M jak morderstwo. Teatr czworga aktorów
Jeden z bohaterów M jak morderstwo, autor kryminałów Mark Halliday, mówi w pewnym momencie, że „w książce rzeczy dzieją się dokładnie tak, jak autor sobie tego zażyczy, natomiast w prawdziwym życiu rzadko tak jest”. To motto całego filmu – niewymienianego raczej wśród najbardziej znanych filmów Alfreda Hitchcocka, ale nadal postrzeganego jako klasyka, którą wypada znać.
Były tenisista Tony Wendice (Ray Milland) obmyśla, jak zamordować swoją żonę Margot (Grace Kelly). Jednak jego idealny plan zawodzi i Wendice musi improwizować.
Tę pozornie prostą historię napisał Frederick Knott, brytyjski dramatopisarz; jego sztuka trafiła na deski teatru w 1952 roku, a dwa lata później ukazał się film Alfreda Hitchcocka o tym samym tytule. Do najbardziej znanych dzieł tego słynnego brytyjskiego reżysera należą zdecydowanie Psychoza, Ptaki, Okno na podwórze, Północ – północny zachód czy Zawrót głowy. Trudno jednak nie patrzeć na M jak morderstwo przez pryzmat pozostałej twórczości Hitchcocka. Reżyser wykorzystywał wiele gatunków, tropów i konwencji, często zresztą je łamiąc, ale do stałych motywów można zaliczyć między innymi zaskakujący zwrot akcji, budowanie napięcia dialogami i sugestywnymi ujęciami, ograniczanie się do jednej lokalizacji oraz… obecność blondynki. Miał do nich wyraźną słabość i chętnie obsadzał jasnowłose aktorki w rolach głównych. Co ciekawe, chociaż Hitchcocka uważa się za jednego z najwybitniejszych reżyserów w historii kina, tylko Rebeka z 1940 roku zdobyła Oscara za najlepszy film (nominacji ogółem było kilka, ale również niezbyt wiele, biorąc pod uwagę, jak słynnym i rozpoznawalnym do tej pory nazwiskiem jest Hitchcock).
M jak morderstwo to film, który od razu widza wciąga; to film intensywny, ale dzięki swoim dialogom, a nie szalonej akcji. Fabuła nie jest więc bardzo skomplikowana, ale za to przemyślana i konkretna – wszystkie przelotne wzmianki, drobiazgi i przedmioty okazują się później istotne i w jakiś sposób zmieniają bieg wydarzeń.
Reżyser chciał podkreślić fakt, że M jak morderstwo to adaptacja sztuki, zastosował więc kilka prostych sztuczek, jak na przykład właśnie wspomniane ograniczenie przestrzeni do mieszkania Tony’ego i Margot. Tylko kilka scen dzieje się poza nim – Hitchcock nie chciał na długo wyrywać widza ze znanego od pierwszych chwil salonu Wendice’ów. Przez te zabiegi film staje się odrobinę klaustrofobiczny i widzowi udziela się uczucie osaczenia. Dodatkowo wyłożył podłogę prawdziwym parkietem, by uzyskać realistycznie brzmiący dźwięk kroków. Aktorzy również grają ekspresyjniej, niż można by się spodziewać – wszystkie stare filmy są mocno teatralne, jednak M jak morderstwo jest pod tym względem bardzo ostentacyjne.
To pierwszy film Hitchcocka z Grace Kelly (później zagrała jeszcze w Oknie na podwórze i Złodzieju w hotelu). Jej bohaterka to typowa zagubiona, naiwna blondynka. Aktorka nie pokazała zresztą w tym filmie pełni możliwości aktorskich; przyłożyła jednak rękę do wizerunku swojej postaci, przekonując reżysera do zmiany stroju Margot. Reżyser planował bowiem, aby bohaterka, wstając w środku nocy w pustym mieszkaniu, by odebrać telefon, założyła na siebie aksamitny szlafrok. Grace Kelly zaprotestowała, twierdząc, że żadna kobieta w takiej sytuacji nie będzie tracić czasu na szukanie podomki, tylko po prostu pójdzie podnieść słuchawkę. Hitchcock uległ i zmodyfikował koncepcję: Margot występuje ostatecznie w symbolicznie białej koszuli nocnej. Zresztą nie tylko w ten sposób wykorzystał kolory w filmie – zadbał również o to, aby stroje postaci początkowo były barwne i intensywne, a później, w miarę rozwoju akcji, stawały się ciemniejsze, bardziej stonowane i przyćmione.
M jak morderstwo zasługuje na uwagę z kilku przyczyn. W tym roku mijają sześćdziesiąt dwa lata od jego premiery, a film wciąż ogląda się z zapartym tchem. Przysłużyły się temu charakterystyczne dla Hitchcocka skondensowana fabuła, kameralny klimat oraz oszczędność wyrazu i środków. Można również odnotować, że jest to pierwszy i ostatni raz, kiedy reżyser nakręcił film w 3D – utrudniło mu to kręcenie niektórych scen (kamera była pewnie niewiele mniejsza niż mieszkanie Wendice’ów) i film ostatecznie wypuszczono w normalnej wersji. Jego siła bierze się jednak nie z trików, a z rewelacyjnego scenariusza i dobrego aktorstwa. M jak morderstwo to świetny kryminał, w którym wprawdzie wszystko dzieje się tak, jak zażyczył sobie jego twórca, ale nic nie dzieje się tak, jak życzyliby sobie tego bohaterowie.