Jeśli nikt nie chwali twojego filmu, pochwal go sam
Ciężko jest być dystrybutorem filmowym w Polsce. Na Torrentach hulają świeżutkie kopie, kamerówki można oglądać dzień po wejściu danego filmu do kin, teraz sezon przedoskarowy w dodatku, więc wszystkie gorące premiery od dawna są w dobrej jakości w Internecie, a do tego kryzys, recesja, panie, i bieda ogólna. Plakaty na przystankach już nie wystarczają, zwiastuny giną w zalewie youtube’owych filmików, więc trzeba ciułać, kombinować, jak się tylko da.
Jednym z najstarszych sposobów jest cytat na plakacie lub w zwiastunie – ot, taki sygnał, że tym pinglarzom, co o filmach piszą, też się podobało. Zazwyczaj to jedno zdanie albo nawet jedno słowo, do tego zwykle wyrwane z kontekstu, podpisane nazwiskiem lub nazwą portalu, na które przeciętny widz i tak nie zwróci uwagi. Problem pojawia się jednak wtedy, kiedy żaden krytyk nie chce o twoim filmie dobrze napisać albo – żeby było bardziej absurdalnie – w ogóle nie zorganizowałeś jeszcze pokazu prasowego. Co wtedy zrobić? Jak sobie radzić? Jak przekonać widzów, że choć reklamowany film jest polską komedią romantyczną, czyli należy do gatunku zupełnie już publiczność nieinteresującego, to jednak warto na niego pójść?
Dystrybutor Kino Świat znalazł rozwiązanie – wystarczy zrecenzować własny film. A potem umieścić cytat z recenzji w zwiastunie. Prosto, tanio (copywriterzy w końcu na śmieciówkach ciułają) i przyjemnie!
Brzmi to jak sen wariata, ale, jak widać, takich mamy dzisiaj dystrybutorów. Kino Świat wprowadza na ekrany komedię romantyczną Weroniki Migoń „Facet (nie)potrzebny od zaraz” w Walentynki. W zwiastunie (a dokładnie w 1:22) pojawia się cytat z recenzji umieszczonej na portalu lubiekino.pl, według której „Facet…” to „najlepsza od lat komedia o mężczyznach”.
Wszystko byłoby ok, ale nie jest, bo lubiekino.pl to – podobnie jak facebookowy profil „Lubię KINO” – strona dystrybutora Kino Świat. Dystrybutorzy już jakiś czas temu odkryli, że media społecznościowe działają trochę inaczej niż media klasyczne, i mało kto chce lajkować ich standardowe profile. Dlatego też więksi dystrybutorzy promują rozpowszechniane przez siebie filmy za pomocą facebookowych stron o neutralnych nazwach – właśnie takich jak „Lubię KINO”.
Niby nie ma tu jawnego oszustwa, bo cytat rzeczywiście pochodzi ze strony podanej jako źródło. Kino Świat nie informuje jednak czytelników i widzów o swoich praktykach – ani na Facebooku “Lubię KINO”, ani na lubiekino.pl nie ma bowiem choćby słowa wzmianki o tym, że profil i strona należą do dystrybutora. A że rzeczywiście tak jest, można łatwo sprawdzić, porównując tytuły filmów wprowadzanych przez Kino Świat z tytułami filmów, które są za pomocą tych mediów reklamowane.
I choć teoretycznie cała sprawa to tylko drobiazg, trudno się nie zdenerwować, widząc tego typu działania. Dystrybutor recenzuje własny film, wypisuje o nim dowolne rzeczy, podszywając się pod niezależne medium, a widzowie mogą sprawdzić te rewelacje tylko w jeden sposób – oglądając film, już po zapłaceniu za bilet. Nie od dziś wiadomo, że marketing to drapieżna branża, ale byłoby dobrze, gdyby jego granice wyznaczało chociażby zwykłe poczucie wstydu.