GLADIATOR większy niż życie! Arcydzieło Scotta rozszyfrowane
Film Ridleya Scotta jest jednak bardziej kanonicznym przykładem tego gatunku filmowego, gdyż jego akcja rozgrywa się w starożytnym Rzymie. Pomimo odmiennego okresu w dziejach, filmy te są do siebie bardzo podobne. Opowiadają o wojnie, miłości i zemście oraz wykorzystują fakty historyczne tylko jako tło do rozgrywających się wydarzeń.
W scenie śmierci bohatera mamy do czynienia z podobną zbitką ujęć. Maximus ponownie znajduję się w stanie między życiem a śmiercią. Ciężko ranny, po wygranej walce z Kommodusem, wyciąga rękę, a w następnym ujęciu widzimy niebieskie ujęcie bramy, którą otwiera zakrwawiona dłoń. Za bramą znajduje się droga do jego hiszpańskiego domu. Do świata żywych wzywają go jeszcze dwa głosy: Kwintusa i Lucilii. Wzywają tylko po to, by mógł wygłosić ostatnią wzniosłą mowę o ziszczeniu się snu, jakim jest republika. Prosi też by uwolnić jego ludzi. Ostatnie słowa kieruje do Lucilli: “Lucjusz jest bezpieczny”, groziło mu bowiem niebezpieczeństwo ze strony cezara. Czy Maximus trafia rzeczywiście do Elizjum? Jego oczami wkraczamy do krainy śmierci, która jest odrealnionym domem bohatera. Widzimy to, co widzi sam bohater, to on jest tu najważniejszy. Nie starożytny Rzym, nie Koloseum, nie spiski i przepych pałaców, ale właśnie człowiek. Jednak nie postać z krwi i kości, a pewna figura. Bohater. To film o śmierci kogoś, kto stał się bohaterem, ale też o śmierci w taki sposób pojmowanego bohaterstwa (tak w świecie rzeczywistym, jak i świecie filmu). Maximus po śmierci trafia tam, gdzie chciał; jest to jego świat.
Tym, co odróżnia Gladiatora od innych supergigantów, jest znaczne uprzywilejowanie scen batalistycznych. To film o żołnierzu, który naprawdę zna się na swoim fachu, oraz opowieść o śmierci jako widowisku. W klasycznym supergigancie sceny batalistyczne mają być jedynie przerywnikiem między “społecznymi” działaniami bohaterów. Składały się na nie głównie spiski, romanse, zdrady, uczty. Poznawaliśmy wtedy lepiej głównych bohaterów opowieści i ich motywację do działania. To starcie poszczególnych postaw i światopoglądów stanowiło główny trzon fabularny tych filmów. W Gladiatorze proporcje zostają zmienione. To walka stała się najbardziej wyeksponowanym elementem filmu. Maximus udowodni swoje cnoty, wychwalane przez Marka Aureliusza, na polu bitwy. Film rozpoczyna się od pięknie skonstruowanej sceny batalistycznej, a kończy pojedynkiem z głównym antagonistą. By jednak mogło do niego dojść, nasz bohater będzie musiał najpierw sprawdzić się jako gladiator. W tym przypadku to sceny batalistyczne są “przerywane” innymi, mniej ważnymi działaniami postaci. Oczywiście, znajdziemy tu i spisek, i zdradę, a nawet romans, ale pokazane one zostaną bardzo skrótowo. Co więcej, spisek nie powiedzie się i jedyną metodą pokonania tyranii będzie bezpośrednia walka.
Mało w tym filmie scen, które pokazują nam losy innych postaci. Na chwilę tylko zajdziemy się w senacie i w pałacu Kommodusa. W filmie życie toczy się wokół areny. W rozszerzonej wersji filmu poznajemy nieco więcej szczegółów dotyczących planowanego spisku na cezara. Widzimy, że Lucilla jest jednym z jego głównych prowodyrów. W oryginalnej, kinowej opowieści brak tych scen, co zaburzało nieco tok narracji, ale jednocześnie powodowało, że film był bardziej spójny w swej wizji, skoncentrowany na głównej postaci.
“Festiwal śmierci” to dobre podsumowanie całego dzieła, w którym sprowadzona jest ona do roli rozrywki. Im efektowniej zadana śmierć, tym większa cześć dla zabójcy. Ten, kto kontroluje tłum, kontroluje też cały Rzym. Kommodus chce zdobyć przychylność ludu poprzez urządzanie igrzysk (zakazanych przez jego ojca), po to, by przejąć całkowitą władzę, odrzucając senat. Maximus chce zdobyć lud, by zemścić się na zabójcy rodziny. Wola ludu jest najważniejsza. Po “wygraniu” przez barbarzyńców inscenizacji zdobycia Kartaginy, cesarz chce osobiście poznać gladiatora, który przyczynił się do tego zwycięstwa. Gdy Maximus zdradza swoją tożsamość, Kommodus pragnie go od razu zgładzić, jednak całe Koloseum krzyczy “oszczędź”. Cezar nie ma wyjścia i kieruje kciuk w górę, by zadowolić lud. To pierwsza z jego błędnych decyzji. Obywatele Rzymu będą sprzyjać generałowi, który nieco bezwiednie zdobędzie jego poklask. Wszelkie decyzje odnośnie do Maximusa sprowadzą na cezara jedynie porażkę.
Dlaczego napisałem, że Maximus bezwiednie zdobywa uznanie? Pamiętajmy, że jest to prawdziwy rycerz bez skazy, twórcy filmy nie mogli stworzyć go jako postaci, która wykorzystuje swe umiejętności walki po to tylko, by się podobać. Proximo, właściciel szkoły gladiatorów, poucza Maximusa, że aby posiąść tłum, musi on stworzyć z zabijania spektakl, musi robić to bardziej efektownie. Bycie “zwykłym rzeźnikiem” jest dobre na prowincji, ale nie w Rzymie, do którego dostać pragnie się Maximus, gdyż jest to jedyna szansa na spotkanie z Kommodusem. Maximus zabija, bo musi, robi to metodycznie i skutecznie, ale tłum wymaga czegoś więcej. Jak wspomniałem, nie zniża się on do poziomu człowieka, który zrobi wszystko, by stać się popularnym. Wystarczy jedynie zgoda bohatera na propozycję Proxima, żeby zabijać bardziej efektownie, by ten zabrał swego najlepszego gladiatora do Rzymu. A pierwszym sprawdzianem w Koloseum będzie owa bitwa o Kartaginę, w której – tylko po to, by przeżyć – Maximus wraz ze swoją drużyną musi dokonać cudów waleczności.
Nie trzeba się już specjalnie “sprzedawać” dla spektaklu, samo zwycięstwo jest ogromną niespodzianką. Następnie nasz bohater stawia czoło najlepszemu gladiatorowi w historii (oraz kilku tygrysom), wystawionemu do walki przez samego cezara w jednym celu: zabicia Maximusa. Ten wygrywa pojedynek i daruje życie przeciwnikowi, pomimo opuszczonego kciuka Kommodusa, sygnału do zadania śmierci. Tłum zacznie skandować “Maximus łaskawy”, a to oznacza kolejna porażkę młodego cezara. Maximus zdobywa tłum, pozostając czysty moralnie. Nie widząc innego sposobu na zabicie swego byłego generała, Kommodus decyduje się na ostateczny krok: wyzwie go na pojedynek. W ten sposób nie tylko pozbyłby się wroga, ale również zyskał sławę tego, który pokonał najwspanialszego gladiatora. Chcąc mieć pewność zwycięstwa, rani wcześniej naszego bohatera, by nie mógł on sprawnie walczyć. Pomimo tego zabiegu to Kommodus zginie na arenie, okrywając się hańbą. Dzięki Maximusowi nad republiką znowu wzejdzie słońce (przedzierające się promienie słońca są ostatnim ujęciem filmu – gdy Kommodus przejmował władzę, nad Rzymem gromadziły się chmury). Wzejdzie ono jednak tylko dla mieszkańców tego miasta, którym od tej pory będzie się żyło lepiej. Natomiast zginął bohater, a skoro władzę przejął lud, nie pojawi się już następny. Jego marzeniem jest powrót do domu (choćby pośmiertnie) i zajęcie się hodowlą bydła. Z wojownika chce stać się ziemianinem. Tak oto Maximus opisuje swój dom: “Stoi wśród wzgórz ponad Trujillo. Zwyczajne miejsce. Różowe kamienie ogrzewane słońcem. Ogród przy kuchni, który pachnie ziołami w dzień, jaśminem w nocy. Przy bramie stoi olbrzymia topola. Mam też figi, jabłonie i grusze. Ziemia jest czarna niczym włosy mojej żony. Winogrona z południowej strony, oliwki z północnej. Dzikie kuce nieopodal”. Maximus nie mówi nic o służbie, ale w jednej ze scen widzimy ludzi pracujących na jego polu. To dom samowystarczalny, urządzony bez przepychu, ale wygodnie, to dom, z którego gospodarz może być dumny.
Opis ten bliski jest ideałowi posiadłości, jaki zaproponował Leone Battista Alberti w XV wieku. Posiadłość niezależnego mieszczanina, związanego nadal z ziemią, która jest najlepszą gwarancją kapitału. Dom, w którym panują jasne zasady i patriarchalny system wartości. Może tylko miłość do kobiety jest tu bardziej romantyczna, niż miało to miejsce u włoskiego humanisty*.
Twórcy filmu Gladiator akceptują ten ideał. Nie życie wojownika i wielkie czyny, a spokojna egzystencja gdzieś na uboczu. Taka ma być lekcja dla widza, dla którego wcześniej przygotowano ten balet śmierci. Widz przed ekranem postawiony jest w identycznej sytuacji, jak widz w Koloseum. Chce oglądać krwawą bitwę, słuchać o wielkich i wspaniałych czynach, a jednocześnie chce pozostać jedynie obserwatorem. Igrzyska są świętem. Ale my mamy przewagę nad starożytnymi gośćmi Koloseum. Gdy obejrzymy już cały film, będziemy wiedzieć, że bohaterów już nie ma, pojawiają się tylko na chwilę, by nas zabawić, a to, co najważniejsze, jest też najprostsze. Nie trzeba być wielkim wodzem, by być szczęśliwym, wystarczy dobry dom. Herosów nie ma w realnym świecie, tak jak nie ma ich w filmowym. Ustąpili miejsca bardziej skomplikowanym jednostkom i bardziej ludzkim problemom. Ten film ma być jak rytuał: ma oczyścić i wprowadzić świat na właściwe tory. Stanowić pochwałę wartości, będących produktem społeczeństwa mieszczańskiego. Projektując je na starożytność, za cenę jawnego anachronizmu zyskuje przychylność współczesnej, masowej widowni. Tak skonstruowanych postaci nie spotyka się już w kinowej sali. No chyba że w parodii lub pastiszu (ewentualnie w ekranizacji komiksu). Współcześni bohaterowie to często zwykli ludzie, posiadający swoje słabości, często nieporadni lub nawet śmieszni. Klasycznych twardzieli nie znajdziemy nawet u Tarantino. Rycerza bez skazy zobaczyć możemy tylko w staroświeckim supergigancie.
Maximus porwał rzymskie tłumy, Ridley Scott porwał kinowych widzów, tworząc z ekranowej śmierci, pokazanej brutalnie jak nigdy dotąd, rozrywkę dla milionów. Formuła “zabij jak najefektowniej” obowiązująca w Koloseum, obowiązuje również w kinowej sali, a nikt nie odmówi jej przecież Gladiatorowi.
* Więcej o idealnym domu według Albertiego patrz: Maria Ossowska, Moralność mieszczańska, Wrocław 1985, s. 249-278.
Tekst z archiwum film.org.pl.