GENIALNE filmy słynnych reżyserów, o których NIKT NIE MÓWI
Billy Wilder – Raz, dwa, trzy (1961)
Podobne wpisy
Wspomniany już reżyser tym razem nabija się zarówno z kapitalizmu, jak i komunizmu, przedstawiając historię, w której niezwykle łatwo jest się pogubić. Kiedy spojrzymy na całą filmografię Wildera, zauważymy, że jest to produkcja, która z niewiadomych przyczyn została zapomniana, choć okazuje się znacznie lepsza od innych filmów tego reżysera. Można by się zastanawiać, czy to brak ikonicznych momentów, czy może gwiazd z pierwszych stron gazet przyczynił się do tego stanu rzeczy, nie widzę bowiem żadnego innego powodu. Co prawda nie jest to najbardziej błyskotliwa satyra, jednak warto poświęcić chwilę czasu, by się z nią zapoznać.
Alex de la Iglesia – Operacja Mutant (1993)
Álex de la Iglesia to obok Almodóvara najbardziej znany hiszpański współczesny reżyser i – przynajmniej dla mnie – prawdziwa legenda. Może dlatego, że mam do jego filmów ogromną słabość. Operacja Mutant to jego fabularny debiut, o którym większość „poważnych” krytyków milczy, być może ze względu na mocno niepoważny tytuł. No i oczywiście z powodu absolutnego lekceważenia przez twórcę zasad politycznej poprawności. A to prawdziwa, mocno zakręcona filmowa petarda. Na pierwszym planie mamy terrorystyczną grupę składającą się z… niepełnosprawnych, walczących z powszechnie przyjętymi kanonami piękna za pomocą broni maszynowej i bomb. Postanawiają oni porwać dla okupu córkę milionera i uciekają na inną planetę w celu dokonania wymiany. W międzyczasie krew leje się hektolitrami, kolejni bohaterowie znikają, a syndrom sztokholmski przybiera monstrualne rozmiary. Operacja Mutant to popis kosmicznej dawki bardzo czarnego humoru, połączony z rewelacyjnym pastiszem: heist movie, kina science fiction, literacko-filmowych antyutopii i filmu postapokaliptycznego. Po prostu zabawa gwarantowana nie tylko dla miłośników klasy B.