NIEWIARYGODNE, ALE PRAWDZIWE. Dorian Gray z robopenisem w spodniach

Quentin Dupieux nie próżnował w czasie pandemii. W nieco ponad rok (przy zachowaniu obostrzeń sanitarnych) udało mu się zrealizować dwa skromne, pełnometrażowe filmy: satyrę na kult młodości z elementami science fiction oraz pastisz kina superbohaterskiego, z herosami, których broń stanowią szkodliwe substancje zawarte w papierosach. Pierwszy z tych filmów, Niewiarygodne, ale prawdziwe, znalazł się w programie tegorocznej edycji Nowych Horyzontów.
Francuz buduje fabułę swojego filmu dwutorowo. Wątek główny napędzany jest przez perypetie Alaina (Alain Chabat, stały współpracownik Dupieux) i Marie (Léa Drucker), małżeństwa z dość pokaźnym stażem, przygotowującym się do przeprowadzki, która symbolicznie wyznacza wkroczenie w nową fazę życia. Podczas jego oglądania okazuje się, że ich wymarzony dom ma jedną, dość zaskakującą funkcję – w piwnicy znajduje się tajemnicza dziura, prowadząca, a jakże, na szczyt budynku. Skorzystanie z przejścia wiąże się jednak z pewnymi konsekwencjami: czas na zewnątrz skacze o dwanaście godzin do przodu, podczas gdy ciało osoby przebywającej wewnątrz tunelu odmładza się o trzy doby. Ostatecznie Alain i Marie zakupują posiadłość z całym dobrobytem jej inwentarza. Ku rozpaczy mężczyzny, kobieta zaczyna wkrótce spędzać w dziurze zdecydowanie zbyt wiele czasu. Kierowana obsesją odzyskania młodości, całkowicie odcina się od życia zewnętrznego.
W pewnym momencie Dupieux wprowadza na ekran drugi wątek, ściśle korespondujący z pierwszym. Alaina i Marie odwiedzają znajomi: Gerard (Benoît Magimel) i Jeanne (Anaïs Demoustier). Podczas kolacji goście dzielą się z gospodarzami ekscytującą nowiną – Gerard pojechał do Japonii, aby zamienić swojego organicznego penisa na jego elektroniczną replikę – sterowaną aplikacją na smartfonie i całkowicie uniezależnioną od fizycznego podniecenia użytkownika. W ten sposób Gerard (sukcesywnie portretowany jako karykatura samca alfa; mentalny impotent, podróżujący drogimi, sportowymi samochodami, a wolny czas spędzający na strzelnicy) ma nadzieję przedłużyć własną młodość – permanentnie znajdując się w gotowości do seksualnego zaspokojenia partnerki, funkcjonującego jako wyznacznik stanu witalności i możliwości mężczyzny.
Wilde’owska odmładzająca dziura i cronenbergowski robopenis są w wizji Dupieux, jak nietrudno się domyślić, symbolami krytykowanego kultu młodości – eksponują jego wyniszczający, toksyczny potencjał. Zafrasowani własnym fizys, Marie i Gerard powoli tracą kontakt z rzeczywistością. Pozostają głusi na potrzeby najbliższych, w tragikomicznym geście podporządkowując całą swoją życiową energię nierównej walce o wieczną młodość. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, Niewiarygodne, ale prawdziwe uznać należy za najpoważniejsze jak dotąd dzieło Quentina Dupieux. Opatrzone klarownym komentarzem społecznym, zachęcającym do zaakceptowania upływu czasu. Pogodzenia się z myślą o nieuchronnie nadciągającej starości i zagospodarowania jej w najlepszy możliwy sposób – tak jak robi to Alain, przesiadując nad leśnym potokiem z wędką i golden retrieverem przy boku.
Pod każdym innym względem Niewiarygodne, ale prawdziwe pozostaje dziełem charakterystycznym dla twórczości Dupieux. Stężenie absurdu, podkręcane przez jedyny w swoim rodzaju humor sytuacyjny, jest takie samo jak zawsze. Bohaterowie wydają się zagubieni w otaczającej ich rzeczywistości (i trudno im się dziwić), a przeciągane, oparte na niezręcznościach dialogi utrzymują uśmiech na twarzy widza przez 74 minuty projekcji. Oglądając Niewiarygodne, ale prawdziwe, czujemy, że znajdujemy się w rękach autora, w nowofalowym tego słowa rozumieniu: twórcy dysponującego wyrazistym stylem (jak zwykle Dupieux nie odpowiada „tylko” za scenariusz i reżyserię, ale również za zdjęcia oraz montaż) i pozostawiającego swoje piętno na każdym kolejnym projekcie, którego realizacji się podejmuje. Komedii twórcy Deerskin nie sposób pomylić z czymkolwiek innym.
Choć do Mandibules i Złych glin – filmów ekscytujących, wrzucających widza w spiralę śmiechu, z której wyrwać można się tylko poprzez zatrzaśnięcie laptopa lub przedwczesne opuszczenie sali kinowej – trochę zabrakło, to Niewiarygodne, ale prawdziwie nigdy nie schodzi poniżej wysokiego poziomu, jaki Dupieux narzucił własnej twórczości, realizując w 2010 roku Morderczą oponę. Niczym prawdziwy człowiek orkiestra reżyser maszeruje do rytmu, który sam wystukuje. Raz lepiej, raz gorzej, zawsze we w miarę równym tempie.