Ikonoklazmy. Popłuczyny po Westerplatte vs nowe kino patriotyczne
Przed premierą „Tajemnicy Westerplatte” Pawła Chochlewa.
Autorem gościnnego artykułu jest Mariusz Szędzioł.
Na specjalnym spotkaniu w dniu 31 sierpnia 1939 roku podpułkownik Wincenty Sobociński, szef Wydziału Wojskowego Komisariatu Generalnego RP w Wolnym Mieście Gdańsku, poinformował majora Henryka Sucharskiego o konieczności utrzymania Westerplatte przez około sześć godzin w obliczu napaści hitlerowskiego agresora. Sam Sucharski, który przejął stanowisko majora Stefana Fabiszewskiego 3 grudnia 1938 (dowództwo Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte), wychodząc z tego posiedzenia był zdruzgotany.
Do momentu wkroczenia korpusu interwencyjnego, przyczółka miało bronić około dwustu ludzi. Wytrwali tydzień, stając się symbolem męstwa i chwały polskiego oręża. Jednakże do dziś nierozstrzygnięty pozostaje spór o prawdę dotyczącą obrony Westerplatte.
Najnowszy film Pawła Chochlewa, „Tajemnica Westerplatte”, ma ponoć rzetelnie odwrócić uwagę od mitów i pogłosek, wzmaganych m.in. przez komunistyczną propagandę, które zbudowały Sucharskiemu pomnik. Sam reżyser wzdryga się na zarzuty o antypolskiej wymowie filmu, odbrązowieniu owego monumentu. Jak sam podkreśla, w kolejnych, coraz bardziej żenujących wywiadach, będzie to film patriotyczny, którego główną osią będzie konflikt na linii Sucharski-Dąbrowski (kapitan Franciszek Dąbrowski, zastępca Sucharskiego – przyp. M.S.), a także psychologiczne studium obydwu dowódców.
KŁOPOTY, KRYTYKA, PRZECIEKI, PLOTKI I NADZIEJA
Film produkowany od jesieni 2009 roku napotkał już na początku poważne problemy finansowe. Wsparcie z PISFu nie doszło do skutku i nie udała się realizacja projektu na 1 września 2009 roku w 70. rocznicę prezentowanych wydarzeń. Zmiany zachodziły w obsadzie i ostatecznie główną rolę Henryka Sucharskiego objął Michał Żebrowski (ustąpił mu miejsca Bogusław Linda). Dąbrowskiego zagrał, znany między innymi z filmów „Rh+”, czy „Przedwiośnie”, Robert Żołędziewski.
Produkcja od początku spotykała się już z druzgocącą krytyką, przede wszystkim środowisk historycznych, czego przykładem może być m.in. wypowiedź dr Andrzeja Drzycimskiego, autora biografii majora Sucharskiego: scenariusz bazuje na plotkach, domysłach i jest, co najmniej, bardzo odległy od prawdy historycznej; a także bardziej radykalna, autora monografii “Westerplatte 1939. Prawdziwa historia”, Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego jakoby film jest wulgarnym, ordynarnym, brutalnym atakiem na złotą legendę Westerplatte.
Co ciekawe, od planowanej premiery dzieli nas miesiąc (luty 2013), a do sieci trafił jedynie niekonsekwentny i pozostawiający wiele do życzenia teaser.
https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=NK-1dHhNjPI
Przeciekło również wiele pogłosek dotyczących rzekomej zawartości fabularnej filmu. Jedna ze scen ma przedstawiać pijanego obrońcę, który sika na portret marszałka Rydza-Śmigłego. W innych – żołnierze kradną żywność z magazynów i biegają nago pod ostrzałem Niemców. Jest też podpity kapitan Dąbrowski wymachujący pistoletem i pociągający z ukrytej w kieszeni płaszcza butelki wódki. W innej scenie polscy żołnierze obleśnie liżą pornograficzne karty… [1]
Scenariusz filmu Chochlewa wpisał się, chcąc nie chcąc, w zaognioną debatę na wskroś polityczną. Zaczęło się. „Eksperci” Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej (w tym m.in. aktor Andrzej Grabowski) wyrazili swoje poparcie dla projektu na miarę „Kanału” Andrzeja Wajdy. Z drugiej strony ekipa historyków, skupionych przy kancelarii Prezesa Rady Ministrów RP, zdecydowanie uznała scenariusz za szyderczy bełkot nastawiony na kontrowersję, pozbawiony jakiejkolwiek wartości historycznej. Ponadto, przedstawicielka rodzin westerplatczyków, córka kapitana Dąbrowskiego, Elżbieta Chojka-Dąbrowska, napisała: Nikt z twórców filmu nie kontaktował się ani ze mną, ani, z tego co wiem, z rodzinami innych westerplatczyków. Twórcy filmu powinni spodziewać się wkrótce oficjalnego protestu ostatnich żyjących westerplatczyków i ich rodzin. Będzie przynajmniej kilkanaście procesów.[2]
Sam scenariusza nie czytałem, jednakże z chęcią przyjrzę się uważniej tej premierze, co najmniej z kilku powodów. Po pierwsze, każdy polski film próbujący w taki lub inny sposób rozliczyć się z najnowszą historią, zwłaszcza, tą nieznaną (taki jak na przykład „Róża” Wojtka Smarzowskiego, czy „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego) jest warty uwagi. Po drugie, obejrzę ten film z chęci rozeznania się, co tak naprawdę obecnie w polskim narodzie wzbudza tak potężny ferment i falę oburzenia, jeszcze na kilka lat przed ukończeniem i prezentacją projektu (patrz: gdańskie apele władz z ramienia PO i kontr-apele z ramienia PiS już od 2008 roku). Wreszcie, po trzecie, chętnie porównam z „wersją Chochlewa” film Stanisława Różewicza z 1967 roku oraz wszelkie dostępne mi źródła historyczne, jak m.in. wspomniana wyżej monografia Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego.
Warto przed seansem, moim zdaniem, zapoznać się w lwiej części z prawdą historyczną wykraczającą nieco poza licealne podręczniki do historii. Szczerze uważam, że narosło wiele legend i mitów wokół historii obrony Westerplatte i ciężko z mojej perspektywy ocenić ich prawdomówność, a tym bardziej zweryfikować rzetelność przekazu. Łatwo jednak oddzielić wypowiedzi felietonistów – casus Melchiora Wańkowicza i jego wersji na podstawie wywiadów z Sucharskim – od badaczy historii najnowszej. Znów powołam się w tym miejscu na Wójtowicza-Podhorskiego.
KINO NARODOWE
Podobnie jest z obrazem Różewicza, wpisującym się niejako w ideowy konstrukt epoki, w której powstał. Profesor Tadeusz Lubelski, badacz i znawca historii polskiej kinematografii, pisał o „Westerplatte”: [twórcy filmu] obrazowym sednem filmu uczynili zaś – inaczej, niż przyjęło się w kinie wojennym – pokazywanie bólu, strachu, walki z bliska, mówiąc słowami Jerzego Wójcika, „żelaza, które wali się zewsząd na człowieka”. Film, utrzymany w konwencji paradokumentu, skomponowany został zarazem na kształt uniwersalnej tragedii walki. Rozpoczyna ją cisza zwiastująca zagrożenie, właściwy przebieg akcji wiąże się z cierpieniem, a kończy ją ponownie cisza, tym razem zwiastująca kapitulację. [3]
Film Stanisława Różewicza nawiązuje tematycznie do poprzedniego, wielkiego okresu polskiej kinematografii, tzw. Szkoły Polskiej. Jednakże maniera, w myśl Uchwały Sekretariatu KC w sprawie Kinematografii z czerwca 1960 roku, wypaczyła świadomie ideowe założenia tego nurtu. Szkoła Polska, w założeniu władz, miała być unowocześnionym i głęboko perswazyjnym wariantem kina narodowego. Filmy takie jak właśnie „Westerplatte” Różewicza i inne podejmujące problematykę II Wojny Światowej poddane obowiązującemu w polityce dyskursowi patriotyczno-dydaktycznemu miały stanowić skuteczną przeciwwagę dla „zarażających nihilizmem” i „szerzących defetyzm” dzieł Szkoły Polskiej.
„Westerplatte” z 1967 roku, podobnie jak film Chochlewa, ukazuje konflikt pomiędzy dowódcami, Sucharskim i Dąbrowskim. Nie staje jednak po żadnej ze stron, a jako bohatera wynosi na plan pierwszy całą załogę – w myśl socjalistycznej propagandy wspólnoty i współpracy. Zbyt wiele w nim dydaktyzmu i akademickiej sztuczności, zdecydowanie brakuje psychologicznej głębi i detalu, który, wiadomo, buduje emocjonalne przywiązanie do prezentowanych wydarzeń.
Nieco boję się rozczarowania „nową wersją Westerplatte”, sądząc po zwiastunie, nie ma co liczyć na ambitne kino wojenne, ani na psychologiczny nawet pojedynek dwojga antagonistów. Wskazują na to choćby teatralna wręcz choreografia, przesadny patos i perfidia w ekspozycji szczegółów, takich jak sztandar ze złotym orzełkiem i znak krzyża w slow-motion.
3D to byłaby już przesada, no ale za 14 milionów złotych…
Przypisy:
[1] Pijane Westerplatte nie przejdzie, gazeta.pl
[2] Cyt. za Bartosz Gondek, „Eksperci premiera o “Tajemnicy Westerplatte”: to film antypolski”, wyborcza.pl
[3] Cyt. za Tadeusz Lubelski, Historia kina polskiego, s. 250-251