search
REKLAMA
Od szeptu w krzyk

Re-Animator (1985)

Krzysztof Walecki

2 lipca 2016

re-animator
REKLAMA

Gdy mowa o udanych ekranizacjach prozy H. P. Lovecrafta, lista wydaje się wyjątkowo krótka, ale wyreżyserowany przez Stuarta Gordona Re-Animator, choć popularny i w swojej klasie znakomity, to wybór wcale nie tak oczywisty. Brak w nim złowieszczej atmosfery typowej dla dzieł samotnika z Providence, jest za to dużo krwi i wyjątkowo perwersyjnych scen, obecnych w literaturze tego autora, choć niekoniecznie z nim kojarzonych. Dochodzi do tego jeszcze czarne jak smoła poczucie humoru, również dziwnie niepasujące do Lovecrafta, który straszył zawsze na poważnie, do samego końca – skąpanego zazwyczaj w szaleństwie i wszechogarniającej grozie – pozbawiając swoich bohaterów choćby cienia nadziei na spokój ich ducha i ciała.

Ale film Gordona całkiem nieźle radzi sobie właśnie z horrorem ciała, nawet po śmierci niemogącego znaleźć wytchnienia. Przychodzi na myśl Frankenstein, którego twórcy Re-Animatora chcieli niejako sparodiować, lecz humor ich filmu wcale nie wynika z naśmiewania się z klasyka. Tak po prawdzie, śmiech w tym horrorze komediowym może sprawić wielu widzom problem, choć jednocześnie to on decyduje o zasłużonej popularności ekranizacji od przeszło trzydziestu lat.

reanimator

Studiujący medycynę na uniwersytecie Miskatonic w Arkham Dan Cain (Bruce Abbott) szuka współlokatora do wynajętego domu, gdy pewnego wieczoru w drzwiach posesji pojawia się Herbert West (Jeffrey Combs), poznany kilka godzin wcześniej nowy szkolny kolega, który dopiero co wrócił ze Szwajcarii. Co tam robił, widzimy już w prologu – najwyraźniej West reanimował swojego profesora, co dało wyjątkowo krwawy rezultat. Obecnie ma nadzieję kontynuować swoje eksperymenty, powoli wciągając w nie Dana ku rosnącej dezaprobacie jego dziewczyny, a przy okazji córki dziekana, Megan Halsey (Barbara Crampton). Tymczasem utalentowany i szalony Herbert wchodzi na wojenną ścieżkę z doktorem Carlem Hillem (David Gale), który gdy tylko dowiaduje się o badaniach nad ożywianiem zwłok, postanawia przywłaszczyć sobie wynalazek Westa.

O charakterze filmu mówi dużo już sama czołówka, gdzie kolorowe ryciny przedstawiające anatomiczną budowę człowieka okraszone są muzyką przywodzącą na myśl żartobliwie potraktowany motyw przewodni z Psychozy.

Z rozgrywającą się jeszcze w Zurychu pierwszą sceną dostajemy jasny sygnał (dla wielu ostrzegawczy), że będzie to zabawa wyjątkowo krwawa, której nie można brać na poważnie. Ale Gordon w zaskakujący sposób łączy horror z komedią, nie opierając wcale dowcipu na naśmiewaniu się ze znajomych motywów, tak jak to miało miejsce w innych kultowych pozycjach z pogranicza tych gatunków, Postrachu nocy i Powrocie żywych trupów, również nakręconych w 1985. Gdy tamte filmy ewidentnie igrały z mitem wampira i zombie, cytując klasykę praktycznie na każdym kroku, Re-Animator pozbawiony jest intertekstualnych odniesień, koncentrując się opowiedzeniu historii niekoniecznie oryginalnej, ale w całkiem świeży sposób.

reanimator3

Horror nie jest tu oparty na oczywistym lęku przed śmiercią, a konkretnie żywą śmiercią. Choć pada pytanie, dlaczego ożywieni przez Westa desperacko krzyczą i charakteryzują się dziką brutalnością, Gordona nie interesują rozważania egzystencjalne (a być może nawet postegzystencjalne), lecz zabawa – jego reżyserski debiut kinowy odznacza się przede wszystkim hektolitrami krwi tryskającej z oczu, uszu i ust, cieknącej z odciętej głowy i odgryzionych palców, nie mówiąc o przewierconych na wylot zwłokach oraz eksplodującej klatce piersiowej, z której wylatuje jelito, jakby było świadome tego, co zaraz zrobi.

Finał to autentyczny Grand Guignol, gdzie kończyny latają, ludzie giną w wyjątkowo paskudny sposób, a fluorescencyjny specyfik Westa wydaje się jedynym światełkiem nadziei dla bohaterów.

Jest to straszne i makabryczne do tego stopnia, że musi budzić śmiech, choć podejrzewam, że nie u wszystkich. Z jednej strony Re-Animatorem rządzi przejaskrawienie i przesada w najbardziej krwawych scenach, z drugiej aktorzy ani przez moment nie starają się podkreślać żartobliwego tonu całości, serwując swoje kwestie z zaangażowaniem i powagą. Ale jak brać na serio gadającą odciętą głowę oraz jej próbę zgwałcenia biednej, nagiej Megan? No nie da się.

Tajną bronią filmu jest Jeffrey Combs w roli tytułowej. Wcale nie taki niepozorny, choć stosunkowo niski West w jego wykonaniu jest dobrze wychowanym szaleńcem z nieodłącznymi okularami i beznamiętnym głosem, nawet w momentach największego chaosu. Niewzruszony licznymi ofiarami złożonymi dla dobra nauki zachowuje się jak szkolny prymus, którego wszyscy mają słuchać. I choć doskonale zdajemy sobie sprawę z faktu, że to wilk w owczej skórze, osobnik, który sprowadzi na wszystkich bohaterów śmierć tylko po to, aby móc ich później wykorzystać jako króliki doświadczalne, nie sposób Westa nie kochać za jego sardoniczny i lekceważący stosunek do reszty świata, niezachwianą wiarę w słuszność swoich działań oraz zaskakującą lojalność wobec Dana Caina. Ten ostatni fakt czyni z tytułowego re-animatora postać nieco lepszą niż tylko straszliwego i antypatycznego wariata, zwłaszcza że na horyzoncie czai się ktoś dużo gorszy od niego. Mimo tego w scenie wynajęcia pokoju (a zwłaszcza piwnicy) reżyseria Gordona sprawia, że moment ten jawi się jako istny pakt z diabłem – chwila, gdy Dan przyjmuje od Herberta pieniądze ku wyraźnemu sprzeciwowi Megan zaskakuje sposobem, w jaki jest podkreślona muzyką, kadrowaniem, a nawet oświetleniem. Uwielbiam ujęcie, w którym znajdują się tylko triumfujący West oraz pokonana Halsey; poniekąd Re-Animator jest historią pojedynku tej dwójki o duszę Caina, choć to przecież nie duch, a ciało znajduje się w centrum fabuły.

reanimatorcrampton

Postać grana przez Abbotta zawieszona jest pomiędzy miłością a śmiercią – iście romantyczny bohater, który dzięki wiarygodnej, stonowanej grze aktora staje się dobrą przeciwwagą dla ekscentrycznego Westa, jednocześnie pełniąc funkcję naszego przewodnika po tym świecie, co jest zgodne z literackim oryginałem (tam bezimiennym narratorem był właśnie partner Herberta w ich eksperymentach). Cain jest równoprawnym głównym bohaterem filmu, starającym się przez cały seans oprzeć pokusie poddania się obłędowi, zawierzeniu mrzonkom ludzi, którzy sprowadzają chaos i horror, aby tylko ujarzmić śmierć. Każda jego decyzja o reanimacji kolejnych zwłok niesie ze sobą wątpliwości natury moralnej, choć nie zauważa momentu, gdy staje się instrumentem w rękach swojego diabolicznego kolegi. Dramat Dana Caina polega na tym, że jego dobroć i szlachetność, w zetknięciu ze złem oraz obłędem, muszą prowadzić do ruiny ideałów, choć ostatecznie do wzięcia strzykawki z jasnozielonkawym płynem zmusi go coś, o czym ani West, ani Hill nie mają pojęcia.

Romantyczny rys tej postaci został pociągnięty w wyreżyserowanej przez producenta oryginału, Briana Yuznę, kontynuacji pt. Narzeczona Re-Animatora (1989), gdzie dłuższe włosy i rozpięta biała koszula upodobniają go do bohatera rodem z epoki Byrona. Niestety brak Abbotta w Beyond Re-Animator (2003), również Yuzny, jest aż nadto odczuwalny, choć Combs po raz kolejny bawi się swoją rolą. Pomijając komiksy o przygodach tytułowego bohatera oraz musical z 2011 roku stworzony na bazie pierwszego filmu, był to ostatni raz, gdy widzieliśmy Herberta Westa.

Parkin2

Sam Gordon później jeszcze nieraz sięgnął po Lovecrafta – rok po Re-Animatorze zrobił Zza światów, równie wariacki horror także z Combsem i Crampton, przepełniony oślizgłymi potworami, czułkami wychodzącymi z czoła oraz perwersjami ciała i umysłu. Cała trójka spotkała się jeszcze raz, na planie Potwora na zamku (1995), nakręconej we Włoszech ponurej opowieści o amerykańskiej rodzinie, która sprowadza się do starej posiadłości zamieszkiwanej przez monstrum. Hiszpański Dagon (2001) natomiast jest powszechnie uważany za jedną z niewielu ekranizacji Lovecrafta wierną nie tylko fabularnie, ale przede wszystkim doskonale oddającą atmosferę znaną z dzieł pisarza. Odcinek serialu Mistrzowie horroru pt. Sny w domu wiedźmy (2005) pozostaje ostatnim spotkaniem reżysera z prozą słynnego autora opowieści grozy.

Po ponad trzech dekadach Re-Animator zajmuje zasłużone miejsce w panteonie filmowych horrorów. Wciąż zaskakuje swoją energią i stężeniem makabry, powodując, że jedni odwracają głowę z obrzydzenia, a inni śmieją się z odważnych pomysłów Gordona i jego ekipy. Co ciekawe, już w czasie premiery doceniono oryginalność tej ekranizacji, co zwłaszcza w przypadku niezwykle entuzjastycznych recenzji tak prominentnych (i często surowych, jeśli mowa o horrorach) krytyków jak Pauline Kael i Roger Ebert zasługuje na odnotowanie – jaki inny film bowiem, w którym główni bohaterowie walczą ze zmartwychwstałym kotem, a odcięta głowa snuje plany na przyszłość, może się tym pochwalić?

korekta: Kornelia Farynowska

https://www.youtube.com/watch?v=NCGGG_NvE4g

REKLAMA