6 najlepszych komedii HAROLDA RAMISA
1944 – 2014
Słysząc nazwisko Harolda Ramisa, wiele osób zapewne podrapie się po głowie i stwierdzi, że nie ma pojęcia, o kim mowa. Co innego, gdy wymienimy tytuły filmów, które nie powstałyby bez jego udziału. Pogromcy duchów, Dzień świstaka, W krzywym zwierciadle: Wakacje, Animal House, Golfiarze – te tytuły zna właściwie każdy Polak. Gdyby nie Ramis, wiele godzin śmiechu nigdy nie miałoby miejsca.
W wielu przypadkach teksty in memoriam pisane są nieco na wyrost, na fali emocji gloryfikują dokonania zmarłego. W przypadku Ramisa nie ma o to obawy. To bezapelacyjnie jeden z tytanów amerykańskiej komedii – o tyle intrygujący, że unikający blasku fleszy, pozostający gdzieś na uboczu. Szkoda, że o takich ludziach wspomina się zazwyczaj wtedy, gdy odchodzą. Niemniej, pewnie tak musi być – trudno.
Po przeglądzie filmografii Ramisa szybko zorientujemy się, że nie ma sensu pisać trenów. Jeśli płakać, to tylko ze śmiechu, przy oglądaniu tego, co po sobie zostawił. Pamiętacie ciotkę Ednę, którą Griswoldowie wykończyli w trakcie podróży do Walley Worldu? Ramis umiał śmiać się ze śmierci, my też powinniśmy.
Poniżej przedstawiamy kilka opisów jednych z jego najlepszych filmów, jednocześnie zachęcając do tego, aby sięgnąć po inne tytuły z jego filmografii. Warto.
MENAŻERIA
ANIMAL HOUSE (1978)
Harold Ramis jako scenarzysta.
Przede wszystkim „Menażeria” jest prekursorem wszelkiego rodzaju komedii młodzieżowych w rodzaju „American Pie” czy „Road Trip”. Twórcy nigdy nie przekroczyli granicy dobrego smaku, choć żarty latają miejscami „bardzo nisko”. Ponadto jest to jedna z pierwszych produkcji, która wprowadziła komików ze znanego „Saturday Night Live” na ekran kinowy – w efekcie właściwie wszystkie późniejsze udane amerykańskie komedie mają swoje korzenie w SNL (czy to poprzez odtwórców głównych ról, czy też przez scenarzystów lub reżyserów). Jednym z powodów ogromnej popularności opisywanego tytułu w Ameryce jest rola Johna Belushiego – kradnie każdą scenę ze swoim udziałem. Aktor ten posiadał ogromny talent komediowy co potwierdził w „1941” Stevena Spielberga oraz „The Blues Brothers” Johna Landisa. Niestety, w 1982 roku Belushi zafundował sobie śmiertelną dawkę narkotyków. I wreszcie ostatni argument za obejrzeniem „Animal House” – to po prostu niesamowicie zabawny, pełen gagów i dobrej muzyki, półtoragodzinny spektakl, gwarantujący dobry humor po seansie. [przeczytaj opracowanie o “Menażerii”]
GOLFIARZE
CADDYSHACK (1980)
Harold Ramis jako reżyser i scenarzysta
Należy zwrócić uwagę na trójkę aktorów występujących w “Caddyshack”. Rodney Dangerfield kreuje postać przedsiębiorcy budowlanego z typowym dla siebie krzykliwym stylem bycia. Jego niewyparzony język i cięte riposty są solą w oku sędziego Elihu Smailsa (Ted Knight), który ze wszystkich sił próbuje usunąć Czervika z klubu. Druga warta uwagi rola to Ty Webb (Chevy Chase) – absolutnie zblazowany bogacz. Nie obchodzi go nic poza golfem. Jeśli ktoś lubi Chase’a i jego grę aktorską opierającą się na absurdalnym dowcipie (jak na przykład słynny firmowy gest z zegarkiem), to będzie się zarykiwał ze śmiechu, gdy tylko postać Webba ukaże się na ekranie. I wreszcie trzeci złodziej widowiska – Bill Murray jako Carl Spackler, nierozgarnięty “pomocnik ogrodnika na polu golfowym”. Do klasyki komedii przeszły dwa monologi Murraya – historia Kopciuszka grającego w golfa oraz opowieść o Dalajlamie. Carl to idiota, który stara się wykonać każde zlecone mu zadanie na swój własny, oryginalny sposób. Największym wyzwaniem będzie pozbycie się świstaka rujnującego pole golfowe. [przeczytaj opracowanie]
SZARŻA
STRIPES (1981)
Harold Ramis jako scenarzysta
“Stripes” inauguruje nam dwa ciekawe pomysły, które wypłyną jeszcze w kilku innych komediach z tamtego okresu. Pierwszy to dowcipne sportretowanie wojska. Naturalnie wiele już mieliśmy filmów wyszydzających koszarowe życie, ale akurat w latach osiemdziesiątych miały jakiś taki charakterystyczny klimat. Wystarczy tylko wspomnieć takie produkcje jak “Combat Academy” czy do pewnego stopnia “Heartbreak Ridge”. Druga interesująca idea to kompletne wykpienie żołnierzy Armii Czerwonej (osobiście nie mam nic przeciwko temu ;). Podobny zabieg zastosowano chociażby w “Spies like us” Johna Landisa. Ogromny wpływ na to miał czas, w jakim produkcje te realizowano. Zimna Wojna pomału zbliżała się do końca, a ZSRR dawno już stracił zęby i zdążał ku czeluściom śmietnika historii, gdzie jego miejsce. Żołnierze zza żelaznej kurtyny stanowili źródło wszelkiego zła (podobnie jak dzisiaj terroryści).
Film stał się skokiem do sławy dla kilku znanych dziś aktorek i aktorów – Sean Young (“Blade Runner”, “Ace Ventura: Pet Detective”), Johna Candy’ego, Judge’a Reinholda (pamiętny Billy Rosewood z trylogii “Beverly Hills Cop”), Johna Diehla (serial “Miami Vice”, “Jurassic Park III”). W tle mignęli gdzieś również Bill Paxton i Dennis Quaid. [fragment opracowania]
W KRZYWYM ZWIERCIADLE: WAKACJE
NATIONAL LAMPOON’S VACATION (1983)
Harold Ramis jako reżyser.
Film ten stanowi pierwsze ogniwo w cyklu o przygodach rodziny Griswoldów. Na serię składają się, oprócz opisywanego, jeszcze trzy tytuły. Zrealizowano również nieformalną kontynuację o przygodach jednego z pobocznych bohaterów – kuzyna Eddiego (Randy Quiad). Wróćmy jednak do opisywanej produkcji – główny bohater – Clark W. Griswold (jedna z najbardziej znanych i pamiętnych ról Chevy’ego Chase’a) postanawia zabrać rodzinę na wakacje do Wally Worldu, słynnego parku rozrywki. Aby zrealizować swój zamiar Clark musi przejechać prawie całe Stany Zjednoczone. Z głową pełną pomysłów wsadza bliskich do samochodu i wyrusza na eskapadę. Gdyby tylko wiedział na co się pisze…
Opisywany tytuł odniósł ogromny sukces zarabiając 61 milionów dolarów przy budżecie szacowanym na 15 milionów. Z perspektywy czasu można powiedzieć, iż film w zasadzie się nie zestarzał. Owszem, w kilku momentach widz dostrzeże pewne anachronizmy (jak na przykład gra wideo, w którą grają Audrey i Rusty). Nie mają one jednak dużego wpływu na fabułę i nie przeszkadzają w wyłapywaniu żartów. Trzeba jednak uczciwie zaznaczyć, iż “National Lampoon’s Vacation” to spektakl jednego aktora – źródłem humoru stał się Chevy Chase i jego charakterystyczny sposób bycia. Jeśli ktoś go nie trawi to film nie przypadnie mu do gustu tym bardziej, iż Chase prezentuje tu cały standardowy wachlarz gestów i min, znanych publiczności z występów na arenie “Saturday Night Live” oraz wcześniejszych ról. [fragment opracowania]
POGROMCY DUCHÓW
GHOSTBUSTERS (1984)
Harold Ramis jako scenarzysta i aktor (na zdjęciu pierwszy z lewej).
Jednak to, co czyni obraz Reitmana tak niezwykłym, są kreacje aktorskie i dialogi. Na planie pojawili się znakomici amerykańscy komicy, wśród których wielu miało za sobą występy w Saturday Night Live – i naprawdę można odczuć naturalny komizm tych postaci. Każdy z bohaterów dostał fantastyczną i dosyć oryginalną osobowość, a teksty, które wypowiadają, i sposób, w jaki to robią, powoduje, że uśmiech nie znika z twarzy praktycznie przez cały seans. Postacią, która kradnie cały film, jest Bill Murray w roli dr. Venkmana – zblazowanego naukowca, który cały czas ironizuje i do większości zdarzeń podchodzi krytycznie, a zamiast pracy bardziej interesują go kobiety. Swoim zachowaniem nie przypomina naukowca, a showmana. W jednej ze scen bohaterka Weaver zwraca się do niego „Pan nie zachowuje się jak naukowiec, raczej jak artysta estradowy” i ma stuprocentową rację. Monologi jego postaci w połączeniu z niesamowitą mimiką nie pozwalają naszej przeponie na chwilę oddechu. Pojedynki słowne, które prowadzi z Łowcami, mają w sobie coś szalonego i nieprzewidywalnego. Warto dodać, że sporo jego kwestii było improwizowanych, co tylko pokazuje jak dobrze Murray wszedł w rolę. Świetni są również Dan Aykroyd oraz Harold Ramis. Pierwszy podnieca się każdą sprawą, z jaką się zetknie, i non stop próbuje coś kalkulować, natomiast drugi wygłasza pseudonaukowe teorie, których w ogóle nie rozumiemy, a które wydają się totalnie absurdalne (i takimi są). Tą specyficzną trójcę uzupełnia Ernie Hudson jako Winston Zeddemore, którego bohater jako jedyny wydaje się normalny i stanowi udaną przeciwwagę dlanienormalnej reszty. Dialog, który „Zed” przeprowadza ze Stantztem odnośnie biblii i apokalipsy, był używany podczas castingu do roli tego pierwszego. [fragment artykułu Szymona Pajdaka]
DZIEŃ ŚWISTAKA
GROUNDHOG DAY (1993)
Harold Ramis jako scenarzysta i reżyser.
Harold Ramis dokonał na widzu trudnej sztuki pozostawienia go z najważniejszymi pytaniami po zakończeniu projekcji. Nie sposób nie przyjrzeć się swojemu życiu bez zastanowienia się, czy Dzień Świstaka nie jest przypadkiem naszym udziałem? Codziennie ten sam schemat dnia, rutyna zżerająca wyjątkowość i ciągłe poczucie życia mijającego nas szerokim łukiem. Kufel wypełniony do połowy jest kuflem w połowie pustym. Ech, gdyby tak można było zostać władcą czasu i próbować do skutku rezultaty własnych wyborów… Nam, widzom trzymającym kciuki za Phila Connorsa, pozostaje tylko brać z niego przykład, nie czekając na cud. (…) Mądra komedia – gatunek to niezwykle trudny. Łatwo popaść w tanie moralizatorstwo i pretensjonalność, wyrażaną napuszonymi dialogami. “Dzień Świstaka” oparty jest na prostym w swym geniuszu założeniu. Mentalną ewolucję Connorsa przedstawiono na ciągle powtarzających się tych samych sytuacjach, które nie potrzebują ani słowa komentarza. Jest w nich całe spektrum ludzkich zachowań, od niedowierzania i chorej euforii, poprzez znużenie, nihilizm i rezygnację, aż do odnajdywania kolejnych szczebli ewolucji charakteru postaci. [fragment recenzji Adiego]
Zapamiętajcie ten uśmiech, bo odszedł jeden z tych, którzy dla filmowej komedii znaczą bardzo wiele.