JAMES BOND od 60 lat ratuje świat. Wielki przegląd WSZYSTKICH filmów o przygodach agenta 007
Autorem tekstu jest Piotr Żymełka.
James Bond 007, agent (do niedawna) Jej Królewskiej Mości (a teraz Jego Królewskiej Mości). Znają go wszyscy. Bond, ikona stylu i luzu, od dekad otoczony pięknymi kobietami. Do świata popkultury wkroczył już prawie siedemdziesiąt lat temu, na kartach powieści „Casino Royale” Iana Fleminga, byłego brytyjskiego szpiega, który spędzał emeryturę na malowniczej Jamajce i przelał na papier nieco własnych doświadczeń, doprawiając je szczyptą wyobraźni. Głównym bohaterem uczynił swoje alter ego, a personalia „pożyczył” od autora książki o karaibskich ptakach. Powieść szybko znalazła odbiorców i wkrótce powstały kolejne. Ale dopiero filmowe wcielenie agenta zawojowało świat.
Kino sięgnęło po Bonda dziewięć lat po premierze pierwszej powieści (jeśli nie liczyć krótkiego amerykańskiego, telewizyjnego przystanku), a wcielił się w niego szkocki model i aktor Sean Connery. Fleming, z początku sceptyczny, szybko przekonał się do zadziornego Szkota i chętnie gościł na planie. Niestety zmarł przed premierą trzeciej odsłony cyklu i nie zobaczył, jak stworzony przez niego bohater staje się ikoną popkultury. James Bond natomiast piął się na szczyt i nie dawał o sobie zapomnieć w żadnej z kolejnych dekad. Wcielało się w niego sześciu aktorów (w oficjalnym cyklu). Dla porządku – oprócz Connery’ego byli to Australijczyk George Lazenby, Anglik Roger Moore, Walijczyk Timothy Dalton, Irlandczyk Pierce Brosnan oraz Anglik Daniel Craig.
Co sprawiło, że akurat ta postać tak bardzo spodobała się widzom, że z mniejszymi lub większymi sukcesami wciąż jest obecna na ekranach? To wszak dość sztampowy, oparty na stereotypach bohater, który (prawie, jak pokazały najnowsze odsłony) zawsze wygrywa i świętuje sukces w ramionach pięknej kobiety. Może właśnie w tej prostocie tkwi jego największa siła – mężczyźni chcą być tacy jak on, a kobiety chcą być z nim. Do tego szczypta luksusu – wszak 007 nocuje wyłącznie w najlepszych hotelach, wygląda jak milion dolarów i w każdej sytuacji zachowuje zimną krew. Pewnie, że można zarzucać jego przygodom naiwność, ale po co, skoro świetnie się je ogląda?
Poza tym James Bond od samego początku nadążał za czasami, często „korzystając” z gorących tematów, rozgrzewających opinię publiczną, jak na przykład wyścig kosmiczny w latach sześćdziesiątych, czy walka z kartelami narkotykowymi dwie dekady później. Potencjał serii szybko dostrzegli również producenci alkoholi, samochodów, ubrań, zegarków… Bywało jednak i tak, że firmy odmawiały twórcom, (często, by później wracać do nich z podkulonymi ogonami).
Sześćdziesiąt lat, dwadzieścia pięć filmów, sześciu aktorów. Przy takiej różnorodności musiały trafiać się zarówno pozycje bardzo dobre, jak i średnie, a nawet kilka wyjątkowo słabych. Jedne zniosły piętno czasu lepiej, inne gorzej. Ale w każdej znajdą się elementy, do których warto wracać. Poszczególne odcinki cyklu stanowią również zwierciadło czasów, w których powstały. Wiele scen ze starszych części, dzisiaj nie miałoby racji bytu. Na ekranie dostrzec można ewolucję mody, obyczajów, a nawet prześledzić, co rozpalało popkulturę w danym okresie. Zmieniał się również i Bond, choć pewne cechy pozostawały – umiłowanie do dobrych alkoholi, słabość do drogich samochodów, pławienie się w luksusach oraz zainteresowanie płci przeciwnej. I choć w ostatnich filmach akcenty rozłożono nieco inaczej, to zawsze dało się znaleźć podstawową „substancję” 007.
Spójrzmy zatem w kolejności chronologicznej na filmy o przygodach Jamesa. Przegląd poniższy zawiera zarówno wszystkie oficjalne produkcje EON (jak dotąd dwadzieścia pięć filmów), jak i trzy powstałe poza kanonem. Odpuściłem sobie tylko serial animowany o przygodach bratanka Bonda, czyli James Bond Jr., a także nie uwzględniłem tu pomniejszych form, stanowiących raczej ciekawostkę w rodzaju cameo George’a Lazenby’ego w The Return of the Man from U.N.C.L.E. oraz pierwszego występu Rogera Moore’a jako Bonda w skeczu z 1964 roku.
To jak? Zaczynamy?