Prosta historia. Modlitwa
W świadomości masowego widza Lynch zaistniał w roku 1980, przedostając się na czerwone dywany w towarzystwie wiktoriańskiego dżentelmena Johna Merricka. Człowiek słoń wyprowadził reżysera poza zadymione sale nocnych kin, w których przez lata wyświetlano Głowę do wycierania, jednak to dopiero Twin Peaks sprawiło, że kino Lyncha stało się popkulturowym fenomenem. Ostatnia dekada XX wieku nie była mimo to dla Amerykanina pasmem niczym niezmąconych sukcesów. Sine ciało Laury Palmer wyrzucone na brzeg skąpanej we mgle, niewielkiej mieściny zelektryzowało miliony widzów na całym świecie. Nie każdy z nich był jednak gotów na to, aby zakorzenić się w świecie Lyncha na dłużej niż kilka odcinków serialu. Ogniu krocz ze mną spotkało się z bardzo chłodnym przyjęciem ze strony widowni i krytyków. Finansowa porażka dotknęła również Zagubioną autostradę. Studio CiBy 2000, mimo działającej na korzyść reżysera umowy, blokowało jego ekscentryczne projekty w obawie o to, że przyniosą one jeszcze bardziej dotkliwe straty. Tym samym twórca, który na początku lat dziewięćdziesiątych odebrał Złotą Palmę za swoją Dzikość serca i pojawiał się na pierwszych stronach najbardziej prestiżowych magazynów w związku z Twin Peaks, po raz kolejny w swojej karierze znalazł się w dosyć skomplikowanej sytuacji.
Ucieczką od problemów związanych z finansowaniem filmów oraz płynącymi zewsząd oskarżeniami o epatowanie bezsensowną przemocą oraz mizoginię ponownie stało się malarstwo. Ogromną podporą był również doskonale funkcjonujący związek z Mary Sweeney, która powoli wciągała Lyncha w świat swojego dzieciństwa, nieodzownie związany z dorastaniem w regionie Wielkich Jezior. Jej rodzinne miasto, Madison w stanie Wisconsin, początkowo nie było dla reżysera zbyt interesujące, niemniej z każdą kolejną wizytą przekonywał się on zarówno do miejsca, jak i ludzi, którzy je zamieszkiwali. Zaraz po tym, gdy szum związany z premierą Zagubionej autostrady nieco ucichł, Amerykanin zgodził się na artystyczną kolaborację z działającą pod auspicjami lokalnego uniwersytetu pracownią Tandem Press. W jej ramach wykonał szereg litografii, które powędrowały następnie na aukcje dzieł sztuki w Chicago oraz Nowym Jorku, sprzedając się zresztą za całkiem pokaźne sumy. Jednak to nie grafika ani malarstwo miały na stałe związać twórcze życie Lyncha z Wisconsin. Madison, będące niegdyś tłem dla jednego z ulubionych filmów reżysera, czyli Stroszka Wernera Herzoga, również nie wywalczyło sobie miejsca w obrębie jego kinowego świata. Zabrakło mu nieco ponad sto kilometrów, bo mniej więcej taka odległość dzieli je od Blue River, niewielkiej osady zamieszkanej obecnie przez około czterysta osób. To właśnie tam, latem 1994 roku, swoją niezwykłą podróż zakończył Alvin Straight, czyli główny bohater Prostej historii.
24 sierpnia 1996 roku na łamach New York Timesa ukazał się krótki artykuł zatytułowany Brotherly Love Powers a Lawn Mower Trek (Braterska miłość napędza wyprawę kosiarką). Gdyby nie ten tekst, z dużym prawdopodobieństwem nikt nie usłyszałby o siedemdziesięciotrzyletnim mieszkańcu stanu Iowa, który pozbawiony prawa jazdy ze względu na problemy ze wzrokiem postanowił wyruszyć na spotkanie z bratem na wyprodukowanej w 1966 roku kosiarce John Deer. Traf chciał, że sierpniowe wydanie New York Timesa trafiło również w ręce Mary Sweeney, która ze względu na pochodzenie doskonale znała tereny przemierzone przez Straighta. Zaciętość mężczyzny, który za wszelką cenę i na swoich zasadach postanowił pogodzić się z bratem, przypominała jej o ludziach, którzy już dawno odeszli z jej życia. Była to symboliczna opowieść o świecie, który niegdyś wydawał się jej tym jedynym.
Na kilka dni po przeczytaniu artykułu Sweeney postanowiła zatroszczyć się o prawa do realizacji jego filmowej wersji, jednak okazało się, że nie tylko ona dostrzegła potencjał historii Straighta. Jedno z amerykańskich studiów niemal z marszu wykupiło opowieść New York Timesa. Za scenariusz filmu miał odpowiadać Larry Gelbart znany głównie z telewizyjnej wersji M*A*S*H, a rola Alvina była ponoć zarezerwowana dla hollywoodzkiego weterana – Paula Newmana. Sweeney nie pogodziła się jednak z porażką i bacznie obserwowała, w jakim kierunku zmierza projekt. Kiedy w lutym 1998 roku prawa do opowieści ponownie pojawiły się na rynku, Sweeney natychmiast stała się ich nową posiadaczką. Mimo tego, że przez niemal całe dorosłe życie zajmowała się montażem, stwierdziła, że ze względu na osobiste podejście do historii Straighta sama stworzy scenariusz filmu. Do pomocy zaprosiła swojego przyjaciela ze szkolnej ławki, Johna Roacha, który podobnie jak ona doskonale rozumiał, dlaczego zależy jej na przeniesieniu opowieści na kinowe ekrany.
Początkowo reżyser widział w roli Alvina Gregory’ego Pecka…
Zbieranie materiałów do scenariusza oraz sam proces pisania zakończył się bardzo szybko. Autorzy nie mieli niestety okazji spotkać się z samym Straightem, ponieważ okazało się, że zmarł dwa lata po odbyciu swojej podróży (9 listopada 1996 roku). Tekst był gotowy w czerwcu 1998 roku. Niemal od razu trafił on na biurko Lyncha, który początkowo stanowczo odmówił lektury w obawie o to, że nie będzie mógł wystawić mu pozytywnej recenzji, a co za tym idzie, sprawi przykrość Sweeney, która włożyła w niego tyle energii oraz zaangażowania. Reżyser niezbyt dobrze czuł się w roli recenzenta, a sama historia Straighta nie była dla niego na tyle interesująca, aby zgodzić się na stanięcie za kamerą. Sweeney wspomina, że kładąc tekst na biurku męża, nawet przez moment nie myślała, że postanowi on ostatecznie podjąć się reżyserii filmu. Po przeczytaniu scenariusza Lynch nie miał jednak żadnych wątpliwości. Po labiryncie Zagubionej autostrady nadszedł czas na opowiedzenie Prostej historii.
Początkowo reżyser widział w roli Alvina Gregory’ego Pecka. Aktor, który od 1993 roku nie zagrał w żadnym filmie, nie zdecydował się jednak do powrotu na scenę. Kolejnym typem był John Hurt, czyli człowiek, który dekadę wcześniej wcielił się w rolę Człowieka Słonia. Niestety, i w tym przypadku nie udało się dojść do porozumienia. Właśnie wtedy na horyzoncie pojawiła się kandydatura Richarda Farnswortha. Kowboj, kaskader, bohater drugiego planu, który pierwsze kroki w świecie filmu stawiał na planach takich produkcji jak Przeminęło z wiatrem, doskonale nadawał się do tej roli. Gdyby Alvin Straight żył, Farnsworth byłby jego rówieśnikiem. Mężczyźni dzielili zatem podobne doświadczenia, dorastali, starzeli się i odchodzili w tej samej Ameryce. Po spotkaniu Farnswortha Lynch wiedział, że nie chce widzieć na planie nikogo innego. Już na samym początku rozmów pojawił się jednak pewien problem. Aktor zdecydował się odmówić Lynchowi ze względu na swój stan zdrowia. Zdiagnozowano u niego złośliwego raka prostaty, który zaczynał atakować również kości. Mężczyzna ledwo chodził, musiał poruszać się o dwóch laskach, a swój stan pogorszył dodatkowo w trakcie pobytu na farmie, kiedy to spadł z siedzenia ciągnika, uszkadzając biodro. Lynch zapewnił Farnswortha, że poruszanie się o dwóch laskach nie stanowi żadnego problemu z perspektywy jego postaci, dlatego nie musi obawiać się, że wpłynie to negatywnie na pracę na planie, a właśnie o to aktor obawiał się najbardziej. Dodatkowo reżyser obiecał, że w momencie, gdy Farnsworth zdecyduje się na angaż, siedzenie Johna Deera, którym będzie poruszał się przez znaczną część filmu, zostanie wyprofilowane w sposób, który maksymalnie uśmierzy ból związany z jego chorym biodrem. Aktor przystał na takie warunki.
Prócz Farnswortha na planie Prostej historii znalazło się miejsce dla osób, które od lat należały do filmowej rodziny Lyncha. Za zdjęcia miał odpowiadać Freddie Francis, który współpracował z reżyserem przy Człowieku słoniu oraz Diunie. W rolę córki Straighta wcieliła się Sissy Spacek, jedna z najwierniejszych przyjaciółek Amerykanina, za dźwięk odpowiadał natomiast jej mąż Jack Fisk, który również należał do świata Lyncha właściwie od zawsze. Ścieżkę dźwiękową stworzył oczywiście Angelo Badalamenti. Produkcją zajęło się stworzone przez Lyncha, Sweeney oraz Neala Edelsteina studio Picture Factory oraz francuskie Studio Canal. Na potrzeby realizacji filmu zgromadzono dziewięć milionów dolarów.
Kiedy w maju 1999 roku Prosta historia została wyświetlona na festiwalu w Cannes, nawet najbardziej zagorzały krytyk Lyncha, Roger Ebert, przyznał jej najwyższą z możliwych not. Od czasu Człowieka słonia żaden film Amerykanina nie spotkał się z tak jednoznacznie pozytywnym przyjęciem ze strony krytyków oraz publiczności. Zważywszy na to, że dwa lata wcześniej Lynch pojawił się na festiwalu wraz z Zagubioną autostradą, a jeszcze wcześniej wygrał go za sprawą Dzikości serca, media zadziwił fakt, że za sprawą biznesowych rozmów toczonych pośród korytarzy Cannes Prosta historia trafiła pod skrzydła Walta Disneya. Reżyser, który kilkanaście miesięcy wcześniej musiał zmagać się z falą krytyki dotyczącej przemocy oraz uprzedmiotowienia kobiet miał dystrybuować swój nowy film pod szyldem wytwórni kojarzącej się z dziecięcą niewinnością oraz awersją wobec przemocy i seksu. Co więcej, ludzie z Disneya podkreślali w wywiadach, że po obejrzeniu Prostej historii są gotowi na dalszą współpracę z Lynchem. Piekło zamarzło.
Modlitwa
Kilka lat po premierze Prostej historii Mary Sweeney powiedziała w jednym z wywiadów, że jest niezwykle dumna ze swojego scenariusza, niemniej uważa, że David pchnął ten film na zupełnie inny poziom, zmieniając opowieść w coś na wzór modlitwy. Gdzieś pośród ciepłych ujęć Francisa, muzyki Badalamentiego i pełnej determinacji oraz zadumy twarzy Farnswortha istotnie tkwi coś, co nadaje tej historii niezwykłego wymiaru. Szafowanie słowami pokroju sacrum czy metafizyka niemal zawsze wydaje się nieco zabawne i dosyć tanie, bo gdzież tu zestawiać historię o człowieku podróżującym na kosiarce z filozoficznymi tomiszczami roztrząsającymi zagadnienia bytu i istoty. To nie ten język, nie te kategorie. A jednak za każdym razem, gdy oglądam Prostą historię, utwierdzam się w przekonaniu, że owa prostota jest jedynie pozorna, ponieważ w tej serii uśmiechów i grymasów bólu pojawiających się na twarzy Farnswortha, pośród krajobrazów Iowy oraz Wisconsin, wśród małych gestów ludzkiej dobroci okazywanych przez osoby pojawiające się na drodze Straighta, a ostatecznie w finałowym spojrzeniu w gwiazdy zaklęte jest nie mniej sensów niż na setkach stron filozoficznych dysput. Właśnie dlatego lubię dwuznaczność angielskiego tytułu, w którym słowo Straight odnosi się zarówno do prostoty, jak i nazwiska głównego bohatera. W tym ujęciu możemy mieć do czynienia zarówno z Prostą (Straight) historią, jak i historią Straighta, która już taka prosta być nie musi.
Ciężko pisać o tym filmie, ponieważ większość ważnych rzeczy dzieje się w nim bez słów lub między słowami. Werbalny minimalizm to główna zaleta scenariusza Sweeney i Roacha. Ten film z łatwością można było przegadać, zepsuć poprzez naszpikowanie wzniosłymi frazesami dotyczącymi ludzkiego hartu ducha, miłości oraz niezłomności. Na szczęście stało się zupełnie inaczej. Zdecydowana część dialogów w ogóle nie mówi o uczuciach i motywacjach bohaterów. Na podstawie krótkich informacji widz sam musi zorientować się, jakie emocje kierują postępowaniem postaci. I nie chodzi tu jedynie o samego Straighta, ale również o ludzi, których spotyka – w szczególności rodzinę, na której podwórku biwakuje – oraz jego córkę, która przez niemal całe dorosłe życie tęskni za swoimi dziećmi. Chociażby dlatego niezbyt lubię oficjalny plakat filmu, który skupia się na samej podróży kosiarką, zapominając jednak o ludziach.
Ciężko pisać o tym filmie, ponieważ większość ważnych rzeczy dzieje się w nim bez słów lub między słowami.
Podróż jest tu jedynie pretekstem do refleksji na temat ludzkiego życia – niezależnie od tego, jak banalnie to brzmi i jak silnie wyeksploatowano już metaforykę drogi. To film o życiu Sweeney, która usiłuje tchnąć w pogranicze Wisconsin i Iowy część swojego świata. Opowieść o Straighcie, który pod koniec życia zdecydował się na pojednanie z bratem i wyruszenie w drogę, tak jak za czasów wczesnej młodości, kiedy powoli przemierzał Amerykę sprzedając konie. Historia Farnswortha, który po latach zmagań z ujeżdżaniem koni i wykonywaniem kaskaderskich popisów musi walczyć z własnym ciałem, które odmawia mu posłuszeństwa i sprawia niemal niemożliwy do zniesienia ból. W końcu – Prosta historia jest uniwersalną opowieścią o każdym z nas. Historia człowieka jest bowiem prosta. Składa się z początku, drogi i końca. Każdy wie jednak o tym, że owa prostota jest jedynie pozorna.
Alvin Straight zmarł 9 listopada 1996 roku. Richard Farnsworth 6 października roku 2000. Aktor miał dosyć bólu związanego z wciąż rozprzestrzeniającym się rakiem. Popełnił samobójstwo. Film Lyncha był jego łabędzim śpiewem i największym dokonaniem w wieloletniej aktorskiej karierze. W tym kontekście finałowe „Przejechałeś całą drogę na tym czymś tylko po to, żeby się ze mną zobaczyć?” i krótka odpowiedź Straighta – „Tak” – nabierają szczególnej wagi. Niebo i gwiazdy, na które pełnymi łez oczami spoglądają Alvin i jego brat, na które tak często spogląda sam Lynch, szukając w nich ukojenia dla swoich bohaterów, mogą stanowić symbol lepszego świata. Ten nie istnieje jednak u Amerykanina w oderwaniu od człowieka. To właśnie w zetknięciu z nim druga osoba może odnaleźć spokój oraz pocieszenie, sięgnąć owych metaforycznych gwiazd, na które spoglądają Straightowie, Henry Spencer z Głowy do wycierania czy też John Merrick z Człowieka słonia. Człowiek jest najważniejszy. Zawsze.
korekta: Kornelia Farynowska