LOVE, VICTOR. Pozycja obowiązkowa dla nastolatków (i nie tylko!)
Pamiętacie Twojego Simona, który pojawił się w polskich kinach dokładnie dwa lata temu? Film w stylu coming of age na podstawie bestsellerowej powieści Becky Albertalli zebrał bardzo pozytywne recenzje. Teraz amerykańska platforma Hulu wyprodukowała serialowy spin-off tamtej opowieści. Czy jest równie dobrze?
Rzecz dzieje się w tej samej szkole, do której chodził Simon, ale jakiś czas później. Victor jest nowym uczniem, właśnie w dość tajemniczych okolicznościach przeprowadził się wraz z rodziną z innego miasta. Wie o historii Simona, którą swego czasu żyła cała okolica, jego wymuszonym coming oucie i zakończonej niczym w bajce e-mailowej relacji z innym chłopakiem. Tam nie chodziło o jakieś wielkie rozterki związane z orientacją seksualną, nie było mowy o cierpieniach i ukrywaniu na siłę tajemnicy. U Victora jest inaczej. Pochodzi z religijnej latynoskiej rodziny. Jako że wśród najbliższych jest masa niedopowiedzeń i konfliktów, nie może liczyć na ich wsparcie. Mało tego, dziadek jest na przykład otwartym homofobem. Nowy uczeń pisze do Simona pełen żalu, może nawet gniewu, próbując udowodnić, że nie każdy ma takie szczęście jak on. Zaczynają ze sobą korespondować, a Victor stara się odnaleźć w nowym otoczeniu.
Podobne wpisy
Przyznam szczerze, że bardzo podobało mi się to, jak twórcy Twojego Simona przedstawili swojego bohatera – jego homoseksualizm nie był problemem, on mu się po prostu przydarzył. Okazało się, że ten młody chłopak przeżywa właściwie to samo, co jego rówieśnicy. To przede wszystkim historia o dojrzewaniu i szukaniu siebie. Nie ma tu mowy o godzeniu się z orientacją seksualną, a właśnie tego typu historie przeważają w kinie i telewizji. W Love, Victor, choć to nadal te same, nad wyraz tolerancyjne szkoła i miasto, mamy do czynienia z kimś, kto zupełnie inaczej podchodzi do sprawy. Główny bohater tak naprawdę jeszcze nie wie, kim jest. Wydaje mu się, że pociągają go mężczyźni, ale otoczenie, w którym dorasta, sprawia, że oddala od siebie tę myśl. Gdy poznaje Mię i zaczyna coś do niej czuć, wszystko wydaje się wracać na “właściwe” tory. Ale czy na pewno?
To naprawdę świetnie napisany serial dla młodzieży (choć nie tylko!), z ciekawymi postaciami i problemami, z którymi nawet nastolatkowie w dalekiej Polsce mogliby się identyfikować. I nie chodzi tu wcale jedynie o orientację Victora – wątków pobocznych tu nie brakuje. Bardzo ciekawa jest na przykład historia rodziców chłopaka i powodu, dla którego nagle przenieśli się na drugi koniec kraju. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Zresztą nawet sama kwestia homoseksualizmu została przedstawiona w różnych odcieniach. W jednym z odcinków oglądamy na przykład przedstawicieli społeczności LGBT, z którymi nasz bohater w ogóle nie odnajduje więzi, wręcz przeciwnie, traktuje ich jak ludzi z zupełnie innego świata. Nie wszystko jest jednak czarno-białe. Love, Victor nie należy też do tych seriali, w których geje są poetami, robią tutoriale makijażu albo wraz z przyjaciółkami sączą kawę i obgadują resztę szkoły (ile razy już to widzieliśmy…). Victor jest gwiazdą szkolnej drużyny koszykówki, a jego przyjaciel Benji, wyoutowany homoseksualista, gra w rockowej kapeli.
Jednym z głównych atutów filmu sprzed dwóch lat był Nick Robinson w tytułowej roli. Bałem się, czy uda się znaleźć kogoś, kto równie dobrze poradzi sobie z zadaniem, ale Michael Cimino jest po prostu rewelacyjny. Ma w sobie charyzmę, urok i to coś, co sprawia, że nawet kiedy jego bohater postępuje idiotycznie, większość widzów i tak będzie stała za nim murem i kibicowała mu do samego końca. Na drugim planie również nie ma się czego czepiać, aczkolwiek niektórzy ze szkolnych znajomych Victora wyglądają, jakby mieli lat 30, a nie 17 (w rzeczywistości mają 24). Można było wybrać lepiej.
Takie seriale są potrzebne, zwłaszcza w Polsce, w której homoseksualizm wciąż traktowany jest w wielu szkołach jak temat tabu (a to i tak nieźle – Dominik z Bieżunia, który pięć lat temu powiesił się z powodu prześladowania, pewnie byłby szczęśliwy jako niewidoczny). Geje, lesbijki oraz transseksualiści byli, są i będą, i nic ani nikt tego nie zmieni. To, co może się zmienić, to nastawienie społeczeństwa do tych mniejszości – ludzi, którzy pod wieloma względami mają w życiu o wiele trudniej. Jeśli pokażemy im, że mogą być sobą i zasługują na takie samo szczęście jak reszta, być może uda się uniknąć sytuacji, w których ktoś chce się zabić tylko dlatego, że urodził się taki, a nie inny. W tym pomaga nie tylko edukacja seksualna, ale też popkultura, w której czołowe miejsce zajmują właśnie takie produkcje jak Love, Victor. Nastolatkowie powinni oglądać takie seriale obowiązkowo (i zapewne swoim nauczycielom bardzo by za to dziękowali – to rozrywka na najwyższym poziomie), ale ten tytuł ma szansę spodobać się o wiele szerszej publiczności. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że nawet ktoś, kto nigdy nie poznał żadnego geja i poglądy ma konserwatywne czy wręcz homofobiczne, będzie czerpał z oglądania sporo frajdy. A jeśli przy okazji zmieni swoje nastawienie do ludzi, którzy przecież żyją dookoła, można mówić o podwójnym sukcesie.