“Ojciec złapał się za głowę” – reakcja Rosińskiego na fanowską ekranizację Thorgala
Niektórzy z nas nie mogą przeboleć wizualnej i moralnej dewastacji, jaka stała się podstawą seansu słynnego “Thorgal: Preludium”. Niewątpliwą zasługą tej produkcji jest sam fakt, że ona JEST – jak się w Ameryce mówi, instant classic, punkt odniesienia dla wszystkiego, co w kwestii ekranizacji Thorgala powstanie, ale i na pewno dla reżyserów-amatorów to niezwykłej jakości lekcja.
Co mnie cieszy, to reakcja samego Grzegorza Rosińskiego, autora komiksowego “Thorgala” (oczywiście wespół z Jean Van Hammem). Na blogu THORGALVERSE pojawiła się bowiem rozmowa z synem Rosińskiego, Piotrem, który jest dyrektorem artystycznym serii komiksowej oraz przedstawicielem interesów i agentem swego ojca. Jest to więc osoba, która – jeśli opowiada o filmowym potencjale Thorgala – to wie, co mówi, oraz doskonale wie, co w trawie piszczy.
O dotychczasowych ekranizacjach:
Pierwszym studiem, które podjęło się tematu ekranizacji “Thorgala” było francuskie studio produkcyjne M.D.I., które chciało zrobić serial animowany. Do rozrysowania postaci zatrudniło Claire Wendling, bardzo utalentowaną rysowniczkę komiksową, która rysowała wówczas dla Delcourt serię “Les Lumieres de l’Amalou”. Trwało to latami. I nic nie zrobiono. Nie widzieliśmy nawet scenariuszy. Nie wiem, może po trzech latach zobaczyliśmy taką próbę animacji ołówkiem. W każdym razie, nie było to dla nas podniecające. M.D.I. chyba zbankrutowało, padło, nie wiem, co się z nimi stało.
Później zacząłem się kontaktować z Samuelem Hadidą, producentem takich filmów jak “Pachnidło”, “Czarna Dalia”, “Domino”, który zrobił też bardzo dużo ekranizacji gier typu “Resident Evil” czy “Silent Hill”. Samuel Hadida był bardzo zainteresowany “Thorgalem”, do tego stopnia, że przez kilka miesięcy nasi adwokaci spisywali kontrakt. Do podpisania tego kontraktu ze strony Samuela Hadidy nie doszło, do dzisiaj nie wiadomo, z jakich przyczyn. Wydaje mi się, że musiał mieć w tamtym momencie jakąś wtopę z jakąś produkcją i po prostu przestraszył się zbyt dużego projektu. W każdy razie było wtedy bardzo blisko. I chodziło o duży film fabularny.
Dzisiaj “Thorgal” jest w rękach domu produkcyjnego Futurikon. Przez wiele lat Futurikon wykupował i przedłużał opcje zakupu licencji, aż w końcu kupił licencję, wybierając z całego pakietu prawa do serialu animowanego dla dzieci. Tak więc od czterech lat są oni właścicielami licencji na serial animowany, ale ciągle nie widzieliśmy żadnych scenariuszy…
Nie wiem jak Was ale z jednej strony cieszy mnie to, że kwestia ekranizacji wciąż jest na językach, ktoś i gdzieś o niem myśli, natomiast martwi fakt, że nic z tego nie wychodzi, a dotychczas zainteresowany (Hadida) nie budzi aż takich nadziei.
Dalej jest ciekawie, bo już odnośnie słynnego “Preludium”
Zaczęło się od tego, że zostały mi pokazane zdjęcia skuterów, które były zrobione na podstawie kosmicznych skuterów latających z “Thorgala”. Skontaktowało się ze mną dwóch panów: Piotr Rozrażewski i Wojciech Lewandowski, którzy opowiedzieli mi, że kochają “Thorgala”, że zaocznie studiowali produkcję filmową w Łodzi, że robią kamerę trójwymiarową i że bardzo by chcieli móc zrobić “Thorgala” – tak jak i zresztą miliony osób. Z tego, co zrozumiałem, miałem do czynienia z pasjonatami-amatorami, którzy chcieli zrobić film fanowski, a ja oczywiście jestem jak najbardziej za oddawaniem hołdu “Thorgalowi” i za działaniami fanowskimi. Zrozumiałem, że chodziło głównie o to, żeby się pobawić wyprodukowaną przez nich kamerą 3D i pokazywać to na jakiś zjazdach fanowskich kina trójwymiarowego, na technicznych spotkaniach, żeby się tymi obrazkami trójwymiarowymi chwalić i je omawiać.
A jak Rosiński ocenia to, co zostało wykonane?
To porywanie się z motyką na słońce. Oni byli przekonani – tak mi to zresztą przedstawiali – że zrobią taki film science fiction, że zatrzęsą światem, że wszystkim berety z głowy pospadają, bo można robić takie rzeczy. Nie rozumiejąc, po co ludzie w Hollywood wydają ogromne pieniądze na tego typu produkcje. (…)
Oglądałem to z takim przerażeniem, że nawet nie próbowałem zrozumieć, co tam się dzieje, bo to ani nie jest sfilmowane, ani nie jest to grane, ani nie ma scenariusza, w ogóle nie widzę, żeby tam było coś ciekawego, poza taką zabawą, jaką się robi w dzielnicowym domu kultury.
A co na to jego ojciec, teoretycznie najbardziej zainteresowany kwestią ekranizacji?
Złapał się za głowę. Nie mógł uwierzyć, że można zrobić coś tak złego, że można tyle energii włożyć w coś, co może być tak złe. Nie wiedział oczywiście, ile energii zostało w to włożone, ale zobaczył, że ludzie robią coś takiego, nazywają to filmem i wyobrażają sobie, że poprzyjmują im to jakieś festiwale, no i że to już jest częścią niezależnego rynku filmowego. Nawiązując zresztą do reżysera, ten tłumaczył mi, że oni przecież chcieli zrobić film w stylu lat 70., tudzież ukłon w kierunku filmów science-fiction z lat 70. No to ja nie wiem, jakie on filmy widział w latach 70., bo ja na przykład widziałem wtedy “Gwiezdne Wojny”. Nie wiem, z której strony on się im kłania. (…) To nie ma nic wspólnego z robieniem filmu o Thorgalu. Jest to wyłącznie amatorski tribute, choć brzmi to dosyć pretensjonalnie i zdecydowanie nieadekwatnie do tego, co reprezentuje sobą komiks.
Bezpośrednio, z przytupem i adekwatnie do jakości “Preludium”.
Cały niezwykle ciekawy wywiad możecie przeczytać TUTAJ.