlepszy dokument. Tłumaczę sobie, że to pewnie ze względu na szacunek do dzieł Kubricka, że jurorzy w ogóle go nie obejrzeli i że wystarczył im zwiastun i ciach do nominacji… Wierzę, mimo rozsądkowi, że nie jestem w swych poglądach wyobcowany. Widz z łatwością dostrzeże kłócącą się z logiką prawdę, którą przykrywa skuteczna machina promocji.
Dokument ten to potwarz dla “Lśnienia” i poważny cios dla twórczości Stanleya Kubricka. Mimo wszystko, polecę klikać i pomagać w zarabianiu dolarów z kin i netu – niech mają, sporo w to przecież włożyli. Warto bowiem na żywo obserwować, jak coś tak słabego i intelektualnie wątłego, może zajść tak wysoko.