KRISTEN STEWART. Zblazowanie podszyte talentem
Jeśli miałbym wskazać tylko jedną osobę, która stanowi personifikację całego hollywoodzkiego zblazowania, bez wahania wybrałbym Kristen Stewart. Urodzona w Los Angeles gwiazda sagi Zmierzch przez lata budziła moją – i nie tylko moją – irytację, pojawiając się na ekranie w kolejnych, identycznie skrzywionych kreacjach. W ostatnim czasie coś jednak drgnęło – zarówno w doborze ról Kristen, jak i w moim ich postrzeganiu. Nagle okazało się, że ta bardzo szczupła, nieco anemiczna dziewczyna ma w sobie talent, który wreszcie, po latach walki ze zblazowaniem swojej nosicielki, przebił się na powierzchnię. I od razu wpadł w oko Woody’emu Allenowi.
Niewiele brakowało, by Stewart na dobre przepadła w odmętach kina dla mało wymagających nastolatków. Jeszcze kilka lat temu trudno było sobie wyobrazić, że aktorka znana na całym świecie jako Bella ze Zmierzchu zachwycać będzie bywalców festiwalu w Cannes. Wampirza saga wywindowała Kristen na szczyty box office’u, ale mogła stać się także jej przekleństwem – bardzo trudno bowiem opuścić kategorię młodzieżowej gwiazdeczki i otrzymać szansę od szanowanych reżyserów. W rzeczywistości Stewart udało się wymknąć tej kategoryzacji głównie za sprawą jej przedzmierzchowych dokonań, gdyż urodzone 9 kwietnia 1990 roku dziewczę od wczesnych lat zaznajomione było z kamerą.
Dorastanie na planie
Debiutowała przed nią w 1999 roku mało znaczącym epizodem w filmie telewizyjnym The Thirteenth Year, gdzie ledwie przemknęła przed kamerą. Podobnie było w żenująco słabej kontynuacji aktorskiego filmu o Flintstonach, ale już w 2001 roku zaledwie jedenastoletnia Kristen wystąpiła u boku Glenn Close, Dermota Mulroneya i Patricii Clarkson we Witamy w naszej dzielnicy Rose Troche. Dobry występ w niezależnym dramacie obyczajowym, w którym wcieliła się w kopcącą fajki chłopczycę, nie uszedł uwadze samego Davida Finchera, który obsadził nieopierzoną jeszcze Stewart w świetnie skrojonym, choć niedocenianym thrillerze Azyl z 2002 roku. Dopiero druga istotna rola filigranowej nastolatki była poważnym sygnałem dla hollywoodzkich producentów – oto być może rodzi się nowa młoda gwiazda, która nie obawia się trudnych ról w prawdziwym kinie dla dorosłych.
I rzeczywiście – przez chwilę wydawało się, że filmy z oznaczeniem R staną się domeną dorastającej Stewart. Jej kolejnym projektem było Cold Creek Manor, thriller Mike’a Figgisa z Sharon Stone i Dennisem Quaidem w rolach głównych. Drugi thriller w dorobku Kristen nie okazał się jednak tak udany, jak film Finchera, lecz nie to nie zraziło nastolatki do podejmowania kolejnych prób w wymagającym repertuarze. W 2004 roku wystąpiła już w trzech sporych produkcjach, w dwóch z nich grając główne role. Mroczne dziedzictwo to brudny, typowo męski thriller Davida Gordona Greena, w którym Stewart nie otrzymała jeszcze wystarczająco miejsca, by zaistnieć, ale już Ucieczka w milczenie to tytuł, w którym młoda aktorka mogła pokazać pełnię swych możliwości. Kameralny dramat o dziewczynie zmagającej się z depresją i traumą z przeszłości to pierwszy udany koncert aktorski Kristen, która w filmie Jessiki Sharzer wykazała się dużą dojrzałością i profesjonalizmem. Co ciekawe, w tym samym roku Stewart wystąpiła w bodaj jedynym typowym filmie dla młodzieży w swoim dorobku – Łapcie tę dziewczynę Barta Freundlicha to produkcja w typie Małych agentów, a czternastoletnia Kristen wciela się w niej w Maddy, rezolutną dziewczynkę, która wraz z dwoma przyjaciółmi napada na bank, by zdobyć pieniądze na operację schorowanego ojca. Rok 2004 okazał się bardzo pracowity, zwłaszcza dla nastolatki, ale dopiero trzy lata później młoda aktorka uświadomiła sobie, co to znaczy prawdziwa hollywoodzka harówka. W 2007 roku Stewart wystąpiła w czterech pełnometrażowych produkcjach i jednym krótkim metrażu, co – zwłaszcza jak na siedemnastolatkę – było wynikiem wyjątkowo imponującym.
Gdy do głosu dochodzi kobiecość
Występując we Wszystko za życie Seana Penna i W świecie kobiet Jona Kasdana, Kristen Stewart nie była już niepozorną nastolatką, a młodą kobietą, która swą kobiecość ujarzmiła i w bardzo świadomy sposób wykorzystywała. Obie wspomniane role z 2007 roku (wystąpiła wtedy także w dramacie Trudna miłość i horrorze Posłańcy), choć drugoplanowe, były bardzo istotne dla fabuły i formowania się tożsamości głównego bohatera – młodego mężczyzny, zafascynowanego tajemniczością i bezkompromisowością jej bohaterek. I mimo że grająca na gitarze Tracy z Wszystko za życie i efemeryczna Lucy z W świecie kobiet to postacie znacznie się od siebie różniące, łączą je cechy osobowości Stewart – niepokornej i świadomej własnej wartości.
Rok 2008 to data graniczna w karierze Kristen – oddziela nieśmiałe początki od okresu budowania statusu gwiazdy. Bo choć także i tamtego roku Stewart pracowała sporo (m.in. Jumper Douga Limana i Co jest grane? Barry’ego Levinsona), to z perspektywy czasu nic nie miało dla jej kariery (a także życia prywatnego) takiego znaczenia, jak Zmierzch Catherine Hardwicke. Rola Isabelli „Belli” Swan, która staje się wybranką serca przystojnego wampira Edwarda Cullena (Robert Pattinson), ma dziś status niemal ikoniczny – fantastyczna saga dla nastolatków to prawdziwe zjawisko popkulturowe, którego nieodłączną częścią jest kreacja Stewart. Nie ma co deliberować nad jakością filmu Hardwicke: to typowe kino niewymagające myślenia, ogrywające wszystkie możliwe schematy gatunkowe i scenariuszowe. Niestety, do poziomu realizacji dostosowali się także aktorzy, których nie sposób pochwalić za ich kreacje. Kristen sprawiała wrażenie, jakby wyzbyła się swoich wcześniejszych doświadczeń i zapomniała, jak należy grać – rolą Belli zapoczątkowała okres okropnej sztuczności w swym aktorstwie, czym najpewniej zniechęciła do siebie wielu dotychczas ceniących ją widzów (z autorem niniejszego tekstu na czele). Stało się coś niezrozumiałego – nawet w filmach, którymi przeplatała kolejne części wampirze sagi (a było ich pięć), prezentowała się zupełnie nienaturalnie, jakby postać Belli zbyt mocno odcisnęła piętno na jej aktorskiej tożsamości. Tak było w niezłym Adventureland Grega Mottoli z 2009 roku, tak też wyglądało to w dwóch, skądinąd przyzwoitych niezależnych produkcjach z 2010 roku: Witamy u Rileyów Jake’a Scotta i The Runaways Florii Sigismondi. Dopiero pożegnanie z sagą Zmierzch i zamknięcie tego rozdziału pozwoliło Kristen na uwolnienie się od aktorskiej sztuczności i ponowne wyeksponowanie swej nietuzinkowej kobiecości.
Zamienić mainstream na indie
Choć Stewart już wcześniej romansowała z niezależnymi produkcjami, można było mieć obawy, czy cztery lata występów w jednej z najbardziej kasowych serii w historii kina nie wypaczą gustu młodej aktorki. Zamiana wysokobudżetowych planów filmowych na skromne, niezależne realizacje może okazać się niełatwe, ale Kristen bez problemu zaadaptowała się do nowych warunków. Nigdy nie mogła narzekać na brak propozycji, dlatego po pożegnaniu ze Zmierzchem od razu rzuciła się w wir pracy. Jeszcze w 2012 roku, kiedy na ekranach pojawiła się ostatnia odsłona sagi o Belli i Edwardzie, Stewart wystąpiła w nakręconej przez Waltera Sallesa adaptacji powieści W drodze Jacka Kerouaca, legendarnego przedstawiciela beat generation. Bez wątpienia można uznać tę rolę za najseksowniejszą w dorobku Kristen – w pełni już świadoma swej kobiecości dwudziestodwulatka na ekranie uwodziła, uprawiała miłość i eksponowała swoje ciało w zmysłowy sposób. Sam film, który brał nawet udział w konkursie głównym w Cannes, spotkał się z mieszanymi recenzjami, choć dla Stewart, szukającej odmiany po chyba nieco zbyt długiej symbiozie z Bellą Swan, W drodze było dziełem idealnym – pełnym młodzieńczej energii, buntowniczym, niejednoznacznym. Bez względu na to, jak został odebrany, film Sallesa okazał się niezwykle ważny w zawodowym rozwoju Kristen.
Rozbrat Stewart z kasowymi produkcjami nie trwał szczególnie długo – jeszcze w 2012 roku, przed ostatecznym pożegnaniem ze Zmierzchem, wystąpiła w jednym z większych letnich hitów, Królewnie Śnieżce i Łowcy. Niestety, należała do najsłabszych elementów filmu Ruperta Sandersa – znowu była zblazowana i pozbawiona charyzmy. Wcielający się w postać Łowcy Chris Hemsworth miał natomiast wszystko to, czego zabrakło Kristen – luz, pewność siebie i odpowiednią prezencję – dlatego specjalnie nie dziwi fakt, że to on, a nie postać kreowana przez Stewart, stał się łącznikiem pomiędzy baśniową produkcją a jej tegoroczną, skądinąd znacznie mniej udaną, kontynuacją. Słabe oceny jej występu w roli Królewny Śnieżki, podkreślone przyznaniem Kristen Złotej Maliny za 2012 rok, musiały dać jej do myślenia – niedługo potem postanowiła na dobre porzucić filmy romansujące z fantazją. Przyszedł czas emancypacji i zmierzenia się z kinem prawdziwie artystycznym.
Test aktorskiej dojrzałości
Choć już w wieku czternastu lat występem w Ucieczce w milczenie dowiodła, że jest zdolna do zagrania ról emocjonalnie wymagających, przez dłuższy czas nie miała okazji, by sprawdzić się w podobnym repertuarze. Po rocznej przerwie od ekranowych występów, w 2014 roku ponownie mogła zostać uznana za pracoholiczkę – jej dorobek z owych dwunastu miesięcy to trzy pełne filmy i jeden krótki metraż, a nawet występ w teledysku Jenny Lewis.
Tamten rok był dla Stewart okresem występów w rolach młodych, ale dojrzałych i zdecydowanych bohaterek. W Cannes premierę miało świetne Sils Maria Olivera Assayas, film rozpisany na dwie role – Juliette Binoche i Kristen właśnie. Młoda aktorka otrzymała ogromną szansę od jednego z najważniejszych współczesnych reżyserów francuskich – i znakomicie ją wykorzystała. Wcielając się w wielozadaniową asystentkę przebrzmiałej gwiazdy ekranu, zaprezentowała wszystkie atuty, które wcześniej widzieliśmy jedynie szczątkowo – w Sils Maria Stewart była pewna siebie, charyzmatyczna, a nawet jeśli wciąż nieco zblazowana, to w sposób całkowicie ugruntowany w fabule. Świetny występ w filmie Assayas został doceniony w bezprecedensowy sposób – otrzymała Cezara za rolę drugoplanową, zostając pierwszą amerykańską aktorką, która zdobyła najważniejszą francuską nagrodę filmową. To drugi tak istotny laur dla Stewart, która w 2010 roku została wyróżniona BAFTA Rising Star Award.
Także w 2014 roku Kristen wystąpiła w Still Alice, wzruszającym dramacie o profesor lingwistyki (Julianne Moore), która zapada na chorobę Alzheimera. Co oczywiste, Stewart nie mogła przyćmić nagradzanej przez wszystkie instytucje roli Moore, ale nie taki był zamiar – Kristen miała być równorzędną partnerką dla słynnej koleżanki po fachu i temu wzywaniu sprostała po mistrzowsku. Jej burzliwe, niekiedy awanturnicze dialogi z ekranową matką należą do najlepszych momentów dramatu nakręconego przez duet Richard Glatzer-Wash Westmoreland, dlatego absolutnie nie dziwi fakt, że sama Moore podkreślała wówczas w niemal każdym wywiadzie, jak wyjątkową aktorką jest ta dziewczyna. Trzecim, a jednocześnie najbardziej zaskakującym tytułem, w którym Stewart wystąpiła w 2014 roku, była niezależna produkcja Camp X-Ray debiutanta Petera Sattlera, opowiadająca o młodej kobiecie z małego miasteczka, która wstępuje do armii amerykańskiej, by uciec od prowincjonalnej rutyny. Marząca o misji w Iraku dziewczyna zostaje wysłana w zupełnie inne miejsce – do kubańskiej Zatoki Guantanamo, gdzie znajduje się owiane złą sławą więzienie Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych. Tam zmaga się z nienawiścią i obelgami ze strony osadzonych muzułmanów, jednak z jednym z nich, Alim (uznany irański aktor Peyman Moaadi), zaczyna łączyć ją bliższa relacja. Film Sattlera ukazuje amerykańską armię z perspektywy młodej kobiety, która – w przeciwieństwie do większości jej kolegów – zdobywa się na empatię wobec wroga. Camp X-Ray to całkiem udana pozycja w dorobku Stewart, dlatego tym bardziej szkoda, że tytuł ten przeszedł bez większego echa.
Przyszłość w jasnych barwach
Filigranowa Kristen nie musi martwić się o swą zawodową przyszłość – podczas tegorocznego Cannes firmowała swoją osobą kolejny film Oliviera Assayas, Personal Shopper, prawdziwy misz-masz gatunków w estetyce kiczu, a także otwierające festiwal, najnowsze dzieło Woody’ego Allena Śmietanka towarzyska (w polskich kinach od 12 sierpnia). Jest gwiazdą – i to nie tylko niewymagających młodzieżowych produkcji, ale także skromnych, niezależnych projektów i wielkich dzieł uznanych reżyserów. Wydaje się, że na dobre porzuciła już estetykę blockbusterów, uświadamiając sobie, że udowodni swoją wartość tylko w filmach niejednoznacznych i wymagających, gdzie jej niepowtarzalna uroda i wciąż dająca o sobie znać nonszalancja wybrzmiewa najlepiej. Za kilka miesięcy premiera najnowszego dzieła Anga Lee, Billy Lynn’s Long Halftime Walk, a na szerszą dystrybucję czeka także pokazywane w Sundance Certain Women Kelly Reichardt, która do swych filmów zaprasza wyłącznie znakomite aktorki. Kristen Stewart, której nie tak dawno nie poświęciłbym więcej niż kilka minut, coraz bardziej przekonuje do siebie nie tylko producentów i reżyserów, ale przede wszystkim tych, od których w największym stopniu zależy jej kariera – widzów.