search
REKLAMA
Biografie ludzi filmu

RIDLEY SCOTT. Niezaspokojony głód tworzenia.

Dawid Myśliwiec

20 listopada 2013

REKLAMA

gladi

Widowiskowo, historycznie, kostiumowo

Tymi trzema słowami można podsumować kolejny wyraźny kierunek w reżyserskim dorobku Ridleya Scotta, bowiem poza kinem science-fiction to właśnie widowiskom historyczno-kostiumowym zawdzięcza on największą sławę. Na czele tej listy znajduje się naturalnie „Gladiator” z 2000 r., wraz z „Thelmą i Louise” spinający wyjątkową klamrą dość nieudane dla Anglika lata 90. Historia rzymskiego generała Maximusa, który, szukając zemsty za zamordowaną rodzinę, zostaje gladiatorem, zdobyła 12 nominacji od Oscarów, pięć z nich przekuwając w statuetki. Choć samemu Ridleyowi nie udało się zdobyć nagrody za reżyserię, „Gladiator” to dziś jedna z najbardziej rozpoznawanych i docenianych bohaterskich epopei, stawiana na równie z innym zdobywcą nagrody Akademii, „Braveheartem” Mela Gibsona. Same filmy nie różnią się znacznie od siebie, choć motywujący bohaterami gniew i chęć zemsty skierowane są w odmienne strony – podczas gdy William Wallace walczył o wolność ojczyzny i jej wyzwolenie z angielskiego zaboru, Maximus występuje przeciwko swej ojczyźnie, reprezentowanej przez bezwzględnego imperatora Commodusa. Oba tytuły zgodnie idealizują jednak swych bohaterów, sankcjonując nawet najbardziej brutalne czyny w imię zaprowadzenia sprawiedliwości. Osadzona w realiach starożytnego Rzymu opowieść dowiodła, że na całym świecie ten rodzaj swoistej batalistycznej hagiografii jest niezmiennie pożądany przez widzów.

thelma

„Gladiator” nie był jednak pierwszym przejawem skłonności obchodzącego wkrótce 76-urodziny reżysera do kina kostiumowego. Już jego pełnometrażowy debiut, „Pojedynek” z 1977 r. z Harveyem Keitelem i Keithem Carradinem w rolach głównych, odtwarzał realia epoki napoleońskiej, opowiadając o dwóch oficerach francuskiej armii, pojedynkujących się wielokrotnie o sprawiedliwość i honor. Był to jednak tak naprawdę kameralny dramat, dla którego wojny napoleońskie były jedynie tłem, nie zaś kwintesencją widowiska. W 1985 r., a więc już po zrealizowaniu swoich dwóch wielkich dzieł science-fiction, Scott nakręcił „Legendę”, młodzieżową baśń będącą oczywistą odpowiedzią na „Niekończącą się opowieść”. Do dziś film, w którym wystąpił wchodzący dopiero do grona hollywoodzkich gwiazd Tom Cruise, pozostaje jedyną wycieczką sir Ridleya do świata fantasy. Z początku przyjęty chłodno, obraz ten zyskał status kultowego dopiero po wielu latach, gdy wreszcie doczekał się wydania na DVD w 2002 r. „Legenda” wciąż pozostaje jednym z popularniejszych filmów fantasy w historii, mimo iż dane z box office mogą świadczyć inaczej.

kingdo

Epicki rozmach przećwiczył Scott w 1992 r., kiedy to z okazji 500-lecia odkrycia Ameryki na zlecenie Paramount Pictures zrealizował „1492. Wyprawę do raju”. Niestety, i tym razem nie udało się osiągnąć sukcesu. Wręcz przeciwnie – blisko dwuipółgodzinny film okazał się totalną komercyjną klapą, zarabiając w amerykańskich kinach równowartość 1/7 swojego budżetu! Międzynarodowa obsada tej monumentalnej produkcji nie zagwarantowała podobnego zainteresowania, dlatego dziś ta historyczno-przygodowa opowieść, tyleż sprawna warsztatowo, co nijaka, pozostaje jedną z największych reżyserskich porażek sir Ridleya, który musiał wyciągnąć wnioski z tej wpadki – wszak kolejnym jego romansem z kostiumowym widowiskiem był nagradzany „Gladiator”. To właśnie wielki sukces filmu, dzięki któremu Russell Crowe stał się megagwiazdą, zachęcił twórcę „Obcego” do wyreżyserowania kolejnego historycznego spektaklu, jakim było „Królestwo niebieskie”. W pięć lat po premierze swego największego artystycznego sukcesu Scott po raz kolejny został jednak skarcony za swoje wybory – spektakularne widowisko otrzymało mieszane recenzje, notując słaby wynik a amerykańskim box office. Tylko niezły wynik na rynkach zagranicznych pomogło historii o krwawych krucjatach zbilansować budżet i uniknąć etykietki kolejnej widowiskowej – w wielu znaczeniach – porażki uznanego reżysera.

robin

Po kolejnych pięciu latach twórca z South Shields podjął kolejną – i jak dotąd ostatnią – próbę powtórzenia sukcesu w konwencji przygodowo-kostiumowej. I to nie byle jaką próbę, bowiem postanowił dokonać kolejnej już filmowej adaptacji przygód jednego z najsłynniejszych fikcyjnych bohaterów – Robina z Sherwood, znanego także jako Robin Hood. Aby zwiększyć szanse na osiągnięcie sukcesu w amerykańskich kinach, Scott do roli tytułowej zatrudnił Russella Crowe, zresztą już po raz piąty. Nowozelandczyk pozostaje – poza Gianniną Facio, którą sir Ridley obsadzał w epizodycznych zazwyczaj rolach w aż 10 swoich filmach – najczęstszym aktorskim wyborem mistrza i można powiedzieć, że żadnego z dzieł, w którym zagrał pamiętny Maximus, nie można uznać za porażkę. Z drugiej strony, występ Crowe’a nie sprawił, że najnowsza interpretacja losów szlachetnego łucznika stała się hitem. Obraz zatytułowany po prostu „Robin Hood” nawet nie zbliżył się do wyniku finansowego poprzedniej kinowej wersji przygód tego bohatera, wyreżyserowanego przez Kevina Reynoldsa „Księcia złodziei” z 1991 r. z Kevinem Costnerem w roli głównej. Być może nieco mroczne, batalistyczne zacięcie filmu Scotta nie przypadło widzom do gustu, być może zbyt mało było w nim ducha przygody, który jest przecież tak charakterystyczny dla legendy Robina z Sherwood. Faktem jest, że sir Ridley nie porzucił na dobre epickiej widowiskowości – właśnie pracuje nad „Exodusem”, biblijnym filmowym monumentem opowiadającym o ucieczce Izraelitów z Egiptu. Czas pokaże, czy Anglik nawiąże do jakości znanej z „Gladiatora” czy raczej do mizerii dawnego kina peplum.

gijane

Nurt oficerski

Nietrudno zauważyć, że w filmografii Scotta widnieje wiele pozycji, które opowiadają o wszelkiej maści oficerach: policjantach, żołnierzach, detektywach. Podobnie jak w przypadku kina widowiskowego, twórca „Pojedynku” niestrudzenie wraca do portretowania umundurowanych lub działających incognito bohaterów, a tendencję tą rozpoczął właśnie swoim debiutem. Odkąd w filmie z 1977 r. przedstawił trwający latami konflikt pomiędzy dwoma oficerami armii Napoleona, wszechstronny reżyser opowiadał nam już o nowojorskich gliniarzach („Osaczona” i „Czarny deszcz”), elitarnej jednostce specjalnej marynarki wojennej („G.I. Jane”), nieustraszonych US Rangers („Helikopter w ogniu”), detektywie z wydziału antynarkotykowego („American Gangster”) i pełnej zagadek pracy agentów CIA („W sieci kłamstw”) i FBI (“Hannibal“).

hannibal

Trudno jednak znaleźć wspólny mianownik dla wszystkich wyżej wymienionych tendencji. Protagonistów tych produkcji różni niemal wszystko – czasem jest to zbiorowość: zespół lub duet – innym razem mamy do czynienia z postacią działającą w pojedynkę, zazwyczaj na obcej ziemi.

Przez te wszystkie lata Scott jednak nie zmienił w swoich „oficerskich” filmach jednej rzeczy – jego bohaterowie zawsze stawiają czoła potężnemu wrogowi. Bez względu na to, czy są to somalijscy partyzanci czy lokalny boss narkotykowy, postaci z jego filmów muszą wytoczyć największe działa i stoczyć wyniszczający pojedynek, by odnieść zwycięstwo. Zwycięstwo, dodajmy, okupione wielkim stratami, ale jednak będące jasnym dowodem na to, że dobro zwycięża. Bo sir Ridley nie jest zainteresowany sugerowaniem widzowi, że zło może triumfować, że nie zawsze wygrywają ci, którzy grają fair. Tytuły z nurtu oficerskiego pokazują, że Anglik jest reżyserem z ideologią, w ramach kina gatunkowego przemycającym mocno humanistyczny przekaz. Trudno jednak, by było inaczej – wychowany w domu, w którym wartości honorowe (ojciec i starszy brat byli oficerami brytyjskiej armii) i artystyczne były równie ważne, stał się orędownikiem rycerskiej postawy i czołowym humanistą Hollywood. Bez wątpienia rodzina wywołała duży wpływ na to, że nurt oficerski w ogóle w dorobku Ridleya zaistniał.

the-counselor-michael-fassbender-javier-bardem-ridley-scott

Nestor kina komercyjnego

Dziś sir Scott pozostaje jednym z najbardziej wpływowych reżyserów-producentów w Hollywood, rocznie ma premierę co najmniej kilka filmów, przy których pracował w ten czy inny sposób. Niesamowite zróżnicowanie jego dorobku, w którym można byłoby wyróżnić także nurt dramatów obyczajowych lub dokonać innych podziałów, sprawia, że twórczy 75-latek wymyka się jednoznacznej ocenie. Wciąż wymienia się go w gronie najsłynniejszych i najbardziej utytułowanych reżyserów Fabryki Snów – a przecież, mimo trzech nominacji, nie dostał jeszcze Oscara za… reżyserię.

Jego filmy to doskonały przykład przemyślanego mainstreamu, nigdy zaś nie zbliżyły się do poziomu dzieła sztuki – może z wyjątkiem debiutanckiej fabuły, za którą został nawet nagrodzony na festiwalu w Cannes. Jak wspomniałem wcześniej, Ridley Scott to firma, której produkty nigdy nie schodzą poniżej pewnego dość wysoko ustalonego poziomu – ale też od wielu lat ponad ten poziom się nie wznoszą. „American Gangster” czy „W sieci kłamstw” to przykłady dzieł bardzo dobrych, w wielu aspektach wręcz znakomitych, ale jednak niewykraczających poza od dawna skrojone schematy. Gdy spojrzymy na tytuły ostatniej dekady, trudno odszukać w nich dzieło, które byłoby w jakiś sposób odkrywcze dla swojego gatunku, tak, jak odkrywcze były pierwsze filmy tego reżysera. Z wizjonera stał się rzemieślnikiem, tworzącym wyroby takie jak „Sztorm”, „Naciągacze” czy „Dobry rok”, które nijak nie przystawały do renomy mistrza kina spektakularnego.

Nie ulega wątpliwości, że Anglikowi może brakować sukcesu porównywalnego z tym, który stał się udziałem Stevena Spielberga, ale i tak można go uznać za jednego z największych reżyserów współczesnego kina komercyjnego. Inspiruje wielu młodszych reżyserów, a podobieństwa w przebiegu kariery dostrzec można m.in. u jego rodaka Christophera Nolana. Dziś z pewnością można o sir Ridleyu Scotcie powiedzieć jedno – bez względu na to, jakiej jakości jest jego ostatni film, wszyscy będziemy czekać na kolejny.

RIdley-Scott (1)

ridley

[polldaddy poll=7578313]

Dawid Myśliwiec

Dawid Myśliwiec

Zawsze w trybie "oglądam", "zaraz będę oglądał" lub "właśnie obejrzałem". Gdy już położę córkę spać, zasiadam przed ekranem i znikam - czasem zatracam się w jakimś amerykańskim czarnym kryminale, a czasem po prostu pochłaniam najnowszy film Netfliksa. Od 12 lat z różną intensywnością prowadzę bloga MyśliwiecOgląda.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/