PROJEKT DOPPELGANGER #2 – MIASTO ŚMIERCI (2008)
Autorką artykułu jest Karolina Nos-Cybelius.
Pierwszą część cyklu można znaleźć tutaj.
Miasto śmierci to horror w reżyserii Phedona Papamichaela czerpiący z symboliki sobowtóra jako zwiastuna śmierci.
Błędne jest powszechne przekonanie, że złowrogi doppelganger wywodzi się z demonologii germańskiej. Doppelganger narodził się wyobraźni niemieckiego pisarza tworzącego pod pseudonimem Jean Paul i z literatury został przeszczepiony na grunt wierzeń ludowych. Silnie zadomowił się w germańskim – ale nie tylko – folklorze jako omen nieszczęścia. Nie tyko Niemcy, ale też Irlandczycy wierzyli, że sobowtór ukazuje się człowiekowi tuż przed śmiercią… Sobowtór od ponad dwóch wieków jest popularnym motywem w sztuce. Do jego wieloznacznej symboliki sięgają twórcy niemal wszystkich kręgów kulturowych.
Spotkanie czy nawet tylko ujrzenie z daleka własnego sobowtóra z zasady jest przerażającym i traumatycznym doświadczeniem. Freud pisał, że w konfrontacji z sobowtórem czujemy się zagrożeni, ponieważ „nieodparcie przywodzi nam na myśl ideę czegoś fatalnego, przed czym nie sposób uciec”. Ze zjawiskiem takim muszą zmierzyć się bohaterowie filmu Miasto śmierci.
Co byś zrobił, gdybyś pewnej deszczowej nocy ujrzał za oknem swojego sobowtóra? Co byś zrobił, gdyby doppelganger stał nieruchomo w rogu twojej sypialni i przyglądał ci się pustym wzrokiem? Co byś zrobił, gdyby twoja bliźniacza kopia próbowała cię zabić? Wyobraź sobie, że stoisz przed lustrem, ale z twoim odbiciem jest coś nie tak. Nie naśladuje twoich ruchów, przeciwnie, przejmuje nad tobą kontrolę. Z szyderczym uśmieszkiem na bladej twarzy zmusza cię, byś się zabił. Masz już gęsią skórkę?
Reżyser greckiego pochodzenia w banalnym z pozoru horrorze o nastolatkach zawarł zagadnienia takie jak manicheizm, walka przeciwieństw, niepewność własnej tożsamości. Cały film Papamichaela opiera się na antynomiach. Opozycje: Bóg–Szatan, chrześcijaństwo–okultyzm, prawdziwa wiara–fanatyzm religijny, miłość–nienawiść, etc. Jedna z bohaterek filmu mówi: „Wierząc w światło, musisz też uwierzyć w mrok”. A jakiż to mrok ogarnął senne amerykańskie miasteczko? Plaga samobójstw. Jedno – zdarza się, dwa – zbieg okoliczności, trzy – to już podejrzane, cztery… pięć… sześć… Ale zaraz. Czy można mówić o samobójstwie w sytuacji, kiedy zabija cię twój sobowtór, ktoś, kto jednocześnie jest i nie jest tobą?
Klątwa ta jest dla społeczności miasteczka lekcją: mylisz się, myśląc, że świat jest czarno-biały, i nie masz racji, dzieląc ludzi na tych dobrych i tych złych. To wnętrze człowieka składa się z pierwiastków dobra i zła i hipokryzją jest twierdzić inaczej. Nie ma sensu wypieranie się swojej mrocznej połowy.
Bohaterowie filmu analizują w szkole Jądro ciemności Conrada. To raczej nieprzypadkowa lektura. Odpowiednikiem Kurtza w Mieście śmierci jest Dylan – samozwańczy prorok i przywódca. Charyzmatyczny młody mężczyzna, który stopniowo zdobywa coraz większą władzę nad umysłami mieszkańców miasteczka i doprowadza do współczesnego polowania na czarownice. Wiara w Boga nie przeszkadza mu bezwzględnie mordować. Miasteczko z filmu Papamichaela to piekło równe temu z opowiadania angielskiego pisarza.
Miasto śmierci to filmowy uroboros – na planie fabularnym opowieść zatacza koło i historia się powtarza. Chyba niczyjej uwadze nie umknie też fakt, że odtwórców ról par Natalie (Rumer Willis) i Seana (Shiloh Fernandez) oraz Lindsey (Elizabeth Rice) i Aidana (Thomas Dekker) cechuje pewne podobieństwo. Są dla siebie nawzajem lustrzanymi odbiciami i symetrycznymi odwróceniami. W finale filmu widzimy scenę analogiczną do tej z początku. Klątwa i odwrócenie klątwy. Te same działania i pragnienie, by uzyskać przeciwny skutek.
Uważam, że to film trochę niedoceniony. Mimo konwencji krwawego horroru – trup ściele się gęsto, po sześciu minach seansu mamy już dwa ciała – jest to obraz niepozbawiony głębszego przesłania. To jeden z filmów, w które trzeba się dobrze wgryźć. Polecam seans przy zgaszonym świetle i odbiorniku nastawionym na tyle głośno, by słuch wyłapał mroczne inkantacje szeptane w momentach, gdy przeznaczenie dopomina się o życie kolejnych ofiar.
Chyba nie można lepiej – na płaszczyźnie symbolicznej, a równocześnie z dosadnością – pokazać, że sami jesteśmy swoimi największymi wrogami, sami sprowadzamy na siebie zło, zemstę i śmierć. Dualizm jest naszą niezbywalną cechą. Człowiek jest naznaczony dwoistością na wielu płaszczyznach: składa się z materii i ducha, z „ja” świadomego i podświadomości, świat ludzkich wartości także jest dwudzielny. Na naturę człowieka składa się cząstka dobra i nieusuwalny pociąg do zła. Właśnie to dualistyczne postrzeganie rzeczywistości i natury człowieka pozwala mówić o manichejskiej wizji świata i właśnie ten pogląd metaforycznie zobrazowali twórcy Miasta śmierci. Nie istnieje żaden demon, który zakradł się tu, by skąpać okolicę w ogniu i krwi. Demony tkwią w nas.
korekta: Kornelia Farynowska