search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy, które NA SZCZĘŚCIE zostały SKASOWANE

Co mogło być, ale nigdy nie ujrzało światła dziennego (i bardzo dobrze).

Mary Kosiarz

23 stycznia 2024

REKLAMA

Ze świecą szukać dziś oryginalnych pomysłów na fabułę, nieopartych na literaturze, prawdziwych historiach czy kontynuujących udane dzieło sprzed lat. Twórcy na siłę wręcz zasypują nas wznowieniami, sequelami, nowymi odsłonami kultowych filmów, które często niestety grzebią renomę poprzednich części i piszą nowy, smutny rozdział w ich historii. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich sequeli, jednak w znacznej mierze powrót do bohaterów, których poznaliśmy kilka czy kilkadziesiąt lat wstecz nie zawsze równa się tej samej ekscytacji czy jakości jak wcześniej. Znamy to chociażby z najnowszej trylogii Star Warsów czy Matrixa Zmartwychwstań, które pomimo świetnego marketingu jedynie imitowały kultowe produkcje, które debiutowały przed dekadami. W dzisiejszym artykule przyjrzymy się wielu filmom, nie tylko wznowieniom znanych serii, nad którymi prace w porę odwołano, zanim zdążyłyby rozczarować widzów w kinach. Które produkcje na szczęście zostały skasowane?

„Gump & Co.”

Słynne życie jak pudełko czekoladek doczekałoby się swojego wznowienia? Gdyby nie nieszczęśliwy zbieg okoliczności prawdopodobnie mówilibyśmy dzisiaj o dwóch częściach przygód młodego Amerykanina Forresta Gumpa. Z prozaicznej przyczyny – autor książki o Gumpie Winston Groom w 1995 roku napisał kontynuację hitu sprzed dekady o tytule Gump & Co. Wskutek niewyobrażalnego sukcesu filmu twórcy nie czekali zbyt długo z decyzją o jego sequelu na podstawie literatury. Prace miały rozpocząć się jednak w najbardziej pechowym momencie z możliwych – skończony scenariusz Eric Roth pokazał reżyserowi 10 września 2001 roku, zaledwie dzień przed zamachem na World Trade Center. Po tragicznym ataku Tom Hanks,  Eric Roth i Robert Zemeckis (reżyser) podczas wspólnej rozmowy zdecydowali, że kontynuacja przygód Forresta nie ma sensu i projekt należy tymczasowo włożyć do szuflady. Idea na krótko wróciła jeszcze w 2007 roku, jednak ponownie skończyło się wyłącznie na dyskusjach. Sam Hanks w niedawnym wywiadzie przekonywał, że kontynuacja Forresta Gumpa nigdy nie była światu potrzebna, a sam czułby się zakłopotany i zmuszony, gdyby siłą wciągnięto go w realizację tego projektu.

„Niezgodna 4: Ascendant”

Niezgodna film za filmem nieudolnie próbowała doścignąć sukces Igrzysk śmierci. Pierwsza część sagi, która bazowała na powieściach Veroniki Roth, dosyć wiernie odwzorowała treść występującą w książce, jednak każda kolejna ekranizacja coraz bardziej odbiegała od pomysłów autorki, a tym samym nudziła, a momentami nawet i śmieszyła. Wraz ze Zbuntowaną jakość serii mocno się obniżyła, lecz najmocniejszym ciosem dla fanów była premiera Wiernej, wyjątkowo nisko ocenionej przez krytyków i zdecydowanie najmniej opłacalnej – podczas gdy Niezgodna na świecie zarobiła niemal 300 milionów dolarów, ostatnia część sagi w box offisie wzbogaciła się o ponad 120 milionów mniej. Z tego też względu porzucono również plany na wznowienie uniwersum na czwarty film: Ascendant, który nie zdążył nawet dostać swojego polskiego tłumaczenia. To wielkie szczęście dla fanów, biorąc pod uwagę to, jak biednie twórcy postanowili rozliczyć się z historią Tris i Tobiasa w Wiernej. Melodramatyczne zakończenie filmowe kompletnie odbiegało od pomysłu Veroniki Roth i groteskowo podsumowało dobrze zapowiadającą się fabułę pierwszej części. Pomysł na Ascendant został więc zduszony w zarodku i dzięki temu zarówno twórcy, jak i widzowie uniknęli przykrej konieczności zderzenia się z kolejnym schematycznym scenariuszem i zerową chemią między Shailene Woodley a Theo Jamesem.

„Pani Doubtfire 2”

Niezapomniany występ Robina Williamsa w Pani Doubtfire po kilkudziesięciu latach od premiery bawi równie mocno i sprawia, że tęsknota za legendarnym aktorem jest jeszcze większa. Jego bohater Daniel walczący o opiekę nad dziećmi podczas sprawy rozwodowej postanawia skorzystać z pomocy brata charakteryzatora i przemienić się w gospodynię domową, tytułową panią Doubtfire, by następnie zatrudnić się w domu rodzinnym swoich pociech i tym samym spędzać z nimi więcej czasu. Reżyser filmu Chris Columbus był już w trakcie negocjacji nad kontynuacją dzieła (scenariusz był zdaniem twórcy rewelacyjny), jednak sytuację przerwała nagła samobójcza śmierć Williamsa. Po tym tragicznym wydarzeniu jasne było, co podkreślił sam reżyser, że film już nigdy nie ujrzy światła dziennego z prostej przyczyny – nikt nie śmiałby zastąpić w tej kultowej roli zmarłego komika. Strach się bać, co by się stało, gdyby oryginalną rolę Williamsa miał zniszczyć słaby występ kogoś innego.

„Niesamowity Spider-Man 3”

Domyślam się, że rzucę teraz opinią wielce niepopularną, jednak nie wyobrażam sobie, abyśmy po latach mieli powrócić do życia Petera Parkera (w wersji Garfielda) po stracie, której doświadczył w Niesamowitym Spider-Manie 2. Wiele moglibyśmy wymieniać przykładów sequeli, które zaprzepaściły rozrywkę płynącą ze swoich poprzedników – bardzo nie chciałabym, aby to samo spotkało właśnie tego bohatera. Szczególnie do środkowej serii o człowieku pająku mam wielki sentyment – chemia między Andrew Garfieldem i Emmą Stone jest niepodważalna, prawdopodobnie najbardziej szczera ze wszystkich filmów o Parkerze. Zupełnie nie widzę sensu powracania do ran sprzed lat, skoro Sony nie poszło za ciosem i od razu po premierze dwójki nie zdecydowało się pokazać dalszej drogi Petera, od tej pory idącego przez życie w pojedynkę. Chęci na wznowienie historii przez twórców zostały zamiecione pod dywan ze względu na relatywnie kiepski wynik w box offisie, jaki uzyskał Spider-Man z 2014 roku. I być może nie skończyło się to dla tej opowieści najgorzej – może właśnie takiego rodzaju filmu superbohaterskiego wówczas potrzebowaliśmy. Peter dojrzał, zmienił swój sposób patrzenia na świat – z pewnością nie byłby tym samym bohaterem, którego ujrzeliśmy na nowo w No Way Home.

„Gore”

Kevin Spacey jako jedna z pierwszych twarzy ciemnej strony ruchu #MeToo został niemal całkowicie skreślony z życia w Hollywood. Nic więc dziwnego, iż nawet skończone filmy z jego udziałem nie zostały ostatecznie udostępnione widzom. We wrześniu 2017 roku aktor finiszował zdjęcia do Gore: biografii Gore Vidala, amerykańskiego pisarza, autora pierwszej w dziejach powieści, w której główną bohaterką jest transpłciowa kobieta. Pod koniec miesiąca opinię publiczną zalała jednak fala oskarżeń o napaści seksualne pod adresem Spaceya, dlatego reakcją Netflixa było wręcz natychmiastowe skasowanie filmu. Tak ważny i przełomowy tytuł biograficzny w zaistniałej sytuacji przyćmiłyby potężne doniesienia o przestępstwach aktora, dlatego z dzisiejszej perspektywy powinniśmy cieszyć się, że nie ujrzał on światła dziennego właśnie wtedy. Szkoda jednak, że pomysł na produkcję nie wrócił chociażby teraz – bardzo chętnie zobaczyłabym filmową wersję tej historii.

„10 Things I Hate About Life”

Kultowa komedia romantyczna, po której wystrzeliły kariery aktorskie Heatha Ledgera i Julii Stiles, prawie że, a dostałaby swoją kontynuację. Choć kontynuacja to w tym przypadku zbyt duże słowo – bardziej luźno związana z 10 Things I Hate About You historia dziejąca się kilkadziesiąt lat później. Film kręcono w 2012 roku, a główne role przypisano Evan Rachel Wood i Thomasowi McDonellowi, którzy wcielili się w dwójkę pogrążonych w depresji bohaterów, w podobnym czasie próbujących odebrać sobie życie. Ich postacie poznają się w przełomowym momencie i decydują się wspólnie walczyć o swoje zdrowie. Produkcja nie zobaczyła jednak światła dziennego wskutek ciąży Wood oraz jej późniejszej niechęci do kontynuowania pracy na planie. Ostatecznie dobrze się stało – Zakochana złośnica do dzisiaj mimo swojej trywialności i mocno schematycznej budowy jest filmem absolutnie kultowym, uwielbianym zarówno przez widownię, jak i krytyków, co w przypadku tego gatunku jest zjawiskiem niezwykle rzadkim. Mocno obawiam się, że nawiązania do historii Kat i Patricka, rewelacyjnie odegranych przez Stiles i Ledgera, byłyby nieco ryzykowne i nie tak imponujące jak historia z 1999 roku. Może w rękach odpowiedniego reżysera film ten miałby ręce i nogi, jednak nie jestem przekonana, czy znalazłby szerokie grono odbiorców.

„John Carter 2”

John Carter miał szansę stać się świeżą, obiecującą serią Disneya. Nie podołał jednak temu zadaniu, ponosząc drastyczną porażkę w box offisie i lądując na dość niechlubnej pozycji spośród wszystkich produkcji dystrybutora (a typowano go jako najlepszy od dawna tytuł SF). Kwadratowo napisane postaci, zbyt uteatralniona gra aktorska Taylora Kitscha i Lynn Collins oraz historia, która nijak nie angażowała i nieudolnie próbowała czerpać inspiracje z różnych gatunków, nie przekonały do siebie widzów, szybko znajdując się w ogniu krytyki. Druga ostatecznie niezrealizowana część opowieści o losach Johna Cartera w centrum miała postawić potomka, jakiego doczekał się wraz z księżniczką Dejah. Disney nie zaryzykował jednak po raz drugi, mając w pamięci wielkie oczekiwania i sromotną klęskę towarzyszące oryginałowi.

Mary Kosiarz

Mary Kosiarz

Daleko jej do twardego stąpania po ziemi, a swoją artystyczną duszę zaprzedała książkom i kinematografii. Studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Ulubione filmy, szczególnie te Damiena Chazelle'a i Luki Guadagnino może oglądać bez końca.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA