FILMOWE KLOCKI LEGO
Budujemy?
LEGO – najsłynniejsza marka klockarska w historii, której nazwa wywodzi się od duńskiego “Leg gotd” – “baw się dobrze”. Klocki bez wątpienia magiczne. Możliwości twórcze ogranicza jedynie wyobraźnia i ilość posiadanych elementów. Pamiętam jak sam w wieku kilku lat budowałem pod wpływem “Mumii” pełnowymiarowe repliki broni, dzięki “Nieustraszonemu” transformujący się samochód pełen ukrytych gadżetów, a także niezliczone pojazdy i sceny z “Gwiezdnych wojen”. Nie wspomnę nawet o batmobilach, robotach ED-209 i o całej reszcie scen filmowych jakie odwzorowywałem będąc kilkuletnim dzieckiem mającym wielkie pudło klocków i wypożyczalnię VHS dwie ulice od domu. Bodajże tylko Titanica nie dałem rady odtworzyć… w całości.
Chyba każdy z nas zna mniej-więcej tematyczne serie klocków – “Miasto”, “Piraci”, czy chociażby “Technic”. Już pod koniec lat osiemdziesiątych, w serii “Castle” (z ang. “zamek”) pojawiła się podgrupa “Forestmen” (z ang. “ludzie lasu”). Kolekcja ukazała się w 1987 roku i była to wariacja przygód legendarnego Robin Hooda i jego dzielnych towarzyszy. Bez wątpienia za stworzeniem owej serii przemawiał ogromny sukces kultowego serialu telewizyjnego “Robin z Sherwood”, którego pierwszy odcinek ukazał się w 1984 roku.
Pierwszą kolekcją na licencji, opartą na popularnym utworze telewizyjnym, była jednak adaptacja popularnych bajek dla najmłodszych: “Tomek i przyjaciele”. Zestawy Lego Duplo ukazywały się od 2005 do 2010 roku.
Co jednak z zestawami stricte filmowymi? Niestety, gdy pierwsza taka seria WRESZCIE ukazała się na sklepowych półkach, ja powolutku zaczynałem się sta… to znaczy “dojrzewać”. Mniejsza o to. Co to była za seria? No nie mówcie, że nie wiecie!
Gdy w 1999 roku premiera kolejnej części “Gwiezdnych wojen” zbliżała się wielkimi krokami, LEGO wypuściło najpierw zestawy bazujące na kultowej trylogii (pierwszym był X-skrzydłowiec Luke’a Skywalkera), a następnie, po kilku miesiącach, te z długo wyczekiwanego “Mrocznego Widma”. Wraz z premierą “Ataku klonów” i “Zemsty Sithów” wypłynęły oczywiście zupełnie nowe zestawy, a dzięki telewizyjnym “Wojnom klonów” pojawiają się po dziś dzień. Jakim więc cudem przez ponad dekadę projektanci wciąż zachwycają nowymi zestawami? Zwyczajne – niektóre z nich mają swoje prapremiery w odświeżonych wersjach. Nic dziwnego, że do dziś ukazało się aż 188 różnych zestawów Lego Star Wars. Dla porównania, dwie wersje “Sokoła Millenium”. Nowszy, bardziej skomplikowany model, posiadał rekordową liczbę 5195 elementów, co czyni go drugim (za modelem Taj Mahal) największym zestawem w całej historii klocków LEGO!
Wspominam jak z pasją przeglądałem gazetki z zapowiedziami produktów. Moją uwagę przyciągały jak magnes limitowane, kolekcjonerskie zestawy dla nieco starszych modelarzy (na bank niedostępne w Polsce). Do dziś ze szczegółami pamiętam zdjęcia promocyjne niesamowicie realistycznego X-skrzydłowca z kilkukrotnie większą ilością klocków niż w “konsumenckich” zestawach dla dzieci. Pamiętam też nadzwyczaj skomplikowane, sterowane komputerowo modele Lego Mindstorms takie jak: (naprawdę) chodzący na czterech nogach AT-AT Imperium, czy pełen gadżetów R2-D2. Z pewnością były to prawdziwe cudeńka!
W świecie klockowych “Wojen” pojawiły się aż cztery gry komputerowe. Pierwsza z nich, “Lego Star Wars: The Video Game” z 2005 roku, ukazywała wydarzenia z kinowej trylogii prequeli. Druga, “The Original Trilogy”, jak sama nazwa wskazuje z kultowych epizodów IV-VI. Trzecią grą było “Lego Star Wars III: The Clone Wars” z 2011 roku. Za czwartą uznać należy “The Complete Saga” z 2007 roku, która była połączoną wersją gier z obu trylogii, łączącą postaci i wydarzenia w jedną, wielką przygodę.
W 2005 roku, wśród dodatków DVD do drugiego sezonu animowanych “Wojen klonów” pojawił się krótkometrażowy “Revenge of the Brick”. Był to pięciominutowy, animowany filmik opowiadający o bitwie kosmicznej nad powierzchnią Kashyyka. Jednym z reżyserów był sam Mark Hamill.
W sierpniu 2009 roku, aby uczcić dziesięciolecie marki LEGO Star Wars, wypuszczono kolejny filmik zrealizowany w konwencji “Wojen klonów” (tych trójwymiarowych) pod tytułem “The Quest for R2-D2” w reżyserii Pedera Pedersena. Film opowiada o poszukiwaniach Artoo, który katapultował się z myśliwca Anakina podczas pewnej bitwy. Odwiedzamy Coursant, Tatooine, Hoth, oraz wnętrza statków znanych z kinowych filmów. Co ciekawe miałem wrażenie, że w jednym ujęciu pojawił się Indiana Jones…
Rok później pojawił się jeszcze jeden gwiezdno-wojenny film LEGO spod ręki Pedersena. Mowa o “Bombad Bounty”, którego głównym wątkiem była konfrontacja Boby Fetta z… Jar Jar Binksem! Serio. Całość zaczyna się podczas kultowej sceny otwierającej z “Nowej nadziei”. Cóż, nie będę wam przynudzał. Sami zobaczcie!
W lipcu 2011 roku ukazał się trzydziestominutowy filmik pod tytułem “The Padawan Menace” opowiadający historię wycieczki młodych adeptów Jedi po senacie galaktycznym. To po prostu trzeba zobaczyć! Animacja wyjaśnia pochodzenie jednej z najważniejszych postaci z “Gwiezdych wojen”. Trailer poniżej.
Może i nie jestem już dzieckiem (przynajmniej z zewnątrz), ale w moim samochodzie, pod lusterkiem wstecznym wisi figurka Księżniczki Lei w złotym bikini. Nawet łańcuch jest! No co? Taka tam “niewinna” fantazja…
Drugą filmową serią klocków była bodajże ta o Harrym Potterze, która ukazała się w październiku 2001 roku. Fani dostali w swe ręce niezwykle podobne do aktorskich pierwowzorów “ludziki” (przy świecie “Wojen” zresztą też), a także nieco słabiej odwzorowane (wg mnie) lokacje i plenery, które odwiedzili uczniowie Hogwartu. Seria ukazywała się do 2007 roku, kiedy to postanowiono ją z pewnych względów zawiesić, kończąc klockową serię na “Zakonie Feniksa”.
W 2010 roku Harry Potter z klocków powrócił w formie gry komputerowej, bazującej na wydarzeniach z pierwszych czterech książek/filmów. W tym samym czasie na sklepowe półki wróciły pierwotne zestawy z lat 1-4 w nieco odświeżonych wersjach oraz jeden z “Księcia Półkrwi”. Niedługo potem ukazały się również te z lat 5-7, a ostatnio wyszła kolejna gra multimedialna opowiadająca o przygodach naszego okularnika właśnie w tym okresie.
W 2006 roku świat Lego odwiedził Batman z popularnych komiksów DC Comics. Co ciekawe seria nie była “jednolita”. Niektóre zestawy oparte były na kultowych dziełach Tima Burtona, podczas gdy inne przypominały z wyglądu te z filmów Christophera Nolana. W 2008 roku ukazała się także gra video.
Kolejną niezwykle “popularną” serią klocków była ta oparta na “Ostatnim Władcy Wiatru”. Od 2006 roku ukazały się aż dwa zestawy klocków…
W świecie LEGO nie mogło zabraknąć przygód najsłynniejszego archeologa w historii. Co prawda Indiana Jones nie pojawił się od razu w pełnej krasie, jednakże namiastkę jego przygód dawała seria “Adventures”. Opowiadała o wojażach niejakiego Johnny’ego Thundera i tak samo jak słynna filmowa seria, rozgrywała się przed wybuchem drugiej wojny światowej, w lokacjach bez wątpienia nawiązujących klimatem do filmów Stevena Spielberga.
Tytułowy bohater to postać łudząco podobna do Jonesa. Ptfu! To był Indiana Jones! Tylko nazywał się inaczej. Nieodłączny rewolwer i fedoropodobny, zagięty kapelusz były niewątpliwymi nawiązaniami do postaci wykreowanej przez Harrisona Forda. Zresztą nie tylko Thunder przypominał postaci z kultowej filmowej serii. Towarzyszył mu Doktor Kilroy – starszy jegomość kubek w kubek przypominający ojca Indiany Jonesa. Nawet strój miał niemalże identyczny jak ten, który nosił Sean Connery!
Pierwsza seria “Przygód” rozgrywała się w Egipcie, zupełnie jak dwie części Indiany Jonesa, a także “Mumia” Stephena Sommersa z 1999 roku (która ukazała się w rok po omawianej przez nas serii klocków). Co ciekawe, zarówno w owym filmie jak i w klockach pojawiały się pułapki w starożytnych świątyniach i przede wszystkim motyw ożywiania mumii. Druga cześć serii, “Amazon” z 1999 roku, rozgrywała się w zaginionym w dżungli starożytnym mieście – zupełnie jak “Mumia Powraca” (2001). Znalazł się tam nawet wielki sterowiec. Czyżby Stephen Sommers wzorował się na klockach LEGO?
W 2000 roku ukazała się trzecia seria o Thunderze, którą umiejscowiono na nieopisanej na mapach wyspie, którą… władały dinozaury! Brzmi znajomo? “Dino Island” było bez wątpienia wariacją historii King Konga… tylko bez King Konga.
Ostatnia część przygód Jonny’ego Thundera (“Orient Expedition”) rozgrywała się jak sama nazwa mówi na orientalnym wschodzie. Część zestawów umiejscowionych zostało w Indiach, co przypominało nieco drugą część Indiany Jonesa – “Świątynię Zagłady”. Pozostałe zestawy umieszczono w pokrytej śniegiem twierdzy gdzieś na Mount Evereście oraz w Chinach. Kojarzycie? Przecież to fabuła trzeciej części “Mumii”, która ukazała się 5 lat po premierze owej serii. Nie zabrakło nawet człowieka śniegu! Czyżby twórcy filmu znowu wzorowali scenariusz na zestawach klocków?
Pełnokrwisty Indiana Jones “na licencji” odwiedził klockowy świat dopiero w 2008 roku, gdy premierę miała czwarta część cyklu – “Królestwo Kryształowej Czaszki”. Szczerze przyznam, że zestawy z oryginalnej trylogii wciąż trzymają fason i klimat serii “Adventures”. Z kolei te z czwartej części cyklu wyglądają na po prostu słabe. Wszystko jakieś takie gładkie, zaokrąglone – zupełnie jak sam film! Dobrze, że urodziłem się nieco wcześniej…
W tym samym roku, podobnie jak w przypadku świata “Star Wars”, również Indiana Jones zagościł w krótkometrażowym, animowanym filmiku Pedera Pedersena. Mowa o “Raiders of the Lost Brick”, który łączył motywy z wszystkich czterech części przygód archeologa w wyjątkowo zabawny i zwariowany sposób.
Lego Indiana Jones był także bohaterem dwóch gier komputerowych. “The Original Adventures” opowiadającej o wydarzeniach z kultowej trylogii, oraz z “The Adventure Continues”, opartej na czwartej części przygód naszego archeologa oraz kilku nowych scenach z poprzednich trzech części.
To jednak nie jedyna filmowa seria jaka ukazała się w 2008 roku. W kwietniu pojawiła się także na bardzo krótko kolekcja oparta na filmie ”Speed Racer” Wachowskich. Seria składała się z szalonej liczby czterech zestawów…
Rok później, w kwietniu, pojawił się w klockowej wersji “Książę Persji” – bohater serii gier wideo a także filmu z Jake’em Gyllenhaalem w roli głównej. LEGO wypuściło również krótki filmik animowany promujący zestawy, na potrzeby którego aktor użyczył głosu jako narrator opowieści, a także klockową grę przygodową. Może i gra jest fajna (wg recenzji), ale pojawienia się klocków i gry na licencji “Księcia” zwyczajnie nie mogę pojąć. Dlaczego? Bo produkcja Jerry’ego Bruckheimera to film zwyczajnie słaby. Kto zresztą chciałby bawić się Jakem Gyllenhaalem? Co najwyżej jakiś fan “Brokeback Mountain”. Blee…
Przeglądając stronę LEGO, mam wrażenie, że współczesne zestawy straciły dużo na “jakości”. Dlaczego? Tak jak przed chwilą wspomniałem, wszystko wydaje się dziwnie gładkie, uproszczone – jakby bez akcentu. Sytuację poprawiają gry komputerowe. Lego “Star Wars” oraz “Indiana Jones” to po prostu arcydzieła! Gwarantują genialną zabawę, również (a raczej w szczególności) dla dorosłych, dlatego z czystym sumieniem polecam je wszystkim, którzy z nostalgią wspominają lata gdy bawili się klockami i uwielbiają przygody naszych ukochanych, filmowych bohaterów. Inne gry również wydają się porządne – jak chociażby “Batman”, również zbierający bardzo pozytywne recenzje.
Niedawno w świecie gier LEGO zacumowali także “Piraci z Karaibów”. Ich protoplasta w świecie klocków, czyli zwykli “Piraci” byli ponoć najbardziej przebojową serią tematyczną w całej historii LEGO. Pojawili się po raz pierwszy 1989 roku i podbijali serca dzieci aż do 1997 roku. Potem wrócili na krótko dopiero w 2009 roku. “Piraci z Karaibów” w wersji LEGO pojawili się w maju 2011 roku, gdy na srebrnym ekranie zagościła czwarta część cyklu – “Na nieznanych wodach”. Zarówno gra wideo, jak i zestawy klocków odzwierciedlały wydarzenia z czterech części kinowej serii. Podobnie jak “Indiana Jones”, piracka kolekcja również wydaje się cierpieć na zbytnie zaokrąglenie kształtów. Wystarczy porównać wygląd statków z lat 90. do tych z serii o Jacku Sparrow. Ja wybieram statek po lewej, a Ty?
Wróćmy teraz do 2000 roku, gdy pojawiła się najbardziej filmowa z filmowych serii klocków. Mowa o “LEGO STUDIOS” – serii mającej zapoznać dzieci ze światem amerykańskiego przemysłu filmowego. Zestawy pojawiły się, gdy premierę miała trzecia część “Parku Jurajskiego” (2001). Nic dziwnego zatem, iż patronat nad sztandarowym zestawem objął twórca części pierwszej i drugiej, człowiek powszechnie uznawany za najlepszego reżysera na świecie…
“Lego Studios & Steven Spielberg” były czymś więcej niż kolejnym pudłem z klockami. Dołączona do zestawu kamera USB, podręcznik reżysera i oprogramowanie do montażu (ze stajni samego Pinnacle!) było wspaniałym podłożem dla dorastających filmowców. Sam byłem szczęśliwym posiadaczem owego zestawu, więc wybaczcie nostalgiczny charakter niniejszego opisu. W końcu to właśnie ów zestaw zapoczątkował moją pasję filmową, która coraz bardziej daje mi się we znaki. Filmiki promocyjne Lego Studios odzwierciedlały kultowe sceny z filmów Spielberga. Znaleźliśmy alternatywną wersję scen z obu “Parków Jurajskich”, “Szczęk” i oczywiście z “Poszukiwaczy zaginionej Arki”.
Figurki reżysera (kubek w kubek Spielberg), operatorów, kaskaderów, zestawy do efektów specjalnych doskonale odzwierciedlały magię kulis wielkich filmowych widowisk. Co ciekawe, twórcy nieraz nawiązywali do innych swoich serii, umieszczając na przykład wspomnianego Johnny’ego Thundera w scenie kręcenia ucieczki z zapadającej się świątyni. W innych znalazły się sceny z dwóch pierwszych filmów o Spider-manie Sama Raimiego (również 2001 rok) oraz pojedyncze odzwierciedlenia katastrofy samolotu z z trzeciej części “Parku Jurajskiego”. Pod patronatem Lego Studios ukazały się również drobne zestawy bazujące na dziełach o Frankensteinie, Wilkołaku czy Hrabim Draculą.
Ostatnio pojawiły się także niezwykle pieczołowicie odtworzone zabawki z “Toy Story”, “Aut”, oraz z “Ben 10”. Na 2012 rok zapowiadana jest seria “Super Heroes” w skład której wejdą postaci z “Batmana”, “Hulka”, “Iron Mana”, “Green Lanterna” (sic!), “Thora”, “Wonder Woman”, “X-Mena”czy “Kapitana Ameryki” i “Avengers”.
Jakie filmowe serie jeszcze się pojawią? Mam nadzieję, że nam i naszym dzieciom nie przyjdzie oglądać na sklepowych półkach zestawów na licencji “Zmierzchu”. Przyznam natomiast, że gdybym dziś wywlekł pudło z klockami, to pewnie budowałbym pojazdy z “Avatara” i oczywiście super skomplikowane roboty z “Transformers” 🙂