RYAN GOSLING. Od Myszki Miki do legendy SF
Gdy kilkanaście lat temu wespół z Rachel McAdams tworzył historię współczesnego romansu w Pamiętniku (2004) Nicka Cassavetesa, Ryan Thomas Gosling nie mógł przewidzieć, że w przyszłości przyjdzie mu walczyć o najwyższe aktorskie laury. W najśmielszych snach nie marzył też zapewne o tym, że będzie mu dane kontynuować legendę jednego z największych dzieł w historii gatunku science fiction. Tymczasem sympatyczny Kanadyjczyk należy dziś do absolutnego topu wśród gwiazdorów Hollywood, a jego dobra passa – z małymi wyjątkami – trwa w najlepsze od 2006 roku. Dlaczego więc Gosling jest jednym z tych aktorów, na których często widzowie reagują stwierdzeniem „Nie cierpię gościa”?
Choć regularnie dowodzi, że jego sukcesy nie są dziełem przypadku, nie może cieszyć się podobnym uwielbieniem co Leo DiCaprio czy choćby Johnny Depp, któremu w ostatnich latach przydarza się wpadka po wpadce. Pochodzący z Kanady aktor z każdym kolejnym projektem musi zamykać usta niedowiarkom, którzy twierdzą, że Gosling jest zaledwie poprawnym wyrobnikiem, niepotrafiącym udźwignąć ciężaru wielkiej roli. I choć być może nie należy on do największych wirtuozów ekranu, jego już teraz niezwykle bogaty dorobek potwierdza sporą wszechstronność Ryana. Na wielu frontach działał już zresztą od najmłodszych lat – jako nastolatek grał z siostrą na weselach, śpiewał w duecie z wujkiem-sobowtórem Elvisa, a na dodatek ćwiczył balet w lokalnej szkole w Londynie. Tańca nie ograniczał tylko do klasyki, o czym można było się przekonać w jednym z odcinków talk show Grahama Nortona:
Nie chodzi jednak o brytyjską stolicę, lecz trzystutysięczne miasto w prowincji Ontario, gdzie 12 listopada 1980 roku przyszedł na świat mały Ryan. Był drugim dzieckiem Thomasa i Donny, a że ojciec był komiwojażerem, rodzina Goslingów sporo podróżowała po Kanadzie, a w tym czasie Ryan przekonywał się głównie o swoim statusie outsidera. Jak sam przyznał, przyjaciół miał dopiero jako nastolatek, a w szkole podstawowej zmagał się z dysleksją i ADHD, którego co prawda nikt nigdy nie potwierdził, ale które spowodowało sporo problemów we wczesnej edukacji Goslinga. W tamtym czasie programowo lekceważył szkołę i wolał poświęcać swą uwagę filmom – niektóre, jak Rambo: Pierwsza krew (1982), oglądał na tyle uważnie, że później postanowił trenować rzucanie nożami w kolegów z ławki. To, że cała sytuacja skończyła się zaledwie zawieszeniem, należy uznać za ogromny fart.
Jak widać, Gosling junior nie należał do najspokojniejszych chłopców – wychowanie w kulturze Mormonów wymagało od niego nieustannej dyscypliny, dlatego w dorastającym chłopaku nierzadko rodził się bunt. A buntownicy często znajdują ujście dla swej anarchistycznej energii właśnie w sztuce, toteż Ryan dość wcześnie postanowił realizować się aktorsko – nie na scenie, lecz przed kamerą. Do reaktywowanego The Mickey Mouse Club zgłosił się w wieku 13 lat i z miejsca dostał angaż – wiązało się to z przeprowadzką na Florydę, ale dla mającego ogromne plany i ambicje Ryana nie było to duże wyrzeczenie. Mimo że nie był pierwszoplanową postacią w disneyowskim show dla młodzieży – pierwsze skrzypce grali tam m.in. Britney Spears, Christina Aguilera i Justin Timberlake – to sporo u Myszki Miki się nauczył. Zyskał też przyjaciela na kolejne lata – od drugiego sezonu dzielił mieszkanie z Justinem, a pani Timberlake tymczasowo przejęła opiekę prawną nad Ryanem, gdy pani Gosling musiała wrócić do Kanady. The Mickey Mouse Club trwało w ramówce Disney Channel aż do 1995 roku, a po zakończeniu programu 15-letni Ryan zmuszony był do powrotu do ojczyzny. Tam szybko znalazł zatrudnienie w lokalnych serialach dla młodzieży, ale nieustannie szukał nowych wyzwań. Jako 18-latek o wyglądzie kilka lat młodszego chłopca został tytułowym Młodym Herkulesem (1998–1999) w amerykańsko-nowozelandzkim serialu i tylko największy optymista mógł wówczas pomyśleć, że z uniwersum zamieszkałego przez wykonawców pokroju Kevina Sorbo trafi pod skrzydła samego Denzela Washingtona.
To oczywiście pewna metafora, ale to właśnie u boku jednego z najbardziej utytułowanych czarnoskórych aktorów Gosling debiutował w dużej hollywoodzkiej produkcji – co prawda w Tytanach (2000) Boaza Yakina miał rolę iście trzecioplanową, ale już samo zaistnienie w filmie o takiej obsadzie i zasięgu było dla młodego Kanadyjczyka sporą nobilitacją. Najwyraźniej zrobił jak najlepszy użytek z tego podarunku od losu, bowiem już rok później mógł dopisać do swego dorobku pierwszą tytułową rolę – w Fanatyku (2001) Henry’ego Beana wcielił się w żydowskiego nastolatka, który zostaje neonazistą. Zaledwie w ciągu sześciu lat przeistoczył się ze słodkiego chłopca o disneyowskim uśmiechu w nienawistnego faszystę – to prawdziwie szokująca przemiana, która nawet dla samego Ryana była zaskoczeniem. Młody aktor postanowił jednak skorzystać z możliwości sprawdzenia się w bardziej wymagającym repertuarze i dzięki temu zaistniał w dorosłym aktorstwie – po znakomitej roli w Fanatyku, dzięki której Gosling zyskał renomę młodzieńca nieprzewidywalnego, nikt nie pamiętał już telewizyjnego show dla młodzieży. Kanadyjczyk stał się kolejnym młodym, niepokornym aktorem, który po obiecującym początku musiał szybko udowodnić swą wartość, by nie popaść w odmęty hollywoodzkiego zapomnienia. Udało się – w 2002 roku zagrał psychopatę u boku Sandry Bullock w Śmiertelnej wyliczance Barbeta Schroedera i choć sam film nie spotkał się ze szczególną przychylnością krytyków, występ Ryana zyskał powszechne uznanie.
W 2003 roku Gosling pojawił się w jednej z najlepszych swych ról, choć z dzisiejszej perspektywy chyba najmniej pamiętanej. Odmienne stany moralności Matthew Ryana Hoge’a opowiadały o niezwykle wrażliwym młodzieńcu, który dokonuje wstrząsającej zbrodni – bohater kreowany przez Ryana Goslinga żyje jakby w innym świecie, jednocześnie zdając sobie sprawę z konsekwencji zdarzeń zachodzących w rzeczywistości. Film Hoge’a daje Goslingowi mnóstwo miejsca do zaprezentowania wyjątkowych umiejętności aktorskich, zaś Odmienne stany moralności urastają do rangi opowieści nie tylko o zagubieniu współczesnej młodzieży, ale także o relatywnym interpretowaniu moralności. Ryana porównywano wówczas do młodego Matta Dillona i chwalono za surowość tej kreacji, choć sam film nie spotkał się z wieloma przychylnymi recenzjami.