search
REKLAMA
Seriale TV

OBSESJA EVE. SEZON DRUGI. Napięcie kosztem logiki

Kornelia Farynowska

28 maja 2019

REKLAMA

RECENZJA ZAWIERA SPOILERY!

Kiedy rok temu rozpoczęła się emisja Obsesji Eve, recenzenci zgodnie ze swoim odwiecznym zwyczajem przesadzania obwołali produkcję mianem najlepszego serialu 2018 roku. I serialem, który trzeba znać, bo inaczej wstyd. Zachwyty były moim zdaniem mocno na wyrost – owszem, wciągał, owszem, oglądało się nieźle, ale to zdecydowanie kategoria luźnej, niezobowiązującej rozrywki, nie inteligentnego, emocjonującego thrillera.

I wszystko, co sprawiało, że ten pierwszy sezon budził moje zastrzeżenia, zostało wyolbrzymione w drugim. Scenarzyści zakręcili się wokół własnego ogona i nie wiedzieli, jak dalej poprowadzić akcję.

Można było się spodziewać, że Villanelle (Jodie Comer) będzie chciała się zemścić na Eve (Sandra Oh) – tymczasem od początku mówi, że się na nią nie gniewa, że wie, dlaczego to zrobiła. Bawi się z nią w kotka i myszkę, podrzucając jej szminkę czy pocztówkę, ale skoro wiemy, że tylko się droczy, to napięcie znika błyskawicznie. Zwłaszcza że łatwo w tym sezonie zapomnieć, jak wiele oryginalnych sposobów mordowania ludzi zna Villanelle i jak bardzo jest groźna – poprzednio potrafiła zabić wsuwką do włosów, tym razem najciekawszym narzędziem był nóż. Trudno się przejąć, jeżeli wiemy, że nie chce skrzywdzić Eve i do tego nie pokazuje pełni swoich morderczych możliwości.

Widać, że scenarzystom coraz trudniej wymyślić powody, by ciągnąć historię Villanelle i Eve tak, żeby miało to sens – i zaczynają chodzić w kółko. Eve nie może złapać Villanelle (co powinno być jej celem), a Villanelle nie może zabić Eve (co byłoby logiczne, skoro jest na jej tropie). Żeby utrudnić im to wszystko, w poprzednim sezonie wprowadzono tajemniczą organizację The Twelve, w tym sezonie głównym winowajcą jest MI6. Carolyn za plecami swojej pracownicy kombinuje, jak maksymalnie ją wykorzystać, a przy tym nie pozostawić żadnego śladu na piśmie. I MI6, i The Twelve urastają do rangi zmyślnej, niedającej się przechytrzyć lub pokonać agencji. Wszystko po to, żeby były zwroty akcji, żeby było napięcie, żeby wyścig Villanelle i Eve wciąż trwał. Nawet kosztem logiki.

O ile w poprzednim sezonie relacja między kobietami była dziwną, niezdrową fascynacją, o tyle teraz każda napotkana osoba pyta Eve i Villanelle, o co chodzi i czy są parą. Sprowadzanie wszystkiego do pociągu seksualnego budzi mój sprzeciw – przecież są inne metody opowiadania, inne, ciekawsze historie – i wolałam, kiedy chodziło o zagrożenie, niebezpieczeństwo, które intrygowało Eve, tak jak było poprzednio. Jednak teraz zabawa w przestępcę i policjanta zamieniła się w zabawę, kto kogo poderwie, w jaki sposób okaże zainteresowanie. Nie mam absolutnie nic przeciwko parom tej samej płci, jestem natomiast przeciwna zmianie thrillera w romans, a ku temu to zmierza.

Jakby tego było mało, finał drugiego sezonu był przeraźliwie wtórny. Nie wątpię, że chodziło o stworzenie klamry – Eve dźga Villanelle, Villanelle strzela do Eve – ale wypadło naprawdę blado. Bez Eve i Villanelle nie ma serialu, więc wiadomo, że Eve przeżyje, a co z tym idzie, widz ponownie nie ma się czym ekscytować. To sztuczne budowanie napięcia – już kiedyś zresztą o tym pisałam. Potem spod ziemi wyrośnie nagle Nico, Konstantin, Hugo albo gnany wyrzutami sumienia Kenny – i ocali Eve. Albo okaże się, że Eve tylko udawała. Albo to w ogóle nie ona, bo przecież nie widzimy dokładnie, kto tam leży. Albo coś równie absurdalnego, nic mnie nie zdziwi.

W jednym odcinku Villanelle mówi Eve: „Jesteś ciekawa tylko dzięki mnie”. I rzeczywiście tak jest. Villanelle mogła równie dobrze stwierdzić: „Serial jest ciekawy tylko dzięki mnie” i też miałaby rację. Do przesady zwolniono tempo akcji, której zwroty są teraz naprawdę przekombinowane i niewiarygodne, do tego porzucono sporo wątków (Gemma i Nico, jest tu kto?), największy nacisk kładąc na postać Villanelle. Nic dziwnego, bo Jodie Comer wypada genialnie w tej roli, jeszcze lepiej niż rok temu, ale jedna osoba długo całego serialu nie pociągnie. Liczę na to, że trzeci sezon będzie ostatnim – bo niewiele można jeszcze z Obsesji Eve wyciągnąć.

REKLAMA