Najbardziej WYCZEKIWANE FILMY drugiej połowy 2023 roku
Pisaliśmy już o naszych ulubionych filmach pierwszej połowy 2023 roku, a teraz przyszedł czas na wybór najbardziej wyczekiwanych produkcji nadchodących miesięcy. Sprawdźcie, jakie są nasze wybory.
Filip Pęziński
1. Challengers – jeden z najlepszych aktywnych reżyserów spotkał się na planie z jedną z najbardziej utalentowanych aktorek młodego pokolenia, która już na etapie zwiastuna zachwyca, kreując swoją bohaterkę jako nastolatkę i młodą kobietę w zupełnie odmienny sposób. Zdecydowanie jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie filmów tego roku.
2. Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One – Tom Cruise, bóg kina blockbusterowego, po raz kolejny biega, skacze, strzela i wyczynia kaskaderskie popisy, aby uratować świat i – oczywiście – kino. Film można już oglądać na wielkim ekranie! [Recenzja]
3. Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany chaos – od dekad (czyli od wczesnego dzieciństwa) kocham ten tytuł i cieszę się na kolejne filmowego jego odsłony. Tym razem zapowiada się wyjątkowo pysznie, bo w duchu animowanego Spider-Mana i drugiego Kota w butach.
4. Barbie – autorka dwóch pięknych, feministycznych filmów zaprasza do zwariowanego świata Barbie, dla której śpiewać będzie Dua Lipa i Billie Eilish. Niech mnie ktoś z tego snu przebudzi.
5. Aquaman i Zaginione Królestwo – Uniwersum DC jest na kolejnym zakręcie, ale pierwszy Aquaman to wzorowy film superbohaterski. Liczę, że drugi uda się równie imponująco.
Tomasz Raczkowski
1. Barbie – ten projekt ciekawił mnie jeszcze na etapie, kiedy postać Barbie miała zagrać Amy Schumer. Po kompletnej przebudowie (i to chyba niejednej) projektu i jego trafieniu w ręce Grety Gerwig, Noaha Baumbacha i Margot Robbie interesuje mnie jeszcze bardziej. Wierzę, że będzie to coś więcej niż kinowa reklama, i wierzę, że wydobędzie drzemiące w pomyśle pokłady zabawy i ironii.
2. Diuna – Część druga – jestem ogromnym fanem książek Franka Herberta, a pierwsza część ekranizacji przygotowana przez Denisa Villeneuve’a była naprawdę satysfakcjonującym widowiskiem, w dużej mierze przenoszącym na ruchome obrazy klimat znany mi z książek. W drugiej części czeka nas więcej akcji i fabularnego „mięsa”, więc już nie mogę się doczekać, by wrócić na Arrakis i zobaczyć jak Paul Atryda przemienia się w Muad’Diba.
3. Poor Things – Yórgos Lánthimos należy do moich ulubionych współczesnych reżyserów, który już dwukrotnie pozytywnie mnie zaskoczył. Najpierw, wbrew moim obawom, nie zgubił przy przejściu do kina anglojęzycznego swojego autorskiego sznytu, który był w stanie zachować i rozwinąć nawet w pozornie nieobiecującej konwencji dworskiego kina kostiumowego. Teraz Grek ma opowiedzieć wariację na temat historii Frankensteina i jego potwora, oprawiając ją w przefiltrowany przez pastelową popkulturę amerykański gotyk. Brzmi, jakby nie mogło się udać – dlatego spodziewam się, że się uda i dostaniemy coś faktycznie unikatowego.
4. Chłopi – czteroczęściowa powieść Reymonta to jeden z moich nieoczywistych faworytów w kanonie lektur, a ekranizacja Jana Rybkowskiego z lat 70. (zwłaszcza serial) to mój równie nieoczywisty faworyt polskiego kina, do którego lubię wracać. W tym kontekście jestem niezmiernie ciekawy, co wyszło z klasycznej opowieści twórcom Twojego Vincenta, przepuszczającym Reymontowską fabułę przez malarski filtr.
5. Turkusowa suknia – jestem jedną z tych osób, które chodzą na nikomu nic niemówiące premiery i jako jedna z 2–3 osób na sali oglądają różnego rodzaju izraelskie, kambodżańskie czy paragwajskie dramaty obyczajowe. Dlatego też na liście wyczekiwanych premier umieszczam z przekonaniem Turkusową suknię, marokański melodramat o krawcu. I jestem prawie pewien, że będzie to dobre.
Michał Kaczoń
1. Barbie – „Come on Barbie, let’s go party!” – czy muszę dodawać cokolwiek więcej? Ten film już od pierwszego zwiastuna w rytm „Tako rzecze Zaratustra” Richarda Straussa wywołuje ciarki ekscytacji. Szykuje się film, który połączy dziecięcą radość z dorosłymi lękami. To nie może się nie udać.
2. Oppenheimer – dwa słowa: Christopher Nolan. Jeden z moich ulubionych twórców filmowych rzadko się myli, a ja zwyczajnie kupuję jego rozbuchany i precyzyjny styl. Nawet jeśli Tenet nie należy do moich ulubionych produkcji, to każdy inny film oglądałem z wypiekami na twarzy. Liczę, że Oppenheimer zapewni mi więc wyjątkowo dobrej strawy dla oczu, uszu i serca oraz tematów do dyskusji na kolejne, długie miesiące.
3. Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży – jako wielki fan książkowego pierwowzoru, oryginalnej serii adaptacji, talentu Rachel Zegler i Hunter Schafer oraz Wrocławia, w którym kręcono znaczącą część zdjęć, jestem podekscytowany na tę nową przygodę w dobrze znanym świecie. Liczę na porządny, angażujący blockbuster, który będę miał ochotę oglądać wielokrotnie. (Czyli tak jak przy oryginalnej sadze The Hunger Games).
4. Diuna: Część druga – po wielkim zaangażowaniu, z jakim oglądałem pierwszą odsłonę adaptacji Denisa Villeneuve’a, jestem niezmiernie ciekawy dalszego rozwoju historii, zwłaszcza że z każdej strony słyszę, że czeka nas moc niespodzianek. (Mimo że po seansie części 1 sięgnąłem po książkę, wciąż jeszcze jej nie skończyłem, chwilowo porzucając lekturę po jakichś 100 stronach, więc nie jestem obeznany w annałach tej historii. Tym bardziej mam zaostrzony apetyt na poznawanie tej opowieści).
5. Wonka – jako że bardzo lubię Willy’ego Wonkę w wykonaniu zarówno Gene’a Wildera, jak i Johnny’ego Deppa, a także jestem fanem talentu Timothéego Chalameta, niezwykle mnie ciekawi, w jaki sposób twórcy i sam aktor podejdą do kwestii tego prequela, o który nikt nie prosił. A właśnie dlatego, że nikt nieszczególnie nie czekał na ten film, mam poczucie, że może stanowić coś naprawdę godnego uwagi. Trzymam kciuki, by tak było. W innym wypadku może skończyć się piękną katastrofą. W sumie to właśnie ta niepewność napędza moje oczekiwanie na grudniową premierę.
Alicja Szalska-Radomska
1. Nosferatu – nie mam pewności, czy Nosferatu będzie miał premierę jeszcze w tym roku, czy dopiero w przyszłym, ale filmów o wampirach zawsze wyczekuję z niecierpliwością. Zwłaszcza jeśli nawiązują do klasyki kina. Czy to będzie hit, czy kit – nie wiem, ale obejrzę i tak.
2. Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży – bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie Igrzyska śmierci, mam na myśli zarówno książki, jak i filmy. Nie powiem, żebym się na nich dobrze bawiła, ponieważ momentami historia mocno mną wstrząsała (zwłaszcza ta z książek, gdzie więcej miejsca poświęca się traumom bohaterów), ale z pewnością nie uznaję tego czasu za stracony. Ballada ptaków i węży Suzanne Collins podobała mi się już mniej, jednak nadal jestem niezmiernie ciekawa jej adaptacji. Może film okaże się nawet ciekawszy niż książka?
3. Diuna: Część druga – w Diunie Franka Herberta zakochałam się jakieś 20 lat temu. Oglądałam poprzednie adaptacje, jednak zdecydowanie czegoś mi w nich brakowało. Momentami gubiłam wątek, chociaż znałam książki. Denis Villeneuve nakręcił dzieło, które da się zrozumieć, co więcej: można się nim zachwycać. Jestem ciekawa, czy druga część utrzyma poziom.
4. Barbie – jak większość małych dziewczynek z mojego pokolenia w dzieciństwie bardzo lubiłam bawić się lalkami Barbie. Kiedy usłyszałam, że Barbie zostanie główną bohaterką filmu aktorskiego, złapałam się za głowę. Pierwsze trailery pokazują jednak, że może wyjść z tego coś nietuzinkowego. Greto Gerwig, trzymam kciuki i czekam na premierę.
5. Między nami żywiołami – cóż mam napisać, zwyczajnie uwielbiam Pixara i zawsze czekam na jego kolejne produkcje. Często do nich wracam, sama lub z rodziną. Nawet jeśli Między nami żywiołami będzie słabsze od poprzednich animacji z tego studia, to wiem, że i tak będzie co najmniej dobre, ponieważ Pixar (prawie) nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Zamierzam się dobrze bawić podczas seansu.
Mary Kosiarz
1. Diuna: Część druga – mam wrażenie, że od pierwszej Diuny minęły już prawdziwe lata świetlne, a wszystko za sprawą maksymalnej ekscytacji i wysokich oczekiwań, jakie wiążę z kontynuacją opowieści o rodzie Atrydów. Wschodzące gwiazdy nowego pokolenia aktorów, jeszcze więcej perfekcyjnej ścieżki dźwiękowej i efekty specjalne, na które chyba wszyscy czekamy. Oby Diuna 2 nie tylko sprostała wymaganiom widzów, ale i przebiła kolejne rekordy, na które w pełni zasługuje.
2. Oppenheimer – z każdym miesiącem napięcie wzrasta, a kolejne teasery jeszcze bardziej podbudowują wrażenie, że nadchodzący film Nolana będzie jednym z najlepszych w jego karierze. Murphy, Pugh, Blunt, Damon, Malek – to po prostu musi się udać.
3. Killers of the Flower Moon – gromkie powitanie filmu na tegorocznym Festiwalu Filmowym w Cannes nie wzięło się, mam nadzieję, znikąd. Martin Scorsese bynajmniej nie ma zamiaru udać się na emeryturę, a z każdym następnym projektem zachwyca coraz bardziej. Killers of the Flower Moon z pewnością nie będzie kinem łatwym, ale z tego, co słyszę z niemal każdej strony – wizjonerskim i wartym 3,5-godzinnego śledzenia.
4. Challengers – Luca Guadagnino to jeden z tych reżyserów, którym ufam bezgranicznie, nieważne, za jaki projekt wezmą się tym razem. Challengers to film zapowiadany od tak dawna, że nietrudno było już stracić nadzieję na jego powstanie. Premiera zaplanowana jest jednak na wrzesień tego roku i – jako wierna wielbicielka zarówno Guadagnino, jak i pierwszoplanowej obsady – wierzę, że nawet tak daleka od dotychczasowego portfolio reżysera tematyka nie oddali się za mocno od jego charakterystycznego, pełnego nostalgii, sensualności i wzruszeń stylu.
5. Barbie – niecierpliwie czekam na to, co Greta Gerwig trzyma dla widza w zanadrzu w fabularnej opowieści o lalce Barbie. Nie zawiodła mnie jeszcze ani razu, tak więc i teraz jej zaufam – pod grubą warstwą słodyczy i plastiku oczekuję odważnej, satyrycznej opowieści o współczesnej chorej pogoni za pięknem i kryzysie wartości takich jak empatia, zrozumienie, altruizm i prawda. Bazując na zwiastunach, duet Robbie i Goslinga działa idealnie, a to dopiero początek aktorskich smaczków, które z pewnością będą czekać na nas w kinie.
Łukasz Homziuk
1. Drive-Away Dolls – pozycja obowiązkowa dla fanów braci Coen, do których i ja się zaliczam. Choć przyznaję, że ekscytacja fabularnym debiutem Ethana Coena wiąże się u mnie z odrobiną niepokoju. Wizualne wyczucie Joela idealnie łączyło się w kinie braci z literackim umysłem Ethana, dlatego też trudno przewidzieć, jak reżysersko poradzi sobie osamotniony młodszy z twórców. Emocje podgrzewają jeszcze interesująca obsada z Margaret Qualley, Mattem Damonem i Pedro Pascalem na czele oraz pogłoski, jakoby produkcja nawiązywała do szalonych dzieł Russa Meyera. Na żaden inny film w najbliższych miesiącach nie czekam tak mocno.
2. Oppenheimer – jeszcze z miesiąc temu słysząc pytanie: Barbie czy Oppenheimer, wzruszałem ramionami, bo cenię i Nolana, i Gerwig, ale oboje nie należą do moich ulubieńców. Dzisiaj odliczam dni do premiery tych filmów razem z większością kinomanów. Co prawda 21 lipca raczej nie wybiorę się na żaden z nich – Nolan i Gerwig muszą zaczekać, aż skończą się Nowe Horyzonty – ale gdy tylko opadnie festiwalowy kurz, stanę w kolejce na seans Oppenheimera. Dawno niewidziana w kinie Nolana kategoria wiekowa R, zapowiadane większe niż zwykle skupienie na bohaterach i relacjach, tematyka świetnie trafiająca w nasz zeitgeist i porywające zwiastuny – wszystko mówi mi, że to będzie kinowy spektakl co się zowie.
3. Challengers – raczej nie lubimy się z Luką Guadagnino, ale jego najbliższego filmu nie mogę się doczekać. Ostatnio w kinie znienacka pojawił się zwiastun i pochłonął mnie bardziej niż wyświetlany po reklamach film. Letni, trochę melancholijny, trochę eteryczny, a trochę pikantny nastrój przypomina mi Nienasyconych, czyli bodaj najlepsze dokonanie w karierze Włocha, a Zendaya, tenis i miłosne intrygi to tercet, którego ewidentnie bardzo potrzebowałem. Mam wielką ochotę przenieść się do tego świata na dłużej niż dwie i pół minuty.
4. Killers of the Flower Moon – Martin Scorsese. Nie wiem jak Wy, ale ja nie potrzebuję dalszych zachęt, by wybrać się do kina. Nowy film mistrza umieściłem dopiero na czwartym miejscu, bo raczej nie spodziewam się po nim żadnego zaskoczenia. Marty trzyma dobrą formę jak mało kto i chce z ostatnich lat swojej kariery wycisnąć tyle, ile się da. Zapowiada się więc kolejna po Irlandczyku zamaszysta, monumentalna narracja o wybranym kawałku z historii Ameryki. Może niekoniecznie będzie to jego opus magnum, ale i tak z pewnością film bardzo warty uwagi.
5. Adamant – w tym roku nie dałem rady obejrzeć żadnego filmu na Docs Against Gravity, ale na szczęście część z nich za niedługo pojawi się na ekranach kin. Powody, dla których szczególnie wypatruję Adamant, są zasadniczo trzy: Złoty Niedźwiedź w Berlinie; nazwisko reżysera Nicolasa Philiberta, jednego z najbardziej uznanych współczesnych dokumentalistów; a także intrygujący temat – w centrum opowieści jest nietypowe (bo znajdujące się na barce zacumowanej przy wybrzeżu Sekwany) centrum opiekujące się osobami z chorobami psychicznymi.