search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Polska krytyka filmowa o tegorocznym Cannes

Mateusz Górniak

2 czerwca 2014

REKLAMA

67 festiwal filmowy w Cannes jest już od co najmniej tygodnia historią. Historią najmilszą kinu tureckiemu, a także rozsądnym werdyktem zachowującym status quo między dwoma, skrajnie różnymi poglądami na film. Złota Palma przypadła bowiem Nuriemu Bilge Ceylanowi za „Winter Sleep”, a jury swój laur rozdzieliło między Xaviera Dolana i Jean-Luca Godarda. Pierwszy z wymienionych panów to popkulturowy geniusz kina emocji, drugi przywodzi na myśl wzloty francuskiej Nowej Fali, a jego najnowszy film – „Pożegnanie z językiem” to pełna erudycji gra z widzem.

Rozgrzanych do gorąca dyskusji jak w roku 1994 nie było, obyło się także bez większych skandali i przyznawania nagrody dla persona non grata, jak kilka lat temu w przypadku niepokornego Larsa von Triera. Werdykt nie elektryzował też, jak w roku ubiegłym, kiedy zwyciężył „Życie Adeli” – film tyleż świetny, co stawiający nurtujące pytania o namacalność i granice kina. Tym samym i prasa zachowała wymowę raczej wyważoną w swoich podsumowaniach, ale opinie najciekawszych osobowości polskiej krytyki filmowej składają się na ciekawy obraz tegorocznego święta X Muzy. Warto więc przyjrzeć się im jeszcze raz, z ponadtygodniowej perspektywy werdyktu i właśnie co rozpoczętego oczekiwania na krajowe premiery filmów zaprezentowanych w Cannes.

Poniżej, dla czystej formalności, zamieszczam werdykt jury w konkursie głównym, a pod nim fragmenty najciekawszych wypowiedzi dziennikarskich pojawiających się w polskiej prasie i sieci.

Złota Palma: Nuri Bilge Ceylan za „Zimowy sen”
Grand Prix: Alice Rohrwacher za „Le meravigilie”
Najlepszy reżyser: Bennet Miller za „Foxcatcher”
Nagroda jury: ex aequo Xavier Dolan za „Mommy”,
Jean-Luc Godard za „Pożegnanie z językiem”
Najlepszy scenariusz: Oleg Negin i Andriej Zwiagincew za „Lewiatan”
Najlepsza rola żeńska: Julianne Moore za „Maps to the stars”
Najlepszy rola męska: Timothy Spall za „Mr. Turner”
FIPRESCI: Nuri Bilge Ceylan za „Zimowy sen”

winter_sleep

Tadeusz Sobolewski, „Gazeta Wyborcza”

Najważniejsza persona działu kulturalnego Gazety Wyborczej i jeden z tych polskich krytyków, który najgłośniej negował Złotą Palmę dla obchodzącego właśnie jubileusz dwudziestolecia „Pulp Fiction” uderzył raczej w tony entuzjastyczne. Tytuł mówi o więcej niż jednym arcydziele, a lead obwieszcza: „to najlepszy festiwal od lat”.

Sobolewski zauważa sztafetę pokoleń na czerwonym dywanie, a za swoje objawienie festiwalu uznaje „Mr. Turner” Mieke’a Leigh, pisząc: „Artystyczny testament największego dziś brytyjskiego reżysera jest jego kolejną próbą przekroczenia barier klasowych i psychologicznych dzielących ludzi, przełamania obezwładniającego poczucia, że nic nie można zrobić, nikomu pomóc, że sztuka jest bezużyteczna.” Do filmu nagrodzonego Złotą Palmą ma stosunek ambiwalentny: zauważa najczęściej pojawiający się zarzut o snobizm i przegadanie, ale całkowicie docenia momenty wizualnych uniesień filmu („Nuda, bezwład życia – zamienione w sztukę.”). Narrację wokół „Zimowego snu” osadza również o spostrzeżenia społeczne, które zestawia z naturą filmu Ceylana – „Ale nie tylko Turcja jest w dzisiejszym świecie rozdarta między “tradycję” i “nowoczesność”. To rozdarcie następuje w społeczeństwach, w rodzinach i w samym człowieku.”

Sobolewski pisze także o innych kandydatach do Złotej Palmy – „Mommy” Dolana i „Lewiatanie” Zwiagnicewa. W przypadku tego pierwszego odczuł festiwalowe pragnienie przyznania mu najważniejszej nagrody, nowe osiągnięcie młodego Kanadyjczyka nazywa brawurową sztuką i genialną zabawą kinem. Natomiast rosyjskiego pretendenta określa społecznie celnym, „znakomicie opowiedzianym kryminałem, który przechodzi w demoniczny horror”.

Na początku swojego artykułu krytyk odwołuje się także do idei canneńskiego festiwalu, który opiera się na hołdowaniu kinu autorskiemu. Sobolewski docenia rolę imprezy w „ciągłym wysiłku rozpychania standardów wszechpanującej komercji”. Czuć tutaj, jak i w całym tekście nutę co najmniej optymistyczną i czułość do tego święta kina. Całość na portalu Gazety Wyborczej.

Mr. Turner

Roman Gutek, „Gazeta Wyborcza Wrocław”, nowehoryzonty.pl

Opiekun kina studyjnego w kraju nad Wisłą i ambasador wszystkiego, co w świecie X Muzy świeci blaskiem awangardy, egzotyki i niezależności do canneńskiej imprezy ma kilka zarzutów. Całkowicie usprawiedliwionych wielką pracą, którą wykonuje w Polsce.

Gutek mówi o Cannes zachowawczym, w konkursie głównym hołdującym tym samym nazwiskom, a w pozostałych sekcjach pozbawionym odwagi i otwartości. „Canneński festiwal ma wielkie możliwości kreowania nowych nazwisk, a niestety ogranicza się do pokazywania nowych filmów tych samych reżyserów.” – oto główny zarzut stawiany przez Gutka w felietonie z cyklu „Moje Nowe Horyzonty”.

Odkryciem był dla Romana Gutka seans nowego filmu Dolana. Wyróżnia go spośród filmów konkursu, „który nie zawierał jednak oryginalnych i zaskakujących utworów, które na długo pozostają w pamięci.” „Mommy” określa nawet swoim zdecydowanym kandydatem, trudno więc dziwić się gorzkiej wymowie tekstu, za którym stoi twórca głęboko rozczarowany.

Cały tekst to wyznanie człowieka, który od kina oczekuje wiele i który chce, aby cokolwiek zaskoczyło jego wrażliwość czy poddało wątpliwości wyobrażenia o wielkim ekranie. Piewcę nowohoryzontowej awangardy męczy canneński status quo i ma dosyć stawiana laurek. Jeżeli w przyszłym roku nie będziemy mieli do czynienia z cudownym wysypem arcydzieł czy rewolucją, festiwal Thieriy’ego Fremauxa Gutka znowu nie nasyci.

Leviathan
Leviathan

Michał Oleszczyk, „Dwutygodnik”

Oleszczyk to naziwsko, które prawdopodobnie dla moich wnuków brzmiało będzie tak doniośle, jak dla mnie Płażewski. To nie tylko bywalec krytyczno-filmowych salonów i erudyta, ale i świeżo upieczona nadzieja na odnowienie naszego, gdyńskiego festiwalu. Jego relacje pojawiające się w niezawodnym „Dwutygodniku” śledziłem regularnie, a podsumowanie zaskoczyło nie tylko wnikliwością, ale i błyskotliwym wywodem.

W swoim tekście Oleszczyk pisze o „salomonowej decyzji, która zadowoliła wszystkich”. Również dla niego „Zimowy sen” nie był obrazem godnym Złotej Palmy, bardziej docenia wcześniejsze dokonania tureckiego reżysera i między wierszami artykułu czuć powszechny zarzut: znów nagrodzono za nazwisko.

W podsumowaniu festiwalu najwięcej miejsca poświęca dwóm obrazom: faworyzowanemu do głównej nagrody „Lewiatanowi” i „Obłokami Sils Maria” Oliviera Assayasa. Oba napawają go wątpliwościami, filmowi Zwiagnicewa zarzuca przesyt symboli, a o dziele twórcy „Carlosa” pisze: „Świetny duet aktorski Juliette Binoche-Kristen Stewart robi, co może, by tchnąć trochę życia w plastikowy scenariusz Assayasa, przypominający licealny bryk z „Persony” Ingmara Bergmana.”, co większego komentarza z mojej strony chyba nie wymaga.

Stosunek Oleszczyka do drogi, którą obiera Cannes jest podobne do tego, wyrażonego przez Tadeusza Sobolewskigo. U najważniejszego chyba we współczesnej Polsce krytyka filmowego widać wiarę w misję francuskiego festiwalu, a świadczą o tym te oto słowa podsumowywujące werdykt jury: „Ten międzypokoleniowy remis pokazuje, że nawet kiedy nasz świat balansuje na granicy rozsypki, kino wciąż jest medium, za pomocą którego twórcy najmłodsi i najstarsi starają się zrozumieć mechanizmy globalnej erozji.”

Mommy
Mommy

Piotr Czerkawski, magazyn.o.pl

Czerkawski to krytyk młodego pokolenia, na którego trudno się nie natknąć. „Kino”, „EKRANy”, krytykapolityczna.pl i inne, a przy okazji świetnie prowadzony blog i facebookwy fanpage „Cinema Enchante”. W Cannes nie był, ale to stały bywalec filmowych imprez, który sam siebie mianuje „festiwalowym obieżyświatem”. Jego spojrzenie na werdykt dodaje dyskursowi sporo świeżości, tak przecież wymaganej od młodego pokolenia krytyki filmowej.

W swojej wypowiedzi dla magazyn.o.pl dowcipnie oddaje tendencje Cannes: „Komentowanie festiwalu, w którym się nie uczestniczyło, zawsze przypomina grę w rosyjską ruletkę. Cannes – jako impreza celebrująca kino autorskie i mistrzów o ukształtowanym już stylu – daje jednak spore szansę na wygraną.”

Dla Ceylana Czerkawski ma z wyżej wymienionych panów najmniej litości, nazywa go „arogantem, który lubuje się w pouczaniu swoich widzów oraz bohaterów.” Pozostawia sobie jednak margines błędu – chciałby się zaskoczyć jak w roku ubiegłym, po seansie „Życia Adeli”, któremu przyznaje miano arcydzieła. Podobnie jak Sobolewski, najbardziej kibicował „Mr. Turnerowi” i jak Gutek – Dolanowi, w którym upatrywał nadzieję na zastrzyk energii podobny do tego, który światowe kino otrzymało wraz z nieoczekiwanym zwycięstwem „Pulp Fiction” w 1994 roku. Pała więc Czerkawski nostalgią za pewnym powiewem świeżości.

*

Zestawione wypowiedzi różnych i równie barwnych postaci polskiej krytyki filmowej układają się w ciekawą narrację. Oto wokół najważniejszego festiwalu pojawiają się cztery poglądy odpowiednio: przedstawiciela starej szkoły i raczej konserwatywnego betonu, świętego filmowej pracy u podstaw, krytyka klasy światowej i przedstawiciela nowego, pełnego wigoru pokolenia. Wszyscy, ramię w ramię pokazują, jak ważna pozostaje rzetelna rozmowa o X Muzie i ile wciąż znaczy i wyznacza canneński festiwal. A kiedy nad kinem toczy się żarliwe dyskusje, żyje ono naprawdę.

REKLAMA