search
REKLAMA
Remake

ŁOWCA. Oryginał i remake

Tekst gościnny

1 stycznia 2012

REKLAMA

W 1986 Michael Mann postanowił przenieść na ekran książkę poczytnego autora, Thomasa Harrisa, zatytułowaną „Czerwony smok”. Początkowo film miał mieć ten sam tytuł co książka, jednak ostatecznie zdecydowano się na tytuł „Manhunter”. Powodem tej zmiany była chęć nie kojarzenia filmu z Rokiem smoka, który poniósł wielką porażkę finansową. Również film Manna nie za wiele zwojował i odniósł dość umiarkowany sukces. Osobiście trochę mnie to dziwi, gdyż jest to naprawdę kapitalny thriller z niesamowitym wręcz klimatem. Reżyser a zarazem scenarzysta, w pewien poetycki sposób z dużym wyczuciem prowadzi fabułę, pozwalając widzowi wczuć się w gęstą atmosferę filmu. Aktorstwo jest w nim również bez zarzutu, ale poza Petersenem nikt specjalnie się nie wybija. Należy zaznaczyć, ze cała siła filmu skupia się na postaci Grahama, a to pozwala Petersenowi na ukazanie swojego bohatera w dość dwuznaczny sposób. Niestety drugi plan, a zwłaszcza bohaterowie negatywni, czyli Dollarhyde i Lecter, to niewykorzystany potencjał. Ale o tym później. Reasumując, Manhunter to kawał przyzwoitego thrillera. Więc czy potrzebny był remake?

W 1991 roku dokonano adaptacji kolejnej książki Harrisa, która szturmem zdobyła uznanie widzów i krytyków. Za Milczenie owiec zabrała się zupełnie inna ekipa z całkowicie zmienioną obsadą. Film z miejsca stał się klasykiem i wzorcowym thrillerem, a rola Anthony’ego Hopkinsa stała się legendą. Wyrachowany, niesamowicie spokojny, erudyta i esteta, a przy tym największy potwór w ludzkiej skórze jakiego kino kiedykolwiek widziało. Po 10 latach skuszony prośbami fanów (wielomilionowe honorarium też mogło mieć „lekki” wpływ) Hopkins po raz drugi wcielił się w postać Hannibala-kanibala w filmie Ridleya Scotta – Hannibal. Najlepsze określenie tego filmu mieści się w dwóch słowach – duuuuży zawód. Nie mogło być inaczej, gdyż ze słabej książki ciężko jest nakręcić dobry film. Poza tym Hopkins już tak nie zachwycał, utracił gdzieś swoją demoniczność i nie wzbudzał już takiego podziwu.

Rok później pojawiła się możliwość rehabilitacji zarówno dla Hopkinsa, jak i legendarnego Hannibala Lectera. Zachęceni wynikami finansowymi (Hannibal odniósł dość satysfakcjonujący wynik w box office) producenci zdecydowali się na ponowną ekranizację „Czerwonego smoka”, pierwszej i, w obiegowej opinii, najlepszej książki o Hannibalu Lecterze. Do obsady dołączyli Edward Norton, Ralph Fiennes i Harvey Keitel. Reżyserię powierzono mało doświadczonemu reżyserowi, a scenariusz zaadaptował Ted Tally, zdobywca nagrody Akademii za scenariusz do Milczenia owiec. Można więc było mieć pewne nadzieje. A co z tego wyszło?

Druga ekranizacja Czerwonego smoka jest nad wyraz udana. Film Bretta Ratnera robi ogromne wrażenie od pierwszej do ostatniej sceny. Zaczyna się od znakomitego prologu, od przysłowiowego hitchcockowskiego trzęsienia ziemi. Potem jeszcze fantastyczna czołówka z doskonałą muzyką Danny’ego Elfmana (choć wydaje mi się, że trąci trochę Hulkiem) i tak już przez cały seans jesteśmy pochłonięci wydarzeniami na ekranie. Ratner z niezwykłą wręcz pieczołowitością prowadzi swój film; narracja i scenariusz również stoją na najwyższym poziomie. Na osobną uwagę zasługuje znakomita obsada – każdy z aktorów wiarygodnie nakreślił swoją postać i nie sposób przyczepić się do czegokolwiek. Tym razem znacznie rozszerzono rolę Lectera (na żądanie widzów jak i samego Hopkinsa) a także wyraźniej przedstawiono Dollarhyde’a, tworząc z niego jedną z postaci pierwszoplanowych.

Porównując oba filmy zacznijmy od obsady. Kreujący swą postać William Petersen wypada znacznie lepiej od Edwarda Nortona, któremu brakuje jednak trochę drapieżności znanej z jego wcześniejszych filmów. Graham Petersena jest postacią pełniejszą i wiarygodniejszą – nie jest grzecznym funkcjonariuszem, potrafi ostro potraktować Jacka Crowforda, jak i swoja żonę. W porównaniu z nim Norton wypada bladziej, choć jest to również dobra kreacja w wykonaniu tego aktora. Jeżeli zaś chodzi o postacie Dolarhyde’a, Lectera i Reby, bezwarunkowo wygrywa tutaj Red Dragon. Hopkins w doskonały sposób nawiązuje do roli z Milczenia owiec i w godny sposób żegna się z rolą Lectera. Brian Cox w Manhunterze wypadł poprawnie i… tyle. Nie zdołał nadać swojej postaci takiego demonicznego uroku jak Hopkins i to właśnie sir Anthony pozostanie jedynym, prawdziwym Hannibalem Lecterem. Tak samo jest w przypadku postaci Dollarhyde’a i, mimo że fizycznie Tom Noonan wygląda bardziej przerażająco, to jednak jego kreacja pozostaje w głębokim cieniu znakomitego występu Ralpha Fiennesa. Fiennes swoją grą niesamowicie przeraża i fascynuje jednocześnie, jest zarówno potworem, jak i człowiekiem. Jedynie postać Jacka Crawforda pozostaje w sferze sporów – moim zdaniem zarówno Dennis Farina, jak i Harvey Keitel wypadli dobrze i trudno jednoznacznie wskazać na któregoś z nich.

Reasumując, przy wyborze między oryginałem a remake’iem osobiście stawiam na nową wersję, choć zachęcam do zapoznania się z obiema. Oczywiście oryginał również jest znakomitym filmem z niepowtarzalnym klimatem i doskonałym głównym bohaterem, w którego wcielił się Petersen. Jednak to postacie negatywne są częściej wyraziste i bardziej zapadają w pamięć, a nowa wersja proponuje nam aż dwóch takich bohaterów. Lecter i Dolarhyde są w równym stopniu niebezpieczni i przerażający, właściwie nie wiemy, którego z nich należy obawiać się bardziej. Dodatkowo o sile nowej wersji świadczą doskonały początek i trzymająca w napięciu końcówka, rewelacyjna obsada, wspaniała muzyka i ogólnie klimat zagrożenia, który towarzyszy nam przez cały seans.

  • Operatorem kamery zarówno oryginału,, jak i remake’a jest Dante Spinotti.
  • Do roli Hannibala Lectera w Manhunterze kandydowali tacy aktorzy jak: Brian Dennehy, Mandy Patinkin i John Lithgow.
  • W czasie kręcenia Manhuntera Anthony Hopkins (przyszły Lecter) grał Króla Leara w Teatrze Narodowym. Natomiast podczas nagrywania Milczenia owiec (1991) Leara w Teatrze Narodowym grał Brian Cox (poprzedni Lecter).
  • Manhunter jest to jedyny film z serii, w którym nazwisko Hannibala brzmi „Lecktor”.
  • Rolę Dolarhyde’a w Czerwonym smoku zaproponowano Seanowi Pennowi i Nicolasowi Cage’owi. Ethan Hawke był pierwszym aktorem, któremu zaproponowano rolę Willa Grahama.
  • Jak dotąd we wszystkich częściach trylogii zagrał jedynie Frankie Faison (jako pielęgniarz Barney). Pojawił się też w Manhunterze jako Frisk.
  • Rolę Jacka Crawforda grało trzech aktorów: w Manhunterze – Dennis Farina, w Milczeniu owiec był to Scott Glenn, a w Czerwonym smoku Harvey Keitel. Wszyscy wypadli równie dobrze.

Zobacz zwiastun oryginału:

Zobacz zwiastun remake’a:

Tekst z archiwum film.org.pl (30.03.2008)

REKLAMA