JAVIER BARDEM. Kolekcjoner nagród
Nowe tysiąclecie, nowe wyzwania – z tą maksymą musiał wejść w XXI wiek Bardem, bowiem podjął wreszcie decyzję o anglojęzycznym debiucie. Nie był jednak w tym przypadku jedynym debiutantem – w Tancerzu (2002) po raz pierwszy za kamerą stanął John Malkovich, który powierzył Javierowi główną rolę, choć z początku przymierzał go do mniej prominentnego zadania. W przypadku Bardema brak pieniędzy na finansowanie filmu okazał się błogosławieństwem – w czasie, gdy Malkovich (także producent Tancerza) szukał inwestorów dla swojego projektu, Javier szlifował swój angielski, dzięki czemu był w stanie przekonać reżysera do powierzenia mu roli protagonisty. W roku 2002 wystąpił także w bardzo istotnym filmie hiszpańskim – Poniedziałki w słońcu Fernanda Leóna de Aranoi, które przyniosły mu Goyę nr 3, to historia w konwencji społecznego realizmu, smutna, choć niepozbawiona humoru. W Poniedziałkach… Bardem porzucił swoją fizyczność, by zagrać emocjami, przekazać ciche cierpienie bezrobotnego mężczyzny, który nie jest w stanie udowodnić swej użyteczności. Film Aranoi to bez wątpienia jedno z najważniejszych dokonań Javiera, choć dziś chyba nieco zapomniane.
Podobne wpisy
Kolejnym rokiem, który na Bardemowskiej osi czasu zaznaczył się wyjątkowo wyraźnie, jest 2004, kiedy to Javier pojawił się w swej pierwszej stricte hollywoodzkiej produkcji – w drugoplanowej roli w Zakładniku Michaela Manna – a także zagrał jedną ze swych najistotniejszych ról, we W stronę morza Alejandra Amenábara. W pewnym sensie jego bohater z tego filmu przypomina Reinaldo Arenasa z Zanim zapadnie noc: obaj zmagają się ze swoją potrzebą wolności, obaj pozostają uwięzieni – bohater W stronę morza w swoim ciele (jest sparaliżowany), Arenas w komunistycznym, reżimowym państwie. W filmie Amenábara Bardem zagrał człowieka, który po blisko 30 latach życia w stanie paraliżu postanawia zawalczyć o prawo do eutanazji. Ten ważny i trudny temat został we W stronę morza potraktowany bardzo subtelnie, dlatego nie ma w nim ani nachalnego umoralniania, ani przesadnie dramatycznych kreacji aktorskich. Pomiędzy Zanim zapadnie noc a filmem Amenábara da się odnaleźć jeszcze jedno podobieństwo – za kreacje w obu tych produkcjach Javier Bardem został wyróżniony Volpi Cup dla najlepszego aktora na festiwalu w Wenecji.
Nazwiska reżyserów, u których zagrał kolejno w latach 2006–2010, przyprawiają o zawrót głowy: Miloš Forman (Duchy Goi, 2006), Mike Newell (Miłość w czasach zarazy, 2007), bracia Coen (To nie jest kraj dla starych ludzi, 2007), Woody Allen (Vicky Cristina Barcelona, 2008), Alejandro González Iñárritu (Biutiful, 2010). Spośród tych tytułów nie wszystkie były udane – film Newella jest wyjątkowo słabą adaptacją udanej powieści i jednym z najgorszych filmów tego reżysera, zaś niezwykle popularna Vicky Cristina Barcelona to film tyleż atrakcyjny dla oka, co mocno przereklamowany. Jest jednak wśród tych tytułów także niezaprzeczalna perła – ekranizacja powieści Cormaca McCarthy’ego okazała się największym zwycięzcą sezonu nagród AD 2008, zdobywając m.in. cztery nagrody Akademii. W mrocznym, minimalistycznym filmie określanym zarówno jako neo-western, jak i neo-noir, doskonale odnalazł się Bardem, który stał się pierwszym w historii Hiszpanem wyróżnionym Oscarem. Za rolę Antona Chigurha, najbardziej przerażającego filmowego złoczyńcy od czasu Maxa Cady’ego, Bardem dostał także Złoty Glob, nagrodę BAFTA i wiele innych istotnych wyróżnień. Niewiele było w historii kina przypadków, by tak wiele kapituł przyznających nagrody filmowe było tak zgodnych.
Rola mordercy-socjopaty w pewnym sensie sprofilowała karierę Javiera na kolejne lata – nie można powiedzieć, by od czasu sukcesu filmu braci Coen grywał wyłącznie czarne charaktery, ale stał się murowanym kandydatem do ról geniuszy zbrodni i przeciwników kultowych postaci. W taką właśnie postać wcielił się w Skyfall (2012) Sama Mendesa, gdzie zagrał antagonistę samego agenta 007, i taką też kreuje we wchodzącej właśnie na polskie ekrany piątej odsłonie serii Piraci z Karaibów, Zemście Salazara (2017). O tym, że nie zamierza jednak dać się zaszufladkować jako naczelny „bad guy” Hollywood, przekonywał w filmach takich jak wspomniane Biutiful Iñárritu, gdzie wykreował postać człowieka potrafiącego komunikować się z zaświatami (za tę rolę otrzymał Złotą Palmę w Cannes), czy Jedz, módl się, kochaj (2010) Ryana Murphy’ego, w którym zagrał ukochanego głównej bohaterki. W ostatnich latach Javier Bardem jest nieco mniej widoczny – nie gra już tak dużo, jak podczas hiszpańskiego okresu swej kariery, ani nie trafia już tak celnie podczas wyboru ról. Od 2012 roku kariera wielokrotnie nagradzanego aktora znajduje się wręcz na krzywej opadającej – grając kolejno w Wątpliwościach (2012) Terrence’a Malicka, Adwokacie (2013) Ridleya Scotta, Gunman: Odkupienie (2015) Pierre’a Morela i The Last Face (2016) Seana Penna, Bardem zaliczył prawdziwą czarną serię, zakończoną wygwizdaniem ostatniego z wymienionych tytułów podczas Cannes AD 2016. Wygląda więc na to, że występ w jednej z najbardziej kasowych serii w historii kina może być szansą Hiszpana na powrót do gry.
Mając w zanadrzu projekty takie, jak Mother! Darrena Aronofsky’ego (premiera jeszcze w tym roku!) czy Escobar Fernanda Leóna de Aranoi, gdzie wcieli się w tytułową postać, Javier Bardem nie powinien martwić się o swą zawodową przyszłość. Wciąż pozostaje jednym z najbardziej utytułowanych europejskich aktorów, a jego hiszpański temperament i magnetyzm jeszcze długo mogą przyciągać do niego zarówno filmowców, jak i widzów. Pytanie tylko, czy po serii nietrafionych wyborów aktorskich Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara okażą się wystarczającym powodem, by ogłosić renesans kariery Hiszpana. W innym przypadku cierpliwość obu wyżej wymienionych grup może bardzo szybko się wyczerpać.
korekta: Kornelia Farynowska