MASS EFFECT – Filmowe gry komputerowe
Mass Effect 2
Mass Effect 2 przez wielu uważany za najlepszą część sagi (ja jednak pozostaję przy pierwszej części), wgniata w gracza w fotel już w pierwszych minutach gry: oto Normandia – tutejszy Sokół Millenium i USS Enterprise w jednym – zostaje doszczętnie zniszczona przez nieznanego agresora, a Shepard… ginie. Zanim jednak zdążymy uronić łzę nad losem naszego protagonisty okazuje się, że jego ciało zostało szybko odzyskane i było odbudowywane przez dwa lata dzielące prolog i właściwą akcję gry. Swoistym wskrzeszeniem zajęła się proludzka, paramilitarna organizacja – Cerberus. Jej założyciel, The Illusive Man (w tej roli rewelacyjny Martin Sheen), widząc w Shepardzie ogromny atut ludzkości i jej potencjalnego zbawcę, postanowił przeznaczyć ogromne środki na zrekonstruowanie jego uszkodzonego ciała i przywrócenie go do życia za pomocą najnowocześniejszych zdobyczy medycyny i cybernetycznych implantów.
Pierwsze ludzkie Widmo powraca więc do walki, ale świat, który zastaje, jest nieco inny, niż zapamiętało. Mroczniejszy. Jego wierna załoga jest rozrzucona po całej galaktyce, Rada zaprzecza istnieniu Żniwiarzy, którzy z każdym dniem są coraz bliżej swojego ostatecznego celu, a jakby tego było mało tajemnicze istoty – Zbieracze – atakują ludzkie kolonie, nie pozostawiając w nich nawet zwłok. The Illusive Man daje więc Shepardowi nowy statek (Normandię 2.0), załogę oraz środki niezbędne do zbadania tajemnicy znikających kolonistów. Szybko wychodzi na jaw, że powstrzymanie Zbieraczy będzie iście samobójczą misją, której sukces zależy od siły zebranej drużyny. Na tym w dużej mierze opiera się ta gra. Działając przede wszystkim na pogrążonych w bezprawiu planetach rekrutujemy najlepszych wojowników i specjalistów w całej galaktyce – a przy okazji niezwykle barwne osobowości, do których przywiążemy się bardziej, niż byśmy się tego spodziewali. W tej części swoich towarzyszy możemy poznać jeszcze dogłębniej niż wcześniej, każdy z nich ma też swoje demony, z którymi możemy pomóc się zmierzyć w tzw. misjach lojalnościowych. Dodatkowo jesteśmy zmuszeni do zbierania surowców i ulepszania naszego statku i wyposażenia – wszystko po to, by być jak najlepiej przygotowanym do starcia ze Zbieraczami, których geneza okazuje się zaskakująca i tragiczna.
Mroczniejsza tonacja historii znajduje odzwierciedlenie także w oprawie wizualnej. O ile wcześniej dominowały niebieski i czarny (bardzo pasujące do aury tajemniczości), tak teraz na pierwszy plan wychodzi czerwień i czerń. W tych barwach pogrążona jest chociażby Omega – czyli przestępczy odpowiednik znanej nam już Cytadeli. To raj dla wszelkiego rodzaju kryminalistów i szumowin, ale także jedyna możliwość na życie (w nędzy, ale jednak) wielu istot, których nie stać na nic lepszego. Mamy możliwość spędzić całkiem sporo czasu na tej stacji i dzięki temu poznać brudniejszą stronę uniwersum. Bardziej prawdziwą i namacalną. Podobnie można określić Sheparda: atak z prologu, brak wsparcia ze strony Rady i Przymierza, fakt, że musi polegać na ekstremistach, z którymi wcześniej walczył, coraz bardziej beznadziejna sytuacja w galaktyce – to wszystko wpłynęło na niego, hartując go i czyniąc bardziej cynicznym. Oczywiście to, jaki charakter będzie miał nasz protagonista, zależy w dużej mierze od nas, ale mówię o możliwościach, jakie nam dano. Tym razem mamy znacznie więcej okazji, by być bezpośrednim, hardym sukinsynem, który przerwie najemnikowi w pół zdania, skręcając mu kark. Kiedy przesłuchiwany zbir arogancko zbywa nasze pytania i opierając się o okno oznajmia “Nie mam ci nic więcej do powiedzenia.” my mamy możliwość jednym ruchem zrzucić go kilkaset metrów w dół i rzucić na odchodne “Co powiesz na “żegnaj”?”.
To jednak bardziej smaczki i małe atrakcje, sedno moralnej niejednoznaczności Mass Effecta 2 tkwi w wyborach, które podejmujemy podczas całej gry. Nierzadko będziemy się ścierać z problemami, w których nie występuje podział na emocjonalne i rozsądne rozwiązanie, a oba wydają się jednakowo racjonalne i uzasadnione. Czy to będzie łamiąca serce historia autystycznego mężczyzny wykorzystanego jako szczur laboratoryjny przez własnego brata, czy coraz bardziej nieoczywista kwestia sterylizacji agresywnej rasy Krogan – nierzadko zdarza się, że gapimy się w ekran, mając problem z podjęciem decyzji, której nie będziemy żałować. Jest to też pewne preludium do tego, co będzie esencją Mass Effecta 3.