Filmy, których NIE SKRYTYKUJESZ bez WKURZENIA innych ludzi
Stwierdzenie, że o gustach się nie dyskutuje, jest jednym z najgłupszych, jakie krąży wokół debat na temat kultury. O gustach można, a nawet trzeba dyskutować, ponieważ to nie jest tak, że każdy film ma dokładnie tę samą wartość. Jedne są słabe, drugie lepsze, wobec czego sympatia do tych pierwszych może być oznaką kiczowatego gustu. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że za konsumpcję kultury się płaci, nie mamy nieograniczonych zawartości portfeli, toteż wybierając słabsze tytuły, pomijamy lepsze produkcje, skazując ich twórców na problemy finansowe. Stwierdzenie, że o gustach się nie dyskutuje, jest jednym z najgłupszych, jakie krąży wokół debat na temat kultury. O gustach można, a nawet trzeba dyskutować, ponieważ to nie jest tak, że każdy film ma dokładnie tę samą wartość. Jedne są słabe, drugie lepsze, wobec czego sympatia do tych pierwszych może być oznaką kiczowatego gustu. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że za konsumpcję kultury się płaci, nie mamy nieograniczonych zawartości portfeli, toteż wybierając słabsze tytuły, pomijamy lepsze produkcje, skazując ich twórców na problemy finansowe.
Niezależnie od powyższego dyskusje na temat kultury nie zawsze są kulturalne. Czasami tak bardzo upodobamy sobie dany film, że nie potrafimy zdzierżyć negatywnej opinii na jego temat. Niby to tylko rozmowa o fikcyjnej fabule, a jednak coś w nas pęka, przez co zamiast o filmie zaczynamy snuć argumenty ad personam.
Zresztą wszyscy dobrze wiemy, jak ten mechanizm wygląda w internecie. Są takie tytuły, których powszechnie nie można skrytykować. W przeciwnym razie ściągniemy na siebie anatemę, wyzwiska i innego rodzaju czułe słówka świadczące o tym, że powinniśmy zamilknąć. Jakie to są między innymi filmy?
Gwiezdne wojny – stara trylogia
Wokół pierwszej trylogii Gwiezdnych wojen powstała swego rodzaju sekta, której głównym aksjomatem jest perfekcyjność filmów o przygodach Luke’a Skywalkera, Hana Solo i reszty bohaterów zamieszkujących Lucasowskie uniwersum. Jakakolwiek krytyka tych trzech filmów, zwłaszcza wśród ich zagorzałych fanów, musi często spotkać się z agresywną reakcją. Tak to bywa z produkcjami kultowymi – wytwarza się wokół nich aura, której żaden pan maruda nie powinien zmącić. A na pewno kilka wad tych produkcji można bez problemu odnaleźć, pewne elementy pierwszej trylogii Gwiezdnych wojen są godne skrytykowania, jednakże trudno to zrobić, zwłaszcza w internecie, kiedy to te tytuły były kamieniami węgielnymi dla okresu dojrzewania wielu osób. Sentyment do lat młodości, kiedy to doszło do zachłyśnięcia się przygodami rycerzy Jedi, jest tak silny, że fani zrobią wszystko, byle tylko dobre imię Gwiezdnych wojen pozostało nieskalane.
Pulp Fiction
Z filmami Quentina Tarantino, również z Pulp Fiction, jest taki problem, że najczęściej widzowie zapoznają się z nimi na początku swojej filmoznawczej przygody. Są to swego rodzaju szlagworty, które „trzeba znać”, by mienić się miłośnikiem dziesiątej muzy. Jednocześnie w przypadku Pulp Fiction również wytworzył się potężny kult, wystarczy spojrzeć na filmwebowe forum, gdzie jakakolwiek próba strącenia z cokołu mocno przeciętnego kina Tarantino musi wywołać wkurzenie po stronie jego fanów. Mało zabawne dialogi, „przegadanie” akcji, tony bezsensownej przemocy obleczonej muzycznymi hiciorkami, remiksowanie kilkunastu wcześniej wyreżyserowanych filmów innych twórców, jak gdyby to miało świadczyć o „świadomości kina” – argumentów przeciwko produkcjom Tarantino można wymieniać bez liku, ale cóż z tego, skoro Quentin dla wielu osób wielkim reżyserem jest, i basta. A kto tego nie akceptuje, ten przeintelektualizowany snob.
Zimna wojna
Polska opinia publiczna wprost uwielbia ogrzewać się w blasku polskich filmów, które jakkolwiek zostały zauważone na arenie międzynarodowej. Pamiętam pokaz prasowy Zimnej wojny organizowany krótko po zdobyciu przez Pawła Pawlikowskiego nagrody na festiwalu w Cannes. Aura uniesienia i podniosłości była nie do zniesienia. W ciemno strzelałem (i miałem rację), że niezależnie od jakości Zimnej wojny dzieło Pawlikowskiego nie zostanie skrytykowane, ponieważ festiwalowy prestiż jest na tyle silny, że byle recenzent z kraju nad Wisłą nie ma co z werdyktami szacownego jury dyskutować. Minęły lata i – co za zdziwienie – Zimna wojna przepadła w potoku kolejnych kinowych premier. Wiele hałasu o nic, gdy po latach okazało się, że dosyć stereotypowa, utopiona w uczuciu reżysera do kina francuskiej nowej fali historia miłosna była… zwykłą historią miłosną ze znakomitą rolą Tomasza Kota i całkiem dobrą rolą Joanny Kulig. Ale że Polacy dramatycznie potrzebują sukcesów swoich rodaków, to krytyka Zimnej wojny musi spotkać się z jednoznacznym odwetem.
2001: Odyseja kosmiczna
Stanley Kubrick to kolejny po Tarantino twórca, z którego filmami zapoznają się ludzie wchodzący w świat kina. Pierwsze zderzenie z dziełami twórcy 2001: Odysei kosmicznej musi być zapamiętane do końca życia i odcisnąć silne piętno na percepcji każdego początkującego kinomana. Jednakże nawet Kubrickowi, w moim przekonaniu wybitnemu artyście, zdarzały się słabsze filmy i wspomniana Odyseja… jest jednym z takich przykładów. Albo inaczej: to jest dobry film, aczkolwiek gigantyczna miłość do niego jest według mnie nieuzasadniona. Wielkie Kubrickowskie metafory trafiły do serduszek osób poszukujących mitycznej „głębi” w sztuce, tym mocniej, im większa była ich sympatia do kina science fiction, toteż atak na ich obiekt kultu nie byłby mile widziany. Podobno Kubrick ukazał w Odysei… prawdę o człowieczeństwie – i niech tak pozostanie.
Podziemny krąg
Lubię ten anarchistyczny manifest Finchera, aczkolwiek nigdy nie chcę uczestniczyć w rozmowach na jego temat, ponieważ fani Podziemnego kręgu często są tak samo toksyczni, jak postać grana przez Brada Pitta. Mam wrażenie, że cały ambaras bierze się z niezrozumienia przesłania Podziemnego kręgu. Oto bowiem wielu widzów, zwłaszcza płci męskiej, wzięło sobie na sztandary alter ego Tylera Durdena, wychwalając jego antykonformistyczne, antyestabliszmentowe oraz antymieszczańskie zachowanie wymierzone w ograniczające normy, tzw. politykę poprawności politycznej oraz współczesną hegemonię korporacji. O ile zatem samo wolnościowe podejście postaci granej przez Pitta jest godne pochwały, o tyle proponowana przez niego recepta na bolączki przynosi więcej szkody. Tego jednak część fanów filmu Finchera nie dostrzega. Wszelkiej maści redpillowcy i inni, którzy „ujrzeli prawdę na temat rzeczywistości”, za bardzo do serca wzięli sobie anarchistyczne podejście Durdena, co generuje konflikty na temat filmu Finchera. Podziemny krąg nie jest bowiem apologią chaosu, lecz opowieścią o tym, co się dzieje, gdy walka z niewolą prowadzi do innego rodzaju zniewolenia.
Dziedzictwo. Hereditary
Strach pisać cokolwiek negatywnego na temat filmów studia A24. Wokół wyprodukowanych przez nich tytułów wytworzyła się tak silna aura artyzmu, że niemalże A24 stało się synonimem jakości. A tak nie jest, czego Hereditary jest najlepszym przykładem. Zresztą kino Ariego Astera stało się papierkiem lakmusowym obecnych upodobań widzów. Oba jego filmy – Hereditary oraz Midsommar – obiecują bardzo dużo. Reżyser w misterny sposób buduje początek opowieści, kreuje klimat przy pomocy kolejnych warstw tajemnicy i paranoi, lecz na koniec seansu okazuje się, że to, co zaprezentował, było zaledwie opowiadaniem dla samego opowiadania, wybitnym ćwiczeniem ze stylu, z którego tak naprawdę nic nie wynika. Jednakże współcześni twórcy posthorroru – Aster, Eggers, Peele oraz Mitchell – zgromadzili wokół siebie sporą grupkę wyznawców, toteż atak na nich jest traktowany jak atak na całą nową formację twórców, którzy znacząco rozszerzają stylistykę kina grozy.
Czarna Pantera
Wprawdzie krytykowanie tytułów spod szyldu Marvela jest modne w wielu kręgach, nie tylko reżyserów po 70. roku życia, lecz ta jedna produkcja zajmuje szczególne miejsce w sercach widzów, przez co atakowanie jej jest już znacznie trudniejsze. Już przed premierą Czarnej Pantery ów film został obwołany przełomowym, najważniejszym dla całego MCU, w ramach którego nie tylko osiągnięto wysoki poziom komercyjno-artystyczny, ale również zrealizowano najważniejsze elementy polityki tolerancji ze względu na rasę. W związku z tym, iż Czarna Pantera została wprzęgnięta we współczesny dyskurs polityczny, niektórzy zaczęli uważać, że krytyka filmu jest równoznaczna z apologią systemowego rasizmu w Stanach Zjednoczonych. Z drugiej zaś strony wszelkiej maści „zdroworozsądkowcy” również sięgnęli po obrzydliwe argumenty, nie mogąc zdzierżyć, że powstał film z tak liczną czarną obsadą. I tak jeden z mocno przeciętnych, niewyróżniających się pod względem artystycznym oraz fabularnym filmów Marvela stał się niezwykle dochodowym widowiskiem polaryzującym widownię.