search
REKLAMA
Seriale TV

KINGDOM – SEZON DRUGI. Apokalipsa zombie w feudalnej Korei

Marcin Kempisty

25 marca 2020

REKLAMA

Ludzka wyobraźnia nie zna granic. Wydawałoby się, że motyw zombie apokalipsy został już doszczętnie wyeksploatowany, zwłaszcza przez ciągnącą się aż 10 sezonów epopeję The Walking Dead. Nic bardziej mylnego – twórcy netfliksowego Kingdom udowadniają, że wystarczy przeniesienie opowieści w inne czasy historyczne, by nabrała ona zaskakującego wymiaru.

Korea, czasy feudalne. Zasiadającego na tronie władcę dopada przedziwna choroba, przez którą wycofuje się on z życia publicznego. Pokazuje się tylko zaufanemu doradcy, nie kontaktuje się nawet z brzemienną żoną, która nareszcie ma mu urodzić następcę tronu z prawego łoża. Wprawdzie w kolejce stoi jeszcze jego bękart, ale ta kandydatura nie jest traktowana zbyt poważnie. Czas w kraju płynie spokojnie, dopóki nie okazuje się, że panuje zaraza, przez którą zwykli mieszkańcy zamieniają się w krwiożerczych truposzy. Nie dość, że rozpoczyna się walka o przetrwanie, to dodatkowo trwa zakulisowa rozgrywka o to, kto obejmie stery w chylącym się ku upadkowi królestwie. Plotki bowiem głoszą, że sam władca również został dotknięty zaraźliwą „przypadłością”.

Kingdom Netflix

Koreański serial zaskakuje już od pierwszych minut. Twórcy poważnie podchodzą do wybranego gatunku, nie bawiąc się jednocześnie w żadne nawiązania i zabawy z konwencją filmów o zombie. Wszystko jest tu przedstawione jak najbardziej realnie – kamera z lubością przygląda się rozrywanym ciałom, rozgryzanym kościom i rozbryzgującej się krwi. Zaraza rozprzestrzenia się z każdą minutą, gdy tylko stwory wychodzą na łowy. Seanse polowań i ucieczek to nie tylko okazja do zaprezentowania widowiskowych potyczek. Scenarzystom udaje się celnie oddać podejście różnych warstw społeczeństwa do zagrożenia, zbadać, jak niewiara i wyśmiewanie zjawiska nagle przeradzają się w przerażenie oraz bezwzględną walkę o przetrwanie.

W drugim sezonie konsekwentnie rozwijane są wątki otwarte w pierwszej odsłonie produkcji. Na przestrzeni sześciu odcinków trwa zażarty bój o pokonanie najeźdźców, pojawiają się retrospekcje pozwalające zrozumieć genezę katastrofy, a także odsłaniane są zakulisowe rozgrywki możnych, którzy próbują wykorzystać chaos dla własnych korzyści. Choć seans Kingdom należy potraktować przede wszystkim jako popkulturową zabawę, to jednak pojawiają się tam również uwagi dotyczące skutków społecznego rozwarstwienia, podejścia polityków do plebejskiej większości. Twórcy celnie zauważają, że zaraza może pojawić się dosłownie wszędzie, ale i tak najmocniej dotyka najbiedniejszych, niemających żadnych szans na odnalezienie bezpiecznego miejsca do przetrwania najgorszych chwil.

Kingdom Netflix

Oczywiście najefektowniej wyglądają sceny, w których naprzeciw siebie stają zombie i ludzie uzbrojeni tylko w miecze. Przeniesienie historii w czasy feudalne pozwala na kompletnie inne zaprojektowanie choreografii walk. Zamiast strzelanin, tak dobrze znanych choćby z World War Z, pojawiają się różnego rodzaju cięcia bronią białą, wymierzane niekiedy w ekwilibrystyczny sposób. Azjatycki setting pozwala odetchnąć od dobrze znanych obrazów i rozkoszować się sferą wizualną do tej pory zarezerwowaną dla zupełnie innych gatunków.

Dlatego wydaje się, że Kingdom jest przede wszystkim postmodernistycznym zwycięstwem konwencji nad artystycznym realizmem. Skoro epidemie zombie można lokować w dowolnym momencie historycznym, to nie ma już żadnych granic. Fantazja kończy się tam, gdzie budżet, a że finanse serialu były chyba dosyć wysokie (a na pewno dobrze je wykorzystano), to widownia otrzymała kilka godzin pysznej zabawy w rytmie trupich jęków, krzyków przerażenia i świstu mieczy.

Marcin Kempisty

Marcin Kempisty

Serialoholik poszukujący prawdy w kulturze. Ceni odwagę, bezkompromisowość, ale także otwartość na poglądy innych ludzi. Gdyby nie filmy Michelangelo Antonioniego, nie byłoby go tutaj.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA