Największe KLAPY FINANSOWE XXI wieku
Pieniądz rodzi pieniądz – takie porzekadło zasadniczo znajduje odzwierciedlenie w przemyśle filmowym. Wielkie budżety na produkcję, dystrybucję oraz promocję często zapewniają solidny zwrot z nawiązką. Do tego stopnia, że filmy, które zbierają niewielką nadwyżkę, traktuje się jako średnio rentowne (czytaj: niedostatecznie zyskowne). Jednak nie zawsze tak jest – czasem film, mimo potężnego kapitału nie zarabia nawet tyle, ile wyniosły jego koszty. Powody mogą być rozmaite – od nietrafienia z momentem premiery (np. gdy film „zjadają” sąsiadujące premiery lub frekwencję zabijają losowe wypadki jak np. pandemia), przez niewłaściwy marketing, chybione decyzje dystrybucyjne (np. zbyt szybkie wpuszczenie filmu na streaming) aż po po prostu fatalną jakość. Jako że z roku na rok budżety w Hollywood rosną, czołówka największych klap finansowych w historii to obecnie wyłącznie produkcje z XXI wieku. Dziesiątce tych największych przyglądam się w tym tekście. Szczegółowe dane są w większości przypadków niedostępne, a co za tym idzie – wartości szacunkowe i oparte na cząstkowych kalkulacjach oficjalnych danych na temat budżetów oraz zysków. Przygotowując ten tekst, bazowałem na analizach Deadline Hollywood z 2023 i 2024 roku oraz bazach danych portalu IMDb/Box Office Mojo.
„The Marvels” (strata około 237 mln dolarów)
Megaprodukcja Nii DaCosty, przechodzącej do kina superbohaterskiego po sukcesie Candymana, miała tchnąć świeżość w piątą fazę uniwersum filmowego Marvela podupadającą po zakończeniu Infinity Sagi. Opowieści wprowadzającej nowe superpostacie – z Kapitan Marvel na czele – w rozgrywce o najwyższe stawki towarzyszył duży budżet. Efekt był spektakularny, ale tylko w aspekcie niepowodzenia. Ambicje reżyserki zderzone z kolorową estetyką i przede wszystkim krępującymi ramami wieloskładnikowego uniwersum nie zrodziły satysfakcjonującego widowiska. Samo w sobie The Marvels miało na siebie niezły pomysł, który jednak został rozbity przez siłowe wpisywanie w sieć innych produkcji, rozwadniających fabułę i pozbawiających The Marvels indywidualnego zacięcia. Zmęczeni fani Marvela nie zareagowali entuzjastycznie, nie pomogła też dość szeroka niechęć do postaci Kapitan Marvel/wcielającej się w nią Brie Larson, a za reakcją „ultrasów” poszła powściągliwość reszty grup widowni, przez co film zanotował rekordowe straty, które szacuje się na około 237 mln dolarów.
„John Carter” (strata między 112 a 200 mln dolarów)
Jeszcze gorzej niż The Marvels poradził sobie według niektórych kalkulacji John Carter. Rozrywkowe widowisko fantasy o żołnierzu przeniesionym na Marsa i wplątanym w wojnę ras miało wpisywać się w tradycję blockbusterów z motywem kosmicznych wojen, igrania z konceptami cywilizacji (w stylu Planety Małp) z (pseudo)historyczną oprawą. Widownia w lecie 2012 roku nie została jednak porwana przez wizję Andrew Statona – zawiniła po części promocja wytwórni Disneya, dopiero zbierająca doświadczenia przez nową trylogią Gwiezdnych wojen. John Carter nie przyciągnął uwagi i przepadł w box offisie, notując straty w granicach nawet 200 mln dolarów, co obecnie, po uwzględnieniu współczynnika inflacji, dałoby potencjalnie aż 265 mln dolarów. W ten sposób superprodukcja może być uznawana za największą komercyjną klapę w historii.
„Joker: Folie à Deux” (strata między 125 a 200 mln dolarów)
Joker Todda Philipsa z szacowanym zyskiem około 1 mld dolarów znajduje się w czołowej 50 najlepiej zarabiających filmów wszech czasów. Wydawało się, że sequel przeboju 2019 roku jest skazany na sukces. Nic bardziej mylnego. Igranie Phillipsa z recepcją poprzedniego filmu, odważna – i nie do końca udana – decyzja o przeszczepieniu historii o złoczyńcy Gotham w formę musicalu oraz rwane tempo narracji próbującej upiec zbyt wiele pieczeni na jednym ogniu sprawiło, że już w momencie premiery na Jokera: Folie à Deux wielu widzów patrzyło z nieufnością. A im dalej, tym gorzej – film nie tylko nie dorównał pierwszej części, ale także zanotował kolosalne straty. Szacuje się, że straty drugiego Jokera sięgać mogą nawet 200 mln dolarów, co prawdopodobnie będzie najgorszym wynikiem tego roku oraz jednym z najgorszych dekady i nie tylko.
„Strange World” (strata 197 mln dolarów)
Nawet potentatom z Disneya na ich rodzimym polu animacji zdarzają się potknięcia. Jednym z nich była niedawna przygodówka Strange World. Film, który według niektórych miał przywrócić świetność legendarnej marce, okazał się wielką wtopą. Recenzje były pozytywne, jednak portfele widowni pozostały zasupłane i film zanotował stratę o wartości niemal 200 mln dolarów. Nie zadziałała tu atrakcyjność oryginalnej historii ani otwartość na grupy wiekowe – Strange World okazał się zbyt anonimowym tytułem i przepadł w gąszczu atrakcyjniejszych pozycji 2022.
„Jeździec znikąd” (strata między 160 a 190 mln dolarów)
Jeszcze zanim Johnny Depp rozbił swoją karierę na skałach rozstania i procesu z Amber Heard, zaczęła ona podupadać, przynajmniej pod względem jakościowym. Na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku w grze aktora widoczny był kryzys, a może nawet wypalenie warsztatowe. Złośliwi (do których się zaliczałem) mówili, że Deppa pogrążyła jako aktora jego najbardziej intratna rola, czyli Jack Sparrow w Piratach z Karaibów – od czasu sukcesu w roli pirata-lekkoducha Depp zaczął grać na autopilocie i w zasadzie jedynie kopiować zagrywki z przygodowej serii. Z sukcesem Piratów wiąże się też chyba najbardziej spektakularna porażka w jego karierze, czyli Jeździec znikąd. Western przygotowany przez Gore’a Verbinskiego, a więc autora Piratów i z Deppem w roli tajemniczego rdzennego Amerykanina miał być awanturniczą eskapadą w świecie Dzikiego Zachodu z nerwem. Okazał się jednak niezbyt ciekawą powiastką z kawalkadą generycznych postaci, przez co zamiast stać się kolejną kultową pozycją, przepadł z kretesem w box offisie, notując straty rzędu 160–190 mln dolarów, co dziś przekładałoby się na prawie 250 mln. Chyba na Dzikim Zachodzie Depp lepiej wyszedł w Truposzu.
„Zabójcze maszyny” (strata prawie 175 mln dolarów)
Young adult to taki specyficzny gatunek, w którym niby wszystko zawsze jest takie samo, różnią się detale, ale niezmiennie kolejne pozycje odtwarzające schemat znajdują rzesze fanów. A gdy już zbiorą, często moc ich potencjalnej siły nabywczej pcha opowieści na ekrany. Tak było z Zabójczymi maszynami, adaptacją powieści Phillipa Reeve’a. Sześć lat po premierze nikt o zdrowych zmysłach nie postawi filmu Christiana Riversa (ze scenariuszem podpisanym przez samych Petera Jacksona oraz Philippę Boyens) obok takich hitów jak Igrzyska śmierci. Film rozczarowywał każdym aspekcie, a wyniki komercyjne nie były wyjątkiem – zarobek filmu wyniósł nieomal 175 mln dolarów na minusie, nie tylko zapisując się niechlubnie na listach największych klap finansowych, ale też wykolejając karierę Riversa, który do dziś nic nie nakręcił.
„To nie wypanda” (strata ok 167 mln dolarów)
Być może najbardziej zaskakujący tytuł w tym zestawieniu to animacja Pixara poświęcona metaforycznemu mierzeniu się z tematyką dojrzewania. To nie wypanda to film cieszący się powszechnym uznaniem, a jego jakość nie budzi raczej wątpliwości ani wśród krytyki, ani widzów. To jednak jaskrawy przykład jak niszczycielska była niekiedy dla przemysłu filmowego pandemia COVID-19. Strata To nie wypanda – sięgająca 160 mln dolarów – to efekt zaburzenia harmonogramu projekcji przez lockdowny, w wyniku czego animacja otrzymała tylko limitowany przebieg kinowy (ledwie tydzień pokazów w USA i premiery kinowe jedynie w wybranych krajach na świecie), a głównym medium była platforma Disney+. Jak wiadomo, streaming przynosi mniejsze zyski niż kasy kin, co wobec całkiem sporego budżetu flagowej produkcji Disneya/Pixara przełożyło się na niespodziewanie wysokie straty.
„The Flash” (strata około 155 mln dolarów)
Film, który powstawał długo i miał być gamechangerem filmowego uniwersym DC, okazał się być może jednym z kluczowych gwoździ do jego trumny – a przynajmniej do tej inkarnacji, którą próbowano rozwijać od około połowy drugiej dekady XXI wieku. Flasha pogrążyło wiele rzeczy – przeciągająca się produkcja, nieustanne zmiany koncepcji tego, czym ma być marka DC, a także kontrowersje wokół Ezry Millera wcielającego się w tytułową rolę. Festiwal zdarzeń i cameo nie okazał się hitem, a popandemiczna rzeczywistość, w której trudniej niż kiedyś o przyciągnięcie mas widzów do kin, zweryfikowała boleśnie ten projekt. Przyniósł on straty przekraczające 155 mln dolarów. Nie tego spodziewali się twórcy rozpoczynający pracę nad filmem ładnych kilka lat wcześniej.
„Król Artur: Legenda miecza” (strata między 112 a 153 mln dolarów)
Jedna z najbardziej dla mnie bolesnych porażek finansowych XXI wieku to ta Legenda miecza Guya Ritchiego. Miał to być wstęp do filmowego uniwersum łączącego klasyczny świat legend arturiańskich z rozrywkowym kinem przygodowo-kryminalnym i przeżywającym w 2017 roku apogeum popularności sznytem komiksowym. Efekt był ciekawy i z potencjałem, jednak wizja brytyjskiego twórcy nie przekonała do siebie widowni na tyle, by się zwrócić i uzasadniać kontynuację. Straty Legendy miecza sięgnęły prawdopodobnie 150 mln dolarów i rodzącą się serię skasowano. Być może był to jeden z pierwszych sygnałów, że komiksowa konwencja zaczyna się przejadać i nie sprzeda się ze wszystkim, a może po prostu nie wiadomo która adaptacja Króla Artura nie zadziałała tak na wyobraźnię, jak liczyli twórcy.
„Battleship” (strata około 150 mln dolarów)
Jeśli Michael Bay popełnił jakąś zbrodnię wobec kolegów po fachu, to byłoby to zaszczepienie w nich wiary, że do spektakularnego kina, które ludzie chcą oglądać, wystarczy dużo wybuchów. Z tego założenia wyszedł Peter Berg, tworząc Battleship, widowisko science fiction o starciu mężnej Floty Pacyfiku z kosmitami. Okazało się, że wybuchy nie wystarczyły w tym przypadku, by przykryć mierność wszystkich pozostałych elementów filmu. Nikt nie nabrał się na „widowiskowość” Battleship, czego efektem były straty, które w przeliczeniu na dzisiejsze wskaźniki wyniosłyby potencjalnie nawet 200 mln dolarów. Nawet ówczesne „ledwie” 150 mln robi już wrażenie.