search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Pierwszy zwiastun przebaczającego Boga

Grzegorz Fortuna

5 kwietnia 2013

REKLAMA

Odkąd kilka miesięcy temu do sieci trafił pierwszy plakat przedstawiający obitą facjatę Ryana Goslinga, wiadomo było, że „Only God Forgives” będzie jednym z najbardziej oczekiwanych filmów 2013 roku. Po premierze „Drive” stało się bowiem jasne, że nie ma we współczesnym kinie drugiego tak elektryzującego duetu jak ten, który Gosling tworzy z duńskim reżyserem Nicolasem Windingiem Refnem.

A wczoraj pojawił się pierwszy pełny zwiastun. I jest więcej niż idealny:

Kino Nicolasa Windinga Refna jest z jednej strony bardzo charakterystyczne; z drugiej – bardzo różnorodne. Reżyser właściwie zawsze portretuje małomównych outsiderów, którzy w pewnym momencie fabuły zostają zmuszeni do walki o swoje prawa, ale za każdym razem robi to w nieco inny sposób, bo wyznaje zasadę, że nie warto wchodzić drugi raz do tej samej rzeki, powtarzać się i pokazywać widzom coś, co już znają (jedynym wyjątkiem w jego filmografii są dwa sequele „Pushera”, ale i one są pod wieloma względami odmienne od pierwowzoru). Można zaryzykować tezę, że istotą jego kina jest budowanie jaskrawych kontrastów i zaskakiwanie, które – co uważam za dowód reżyserskiej maestrii – prowadzi do nowych odkryć. Bo choć Refn zwykle żongluje kliszami i często flirtuje z popkulturą, to jednak zawsze prezentuje widzom coś nowego i stara się, by za wystylizowanymi do granic możliwości kadrami coś stało. Nawet jeśli są to po prostu szczere emocje, które udzielą się oglądającemu.

Kolejną wielką umiejętnością Refna (związaną właśnie z prowokowaniem konkretnych emocji) jest idealne zgranie obrazu z muzyką. Doprawdy, nie ma drugiego współczesnego filmu, który byłby pod tym względem tak pięknie skomponowany jak „Drive”; nie ma drugiej takiej sceny, jak ta z „Bronsona”, kiedy Tom Hardy wyje wniebogłosy, podczas gdy w tle leci szlagier Pet Shop Boys; nie ma drugiego tak szalonego, pretensjonalnego właściwie, ale cholernie fascynującego filmu jak „Valhalla Rising”. I jeżeli myślicie, że powyższe brzmi jak wyznanie miłosne, to macie rację – sposób, w jaki Refn konstruuje historię, w jaki portretuje swoich bohaterów, w jaki przyprawia to potem odpowiednią oprawą audiowizualną, uważam za iście mistrzowski.

Jest oczywiście za wcześnie, żeby wyrokować, czy „Only God Forgives” będzie filmem tak magnetycznym i inteligentnym jak „Drive” albo wspomniany „Valhalla Rising”, ale zwiastun sugeruje, że są na to spore szanse. Fabuła jest odpowiednio interesująca i odpowiednio „kliszowa” (Gosling gra gangstera, który mści się za śmierć brata na polecenie swojej matki), kadry, łączące czerwień i błękit, prezentują się nieziemsko, a Kristin Scott Thomas – jedna z największych dam brytyjskiego kina – mimo pięćdziesiątki na karku wygląda olśniewająco. Atmosferę wokół filmu podkręcają dodatkowo dwie rzeczy: Refn sam napisał scenariusz, a za muzykę odpowiada Cliff Martinez, który współpracował już z duńskim reżyserem przy okazji „Drive”.

To, co mnie w tym trailerze ucieszyło najbardziej, nie dotyczy jednak „Only God Forgives” samego w sobie. Jeżeli widzieliście pierwszy zwiastun „Drive”, pamiętacie zapewne, jak film słabo znanego wówczas w Stanach Refna był reklamowany: raczej jako poważniejsza wersja „Szybkich i wściekłych” niż ekstremalnie brutalna, poetycka historia miłosna, którą był w rzeczywistości. W wypadku „Only God Forgives” producent nie bawi się już w fałszywy marketing, nie próbuje sprzedać filmu szybkim montażem i migawkami z pościgów. Zwiastun „Only God Forgives” wręcz ocieka stylem reżysera, wypełniony jest po brzegi charakterystyczną dla niego powolnością i statycznością kadrów. A to ostateczny dowód na to, że Refn nawet w Hollywood uznany został nie tylko za zdolnego reżysera, ale też za twórcę, którego można dobrze sprzedać, co z kolei bardzo dobrze wróży jego karierze.

REKLAMA