JENIEC KAUKAZU [kino rosyjskie]
Jednym z moich ulubionych aspektów rosyjskiego kina są konteksty. Mam wrażenie, że kręcone przez Rosjan filmy dużo lepiej oddają rosyjską rzeczywistość niż serwisy informacyjne. Zwłaszcza dziś, kiedy dziennikarze muszą dostosowywać swój przekaz do obrazu forsowanego przez władzę.
Oczywiście kinematografia nie ma immunitetu od cenzury, jednak filmowcy ze względu na specyfikę swojej dziedziny mają dużo większe pole manewru od dziennikarzy – mogą posługiwać się metaforą, wieloznacznością, etc. Jeniec Kaukazu powstał w roku 1996, kiedy skończyła się pierwsza wojna czeczeńska, gdy jeszcze prezydentem Rosji był Borys Jelcyn. Przed obejrzeniem filmu Bodrowa zdarzyło mi się widzieć Wojnę Bałabanowa – film nakręcony w Czeczenii już w trakcie drugiej wojny, która pomogła objąć władzę Putinowi.
Przyznam szczerze, że miałem pewne obawy przed obejrzeniem Jeńca… – spodziewałem się strachu, pogardy i nienawiści, z jaką Rosjanie traktują czarnych (w Rosji to określenie nie odnosi się do Murzynów, ale do osób rasy kaukaskiej właśnie), których Bałabanowowi niestety nie udało się uniknąć. Bałem się, że podobnie jak w przypadku Wojny seans skończy się niesmakiem. Mimo że to naprawdę solidne kino.
Oprócz Czeczenii i wojny filmy Bordrowa i Bałabanowa łączy jeszcze jeden niezwykle istotny czynnik – Siergiej Bodrow junior. Syn reżysera Jeńca… był jedną z ikon rosyjskiej popkultury do czasu tragicznej śmierci w roku 2002. Przeważnie obsadzany w rolach twardzieli (Wojna, Brat, Brat 2) w obu filmach gra rosyjskiego żołnierza. Jednak o ile kapitan Miedwiediew u Bałabanowa był wojakiem tak odważnym, że kompletnie nieprzekonującym, o tyle Iwan z Jeńca… jest żołnierzem służby zasadniczej, któremu wcale się na wojnę nie śpieszyło. Jest przerażony, zagubiony, w odróżnieniu od kreowanego przez Olega Mienszykowa Saszy. Bodrow junior wypada w tej roli znakomicie.
Co najbardziej mnie w Jeńcu… zaskoczyło, to zupełnie „nierosyjskie” pokazanie samych Czeczenów. Ci, którzy pojawiają się w filmie, są – oczywiście – wrogami, ale jednak takimi samymi ludźmi jak jeńcy i ich rodzice, Rosjanie natomiast – choć są po tej samej stronie – wcale nie muszą być wspaniali i bohaterscy, mogą być zwykłymi szujami, jak zagrany przez Aleksjeja Żarkowa komandor. Oglądając Jeńca…, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że za Putina takie podejście do wojny w Czeczenii mogłoby zwyczajnie nie przejść. Podkreślam jednak, że to moje subiektywne wrażenie.
Sama Czeczenia również nie jest w filmie ukazana jako siedlisko zła, czego można byłoby się spodziewać, ale jako miejsce, w którym panuje potworna bieda. Bordrow próbuje zrozumieć bojowników zamiast po prostu obrzucać ich błotem. To zupełnie inne podejście od tego, które w rosyjskich mediach dominowało w czasie wojen czeczeńskich.
Jeniec Kaukazu jest filmem wybitnie antywojennym – jak na dłoni widać w nim starą prawdę, że mimo wzniosłych idei głoszonych przez liderów, wojna zwykłym ludziom nie przynosi nic dobrego. Bardzo ważnymi dla filmu postaciami są Abdul-Murat (w tej roli świetny Dzhemal Sikharulidze) i matka Iwana (Walentina Fedotowa). Interesujący jest zwłaszcza ten pierwszy – podobnie jak Iwan nie ma ochoty nikogo pozbawiać życia, chce tylko odzyskać syna. Jest kompletnym zaprzeczeniem panującego wśród Rosjan obrazu czeczeńskiego bojownika („przecież oni nie biorą jeńców”) – kochającym ojcem, który na pierwszym miejscu stawia swoją rodzinę. Kompletnie pozbawionym krwiożerczości, której mogłyby wymagać okoliczności, w jakich się znalazł i którą próbują na nim wymóc sąsiedzi.
Film Bodrowa zmusza do refleksji. Nie ma podziału na bohaterów pozytywnych i negatywnych – dokładnie tak jak w realnym życiu. Już to czyni go wartym obejrzenia. Biorąc pod uwagę znakomity scenariusz, obsadę i niesztampowe podejście do trudnego tematu – Jeńca Kaukazu mogę z czystym sumieniem polecić wszystkim spragnionym dobrego kina.
korekta: Kornelia Farynowska