JOKER krzyczy głośno, ale NIC NOWEGO. O odtwórczości i BRAKU POMYSŁU na siebie
Znacie tę sytuację: mówicie w towarzystwie jakiś śmieszny dowcip, śmieją się dwie osoby. Słyszy go wasz kolega – charyzmatyczny śmieszek – powtarza go głośniej i donioślej i wszyscy tarzają się na podłodze. Wkurzające, prawda? Takim właśnie kolegą jest najnowszy Joker. Nie zależy mu na oryginalności ani autorskiej puencie – zależy mu na wybrzmieniu i byciu zapamiętanym jako ten najgłośniejszy.
Tekst zawiera spojlery na temat zakończenia Jokera, Króla komedii i Sieci (Sidneya Lumeta).
A jakie dowcipy powtarza zdobywca Złotego Lwa w Wenecji i jeden z liderów w wyścigu po miano filmu roku? Te z Taksówkarza i Króla komedii. Nie można jednak twierdzić, że Joker się do tego nie przyznaje. Współautorem wszystkich filmów jest Martin Scorsese, a nawiązania do jego obrazów były elementem promującym najnowszy film z uniwersum Batmana. Tak się jednak złożyło, że odświeżyłem sobie Króla komedii godzinę przez wizytą w kinie, a Taksówkarza znam na pamięć (naprawdę i dosłownie, mogę go recytować obudzony w środku nocy, mogę opowiadać go kadr po kadrze). To, co zobaczyłem na szerokim ekranie, było próbą połączenia przekazu thrillera o zagubionym, pokręconym i niejednoznacznym obrońcy moralności jeżdżącym jadowicie żółtą taksówką po Nowym Jorku i narracyjnych tricków czarnej komedii o aspirującym komiku, w umyśle którego rzeczywistość i wyobrażenia zlewały się w jedną, spójną całość. O ile kocham całą tę kinową zabawę w cytowanie innych autorów, puszczanie oka do widza, operowanie motywem homage’u i samoświadomość niektórych tworów filmowych, o tyle w Jokerze wydało mi się to przytłaczająco odtwórcze. W tym miejscu należy dodać, że film Todda Phillipsa siłuje się nie tylko z dziełami Scorsesego. Odniesień, skojarzeń i aluzji jest o wiele więcej. Niektóre z nich dotyczą samego uniwersum Batmana i działają jako easter eggi, przyjemne do wyłapywania ciekawostki dla uważnych.
Podobne wpisy
Też macie wrażenie, że wystarczą dwie–trzy dekady, żeby tłum o czymś zapomniał i udawał zaskoczenie lub zdziwienie, gdy zdarzy się to po raz drugi? Ekstremalnym przykładem może być II wojna światowa, rozpoczęta zaledwie dwadzieścia lat po skończeniu pierwszej. Mniej ekstremalnym – Green book jadący po Oscary po drodze pokonanej trzydzieści lat wcześniej przez Panią Daisy i jej kierowcę. Gdzieś pośrodku leży Joker ze swoimi fiksacjami na punkcie przemocy, telewizyjnego prania mózgu, izolacji jednostki wśród tłumu, które Scorsese wnikliwiej, kreatywniej i inteligentniej analizował w Taksówkarzu i Królu komedii. Jeśli nie pamiętacie ich dobrze – Joker może być zaskoczeniem. Jeśli, tak jak ja, pamiętacie je doskonale – cóż… Punkty wspólne? Proszę bardzo, widzimy samotnego faceta mieszkającego z matką (Król komedii), który chce zostać komikiem (Król komedii), wyobraża sobie swój wielki sukces (Król komedii), dostaje od znajomego pistolet (Taksówkarz), widzi moralny upadek miasta (Taksówkarz), spotyka go szereg niepowodzeń i odtrąceń (Król komedii, Taksówkarz), zabija rzezimieszków (Taksówkarz), co inicjuje jego nieodwracalną przemianę, charakteryzuje się kostiumem i uczesaniem (Taksówkarz), wymierza sprawiedliwość (Taksówkarz), po czym okazuje się, że być może wszystko to sobie tylko wyobrażał (Król komedii). W nawiasy możecie wstawić Jokera i wyjdzie to samo.
Dużo się mówi o tym, jak bardzo Joker odbija w sobie współczesne społeczeństwo, media, nastroje. Że mamy do czynienia ze spersonifikowanym mitem incela, czyli piwniczaka – dorosłego faceta, który ma kłopoty w relacjach damsko-męskich, więc rośnie w nim nienawiść do świata, której daje upust. No tak, racja, ale nadal nie widzę tutaj pogłębienia tego, czego nie widzieliśmy w (wpisz jeden z tytułów) lub (wpisz jeden z tytułów). Ba, nawet czas akcji Jokera to lata osiemdziesiąte, co i owszem, nadaje obrazowi genialnego klimatu i wyglądu, ale pozbawia go jakiejkolwiek łączności ze współczesnym, multimedialnym, globalnym wymiarem bezosobowej komunikacji. Joker bardziej niż satyrą na świat wydaje się satyrą na telewizję – tak jak… Król komedii lub Sieć Lumeta. W tym ostatnie tytule jednym z najważniejszych zdań było wypowiadane najpierw przez wariującego prezentera telewizyjnego, a potem cytowane jak mantra przez jego odbiorców: „I’m mad as hell and I’m not going to take this anymore!”. A potem – morderstwo na wizji, na żywo. To wszystko w roku 1976.