search
REKLAMA
Zestawienie

HORRORY na Netfliksie, które musicie obejrzeć w HALLOWEEN

Aż włos zjeży się na głowie.

Michał Kaczoń

30 października 2023

REKLAMA

Halloween tuż za rogiem, więc to dobry moment, by wybrać idealny horror na wieczór pełen niezapomnianych wrażeń. Jednym z miejsc, w których można poszukiwać dobrej rozrywki z dreszczykiem, jest platforma Netflix. Wybrałem dla was kilka ciekawych i ciarogennych produkcji, które sam uwielbiam, porządnie zjeżyły mi włos na głowie bądź zwyczajnie przysporzyły porządnej rozrywki. W najlepszym wypadku – wszystkie te trzy rzeczy na raz.

„His House”, reż. Remi Weekes

Mój absolutny faworyt i film roku 2020. Brytyjska produkcja, która zadebiutowała na festiwalu Sundance, opowiada porażającą historię dwójki uchodźców, którzy wprowadzają się do domu w Wielkiej Brytanii. Z początku zadowoleni, że wreszcie znaleźli bezpieczne schronienie, szybko dochodzą do wniosku, że lokum, które otrzymali od pomocy społecznej, może być nawiedzone.

Czyj to dom?, jak film nazywa się po polsku, to społecznie zaangażowany dramat, który w niezwykle umiejętny i kreatywny sposób wykorzystuje pomysły i zasady działania horroru, aby opowiedzieć przejmującą historię. Reżyser i scenarzysta w zaskakujący sposób nakreśla wewnętrzne demony bohaterów i ich manifestacje, budując grozę sytuacji w niemal każdej scenie. Szanuję His House przede wszystkim za poziom przemyślenia i złożoności historii, prawdziwie zaskakujące zwroty akcji oraz umiejętnie budowane napięcia. W tym filmie poziom stresu jedynie rośnie i w zasadzie nie dostaje swojego ujścia – kolejne sceny są niczym pętla, która zaciska się na szyi widza, który nie może oderwać wzroku, a jednocześnie złapać oddechu od tego, co widzi na ekranie.

His House urzekło mnie przede wszystkim tym, że piękne gra z zasadami gatunku. W tym filmie jest na przykład scena, w której bohater zapala światło, bo boi się czegoś w ciemności. Zamiast jednak otrzymać ukojenie w postaci pustego rozjaśnionego pokoju, dostaje grozę ze zdwojoną siłą. Po zapaleniu światła zło bowiem nie znika. Ono jest jeszcze bliżej. Wspaniałe, wywołujące mocną grozę, zagranie. Na dodatek to film piekielnie inteligentny i prawdziwie przejmujący. Horror jest tu jedynie szatą dla prawdziwie humanistycznych przemyśleń o cenie, jaką przychodzi płacić za wolność. To także film o tym, że horror wojny w jakimś stopniu nigdy się nie kończy i żyje w tych, którzy ją przeżyli. Przerażająco przejmujące! Koniecznie!

„The Ritual”, reż. David Bruckner

Czwórka przyjaciół jedzie na wspólne wakacje, by uczcić pamięć zmarłego kolegi, który od dawna marzył o takiej wyprawie. Amerykanie jadą do Szwecji, by odpocząć i zacieśnić więzi. Dawno się bowiem nie widzieli, a ta wyprawa ma szansę stać się dla nich odnowieniem dawnej zażyłości. Nie spodziewają się jednak, że przyjdzie im walczyć o życie ze strony najmniej oczekiwanego zagrożenia. Rytuał umiejętnie wykorzystuje dość proste czy wręcz trywialne zagrania z horroru, by na ich bazie zbudować ciekawą historię grupy i ich wewnętrznych demonów.

Rytuał to także wybitne ćwiczenie w budowaniu grozy na ekranie. Ten film działa na tej samej zasadzie, co Blair Witch Project przed wielu laty – twórca w zasadzie jedynie sugeruje nam zagrożenie, przez bardzo długi czas nie pokazując, co w zasadzie nawiedza bohaterów. I właśnie ta zasada – nie pokazywania, a sugerowania, tak silnie działa na wyobraźnię. Każdy z nas bowiem uzupełnia luki pozostawione przez twórcę, tworząc najbardziej przerażające, spersonalizowane wizje. Zagranie proste, ale wybitnie skuteczne.

Właśnie z tego powodu Rytuał przyciąga i wywołuje ciarki na plecach.

„Hush”, reż. Mike Flanagan

Samotna dziewczyna w domku w głębi lasu. Hush to kolejna produkcja, która z prozaicznego i dość oklepanego punktu wyjściowego czyni swój atut. Główna bohaterka jest osobą głuchoniemą, przez co nieco inaczej odbiera bodźce z otaczającej ją rzeczywistości, a reżyser bardzo umiejętnie buduje na tej bazie poczucie grozy i zagrożenia. Hush to film home invasion zrobiony z sercem i przekonaniem, wykorzystujący wszystkie atuty tego podgatunku i dający nam wyjątkowo ciekawe rozwiązania inscenizacyjne. Film działa, bo pokazuje nam nieco inną perspektywę i pozwala mocniej wczuć się w sytuację głównej bohaterki.

„The Babysitter”, reż. McG

Świetny komedio-horror, pięknie bawiący się zasadami gatunku i grający z widzem piękną serią skojarzeń i oczekiwań. Zabawny, wyważony, przekoloryzowany i zwyczajnie angażujący, film przysparza masy pozytywnych wrażeń z powodu ciekawego pokazania znanych zagrań, podlanych jednak nowym, smacznym sosem. Co ciekawe i nieco smutne – druga część obrała nieco inną drogę, przez co nie wywołuje już nawet milimetra funu, który płynął z „jedynki”.

„Véronica”, reż. Paco Plaza

Hiszpański horror, który swego czasu spędzał sen z powiek wszystkim fanom platformy. O Véronice zrobiło się głośno w 2017 roku, gdy została okrzyknięta jednym ze straszniejszych produkcji, które można oglądać na Netfliksie. I rzeczywiście – prosta historia nawiedzenia, związanego z opętaniem przez zakonnice, bardzo skrzętnie buduje napięcie, wywołując poczucie osaczenia. Ciekawe są w szczególności klimatyczne zdjęcia oraz wybitne ogranie przestrzeni i budowanie grozy na tle tego, w jaki sposób zbudowane jest mieszkanie głównej bohaterki, i jak nie sprzyja możliwości ukrycia się przed nawiedzającym Złem. Reżyser umiejętnie miksuje znane motywy, by stworzyć z nich przerażającą mieszankę, przez którą na ekran będziemy zerkać przez palce.

Co ciekawe – właśnie na Netflixie pojawił się film bezpośrednio związany z Véronicą. Mowa o Siostrze Śmierć, opowiadającej o zakonnicy, która nawiedza bohaterki w oryginalnym filmie. Z chęcią sprawdzę, jak się prezentuje.

Trylogia „Fear Street”, reż. Leigh Janiak

Fear Street 1994, 1978 i 1666 to niezwykle ciekawa seria filmów, bazująca na motywach powieści R.L. Stine’a, autora słynnych historii z serii Gęsia skórka. Rozpisana na trzy perspektywy czasowe pokazuje, w jaki sposób kondycja ludzka nie zmienia się, mimo upływu lat, i jak niektóre zachowania czy emocje są stałe i niezależne od epoki, w jakiej się żyje.

Tym, co urzeka w filmach z tej serii, jest fakt, że każda ma swój własny odcień i smak, a jednak świetnie uzupełniają się i zazębiają, pokazując, w jaki sposób historia lubi się powtarzać. Twórcy trzech filmów z serii Fear Street ciekawie zarysowują podobieństwa zachowań bohaterów rozdzielonych przez dekady i stulecia, unaoczniając, że pewne rzeczy zawsze „wynikały z tradycji”, przekazywanej bezwiednie z pokolenia na pokolenie.

Filmy z serii Fear Street bardzo umiejętnie mieszają też horror z komedią, potrafiąc płynnie przejść od przerażającej sceny do takiej, która wywołuje uśmiech na ustach. To skrzętnie napisane i dobrze zagrane produkcje, które wciągają, angażują i każą zastanawiać się, co przyjdzie dalej. Opowieść pięknie zazębia się ze sobą, ale w wielu miejscach potrafi działać jako dzieło niezależne. Fear Street jest zwyczajnie fajne. Tylko tyle i aż tyle!

„W lesie dziś nie zaśnie nikt”, reż. Bartosz M. Kowalski

Ciekawy miszmasz rozwiązań znanych z amerykańskiego kina grozy, a w szczególności slasherów wszelkiej maści o grupie nastolatków, która jedzie na obóz nad jezioro w głębi lasu. To także kolejna na tej liście piękna zabawa formą. Fakt, że podlana lokalnym, polskim kolorytem i angażująca znanych i lubianych aktorów w nietypowych, przerysowanych rolach (Piotr Cyrwus jako Ksiądz FTW), sprawia, że wywołuje morze pozytywnych emocji. Ten film jest przesadzony i przerysowany, a momentami także piekielnie schematyczny, ale właśnie na tym polega cały dowcip i piękna zabawa, w którą dajemy się wciągnąć. Nie bez powodu sam reżyser mówi o swoim filmie jako o „liście miłosnym do slasherów lat 80., które oglądał w dzieciństwie”. To widać, słychać i czuć na każdym kroku. I to właśnie buduje wysoką jakość produkcji i wielki fun związany z jej oglądaniem.

Niestety, tak jak przy The Babysitter, tak i tutaj druga część nie stanęła już na wysokości zadania, stanowiąc w zasadzie karykaturę tego, co urzekało w „jedynce”.

Michał Kaczoń

Michał Kaczoń

Dziennikarz kulturalny i fan popkultury w różnych jej odmianach. Wielbiciel festiwali filmowych i muzycznych, których jest częstym i chętnym uczestnikiem. Salę kinową traktuje czasem jak drugi dom.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA