Naziści kontratakują
Nadchodzą naziści z Księżyca!
Były klubowicz KMF Adi, pisał już o „Iron Sky” w 2009 roku na końcu artykułu „Księżyc w filmach” i już wtedy krótka zapowiedź tego fińsko-niemiecko-australijskiego dziełka rozpalała wyobraźnię. Otóż naziści pod koniec II Wojny Światowej zawinęli się z Ziemi na ciemną stronę Księżyca, by tam odbudować potęgę III Rzeszy i po latach (plan na 2018 rok) podjąć próbę kolejnego podboju świata, tym razem… z kosmosu, przy pomocy… latających talerzy. Kampowy punkt wyjścia (Nazis from the Moon – fuck yeah!), poważne miny aktorów, grających kompletnie niepoważne, można wręcz powiedzieć wzięte z księżyca postaci, siedziba III Rzeszy w kształcie swastyki, latające spodki, kosmiczne sterowce vs. ziemskie samoloty A-10, inwazja na Ziemię, potyczki w próżni… jeśli tylko gotowy film nie okaże się trudną do ogarnięcia plątaniną konwencji jak w „Sucker Punch” (którego trailer, podobny stylistycznie do „Iron Sky”, również rządził!), możemy mieć do czynienia nie tylko z diablo oryginalnym kawałkiem odjechanego kina spod znaku science fiction, akcji i komedii, ale i filmem kultowym w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Oby tylko w przypadku sukcesu „Iron Sky”, nie ruszyła produkcja gadżetów z nim związanych (swastyki-breloki, swastyki-kolczyki, brosze, plakietki i inne etykietki) albo nie rozpętało się jakieś niezdrowe szaleństwo na punkcie cool-nazistów. Cholera wie, kto w dzisiejszych czasach może stać się idolem nastolatków…
Nastrój oczekiwania na coś wyjątkowego, czym bez wątpienia będzie „Iron Sky”, skutecznie podsyca 4-minutowy fragment filmu, który właśnie ujrzał światło dzienne:
Naziści w filmach żyją (a czasem i nie, o czym za chwilę) i mają się dobrze. Nie przeszkadza im, że przeważnie służą za mięso armatnie w filmach wojennych, ukazujących konflikt zbrojny zawsze z tej drugiej, dobrej strony. Lista tytułów, w których dzielni Amerykanie i inne narody dowalały Niemcom na froncie jest tak długa, że nawet nie będę jej rozpoczynał. Warto za to przypomnieć kilka co ciekawszych przykładów z kina stricte rozrywkowego. Tyłki nazistom skopywał Indiana Jones i dziewczyny w „Sucker Punch”, gdzie w dodatku byli to nazi-zombie – te filmy znają wszyscy. W mniej popularnym, aczkolwiek całkiem niezłym horrorze gore „White Snow” nazi-zombie dla odmiany skopywało tyłki grupie młodych ludzi. W uniwersum mojej ulubionej filmowej postaci – Frankensteina, także wątki nazistowskie się pojawiały, i to nie raz. W „Chillerama – Diary of Anne Frankenstein” (2011) sam Fuhrer powołał do życia monstrum (o żydowskich korzeniach), które pomogło mu nie tylko odzyskać zwrot podatku dla III Rzeszy (sic!), ale też opracować genialną taktykę przeciwko Polsce – potwór po prostu skierował na mapie wszystkie strzałki (czyli siły zbrojne Niemiec) w kierunku Polski. We „Frankenstein’s Army” (premiera w 2012 roku) źli naziści spróbują stworzyć armię złożoną z ożywionych ciał poległych na froncie niemieckich żołnierzy…
Ciarki po plecach:
Zanim nasze kina zdemoluje zapowiadający się na niezłą sieczkę z mózgu i kawał filmowego mięcha „Iron Sky” (polska premiera 27 kwietnia), przypomnijmy sobie pewien genialny finał pewnego genialnego filmu: