CO, KURWA, LEJ TĘ COLĘ! Czyli dlaczego WOJNA POLSKO-RUSKA działa
Nieadaptowalność prozy Doroty Masłowskiej to, jak się okazało, fikcja, gdy w 2009 roku Xawery Żuławski rzucił Polakom na pożarcie film o Silnym oraz jego ekscentrycznych kobietach. Bazująca na książce, równie ekscentrycznej autorki, maturzystki z Wejherowa, Wojna polsko-ruska stała się jedną z najbardziej znienawidzonych i wyśmiewanych rodzimych produkcji ostatnich lat. Czy wypakowane po brzegi kurwami i polskimi stereotypami dzieło, które na dodatek nie szczyci się złożoną fabułą, może cieszyć któregokolwiek widza? Otóż może, a to jedynie pięć powodów, w obliczu których Wojna polsko-ruska jest świetnym filmem oraz niezwykle udaną adaptacją.
Słowa Masłowskiej przełożone na język filmu
Twórczość Doroty Masłowskiej jest czysto literacka – cały dramat pisarka opiera na dramacie języka. Nie tworzy ona wielowątkowej fabuły, dramaturgicznych zwrotów akcji, pościgów i wybuchów. Dramaturgię musi zapewnić sobie samą formą – słowami. Co zatem reżyser winien uczynić, by podobna historia zaistniała na ekranie, a widz nie usnął z nudów? By forma filmowa nadążyła za formą literacką? Oraz by literacki pierwowzór nie stracił, a wręcz zyskał w tłumaczeniu na język ekranu? Xawery Żuławski, reżyser do zadań specjalnych, precyzyjnie przełożył słowną plątaninę Masłowskiej na język filmu. Stworzył niezwykle interesującą diegezę, która doskonale oddaje ducha powieści. Świat Silnego jest dynamiczny, nieokrzesany, komiksowy, jakby wyjęty z kontekstu. Żyje własnym życiem, rządzi się własnymi prawami. Nic w tym dziwnego, w końcu opowiedziana na ekranie historia jest wybrykiem zwichrowanego umysłu nastolatki uczącej się do matury. Żuławski nie tylko bawi się jego absurdalnością: latającymi ludźmi, wymiotowaniem kamieniami i halucynacjami spowodowanymi spidem pożeranym jak cukierki. Reżyser bez wstydu podkreśla sztuczność, niefilmowość świata przedstawionego. Powołuje do życia Masłoską (tak, w filmie ma na nazwisko Masłoska), która współtworzy uniwersum zza kadru. Snuje się za bohaterami, podpowiada im dialogi, podsuwa Silnemu scenariusz filmu. W każdym z tych przypadków film w prosty i zabawny sposób obrazuje treść podaną słownie oraz demaskuje umowność ekranowej rzeczywistości.
Polska Dresiarska w krzywym zwierciadle
Choć książkę Masłowskiej ogłoszono pierwszą polską powieścią dresiarską, z prawdziwą subkulturą dresu miała ona niewiele wspólnego. Silny nie świecił wcale ortalionem. Nosił zwykłą kurtkę oraz jeansy. Dialekt, którym się posługiwał, nie był wzorowo osiedlowy, a specyficznie wystylizowany przez autorkę. „Spierdalaj mi, z serca i z oczu”. Język Silnego jest wypchany wulgaryzmami, ale ma w sobie dozę wytworności, niewinnej pseudointelektualności. To Żuławski przeniósł literacki pierwowzór na bardziej polskie podwórko – dosłownie. Wprowadził subkulturowy folklor, ubrał swojego głównego bohatera w patriotyczny, biało-czerwony dres. „Na górze polska amfa, na dole polska menstruacja”. Umieścił go na PRL-owskim blokowisku, w sercu którego rozbrzmiewa polskie disco-polo. Wojna polsko-ruska staje się więc absurdalną polską komedią, z której wolno nam się do woli śmiać, wyzwalając się tym samym z polskich kompleksów. A że wręcz wypadało ubrać to w kiczowaty kostium, twórcy filmu stworzyli prawdziwie groteskowy spektakl ponowoczesności. Zabawa w kino postmodernistyczne jest nadal nieprzetartym szlakiem w polskiej kinematografii. Masłowska oraz Żuławski bawią się jednak wszystkimi jego atrybutami: umownością formy artystycznej, miksowaniem fikcji z rzeczywistością, intertekstualnością, ironią, pastiszem, czarnym humorem, zatarciem granicy między kulturą niską a wysoką. Niektóre świetnie wpasowały się w filmowe standardy, między innymi podróż Silnego do piekła, które okazało się być studiem telewizyjnym. Wszechobecna parodia umożliwiła twórcom swobodną zabawę, która nie potrzebowała hollywoodzkich pieniędzy czy dopracowanych efektów specjalnych. Mimo wszystko próżno szukać w polskim kinie utworu tak dynamicznego i barwnego.
Wydobycie z książki podstawowego przesłania
Andrzej Silny Robakowski. W powieści protagonista-narrator, w filmie – po prostu protagonista. Ekranowym narratorem zostaje zaś Dorota Masłowska. Demiurg, siła wyższa, który sprawuje pieczę nad bohaterami oraz całym światem przedstawionym. Widz jest zatem dużo lepiej poinformowany od czytelnika. Zna genezę dzieła, które tworzy się w głowie i na marginesie zeszytu Masłoskiej, dzięki czemu odbiorca nie musi miotać się w bełkocie myśli Andrzeja Robakowskiego, jak ma to miejsce w literackim pierwowzorze. Wojna polsko-ruska podkreśla zatem znaczenie nie polskiego podwórka, subkultury dresu czy bieli polskiej amfetaminy. Istotą książki Masłowskiej i filmu Żuławskiego jest relacja Bóg-stworzenie, Masłoska-Silny. Jak twierdzi sam reżyser filmu:
To film o wyobraźni i o jej sile sprawczej. Może wszyscy jesteśmy wytworami czyjejś wyobraźni? Autorka z nudów wymyśla bohatera Silnego. I jego świat, który powstaje przed nim, jest budowany, „rodzi się”. Silny porusza się w nim jak cudzoziemiec, jak przybysz z innej planety. Kreacja Silnego jest wiarygodna, wierzymy w jego istnienie. Świat przedstawiony Silnemu od początku jawi się jako małe polskie miasto, nudne i puste w nocy. Jednak z rytmem wydarzeń i działań Silnego dzieje się bardzo dużo.
Bo film Żuławskiego to opowieść o świecie, który zbudowany jest ze styropianu i dykty. Człowiek nie może mieć pewności, że istnieje, bo rzeczywistość ta jest totalnie niestabilna. Spisana na maszynie, której kartki niechlujnie walają się na biurku. Doskonale ilustruje to scena przesłuchania Masłoskiej, specjalnie podrasowana w trakcie tworzenia filmu. „To wszystko jest prowizorka. Tego wszystkiego tutaj nie ma”.
Rewelacyjne aktorstwo i dialogi
Godna podziwu jest umiejętność kreowania świata przez Xawerego Żuławskiego. To także wielka zasługa poprowadzonych przez niego aktorów. Borys Szyc w roli Silnego, który swą wrażliwość skrywa pod łysą glacą. Sonia Bohosiewicz jako ekscentryczna miłośniczka polskiej bielinki. Roma Gąsiorowska jako gorąca Magda oraz jej solarium i ciepłe kraje. Maria Strzelecka w czarnej do szpiku kości kreacji Andżeli. I w końcu schowana pod kapturem Dorota Masłowska i jej debiut aktorski. I można by rzec, że aktorstwo przesadzone, przerysowane, nieprofesjonalne. Że fatalnie, że histerycznie i zbyt wulgarnie. Ale to w niedoskonałości, pretensjonalności i absurdalności tkwi urok Wojny polsko-ruskiej. Przede wszystkim w niestabilności i niepewności tworzonego przez nierozgarniętą maturzystkę świata. Wierna pierwowzorowi adaptacja Xawerego Żuławskiego nie rezygnuje także ze znakomitych dialogów, które ubarwiają dzieło i dodają mu nierzeczywistego charakteru. Dorota Masłowska czerpie garściami z nurtu polskiej literatury i sztuki, której wyjątkowość polegała na postrzeganiu rzeczywistości przez pryzmat nieposkromionej wyobraźni. W jej tekstach czuć wpływy Witolda Gombrowicza, Witkacego, Marka Koterskiego. Wszystko to opatulone sporą dawką niepokornej, nieokiełznanej polskości. Bo, co tu dużo pisać. Wizyta Nataszy w domu Silnego oraz towarzyszące temu kwestie „Ty mi nie pierdol, bo mnie twoja hodowla psów gówno interesuje! Lepiej gadaj, gdzie żeś fetę schował!”. Nocna tułaczka Lewego i Silnego oraz „Co kurwa, lej te colę! I streszczaj się, Silnemu chce się pić, a jak nie, kurwa, to tam wejdę i ci pomogę, a tego byś nie chciała”. Wszystkie te sceny przeszły już do historii polskiej kinematografii.
Uniwersalnie i zabawnie
Nad powieścią Doroty Masłowskiej oraz filmem Xawerego Żuławskiego można długo dywagować. Snuć rozważania nad postacią Silnego, który niczym Mesjasz spisuje na piasku filozoficzne rozważania, toczy nierówną batalię z siłą wyższą. Jednak książka Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną, podobnie jak film Wojna polsko-ruska są przede wszystkim dziełami, które dostarczają sporej dawki drastycznej rozrywki. Ostra jazda bez trzymanki, i to na niezłym spidzie, które serwuje nam nieokrzesany główny bohater. Cwaniaczek, dobry chłopak z sąsiedztwa, ale ma i swoje ckliwe momenty. Nieco oniryczną wizytę na plaży, monolog o śmierci, podróż do piekła i z powrotem. Wszystkiemu jednak towarzyszą dynamiczne obrazy z polską amfą i polskim eksportowym piaskiem w tle, które ciągną historię dowcipnie, ironicznie i zadziornie aż do samego końca. A tytułowa wojna polsko-ruska? Czym ona jest? Ano, niczym. Zwrotem frazeologicznym, nadmuchanym frazesem. A że ruski w języku polskim kojarzony jest z badziewiem, gangsterem, przeciwnikiem, może to być ktoś, kto nas, jakby to Silny ujął, po prostu wkurwia.
korekta: Kornelia Farynowska