DESTRUKCJA. ŻEBY ZYSKAĆ, TRZEBA STRACIĆ
Davis i Julia Mitchellowie mają wypadek samochodowy. Ona umiera, on nie odnosi żadnych obrażeń, a na wieść o śmierci żony nie reaguje w żaden sposób. Spaceruje po szpitalnym korytarzu, ściera z buta plamy krwi. Kupuje w automacie orzechowe M&M’sy, lecz paczka klinuje się w urządzeniu. Zamiast wybuchnąć gniewem, Davis fotografuje naklejkę z adresem firmy od automatów i wysyła do niej list opisujący swoją sytuacje. Po śmierci żony nie udziela mu się rodzinna żałoba. Żadnej rozpaczy, łez, ani załamania, wręcz przeciwnie – szybko wraca do rutynowych czynności i pracy. Jego zobojętnienie otaczający go ludzie tłumaczą szokiem po stracie bliskiej osoby. W rzeczywistości Davis coraz wnikliwiej analizuje swoje życie, rozkładając wspomnienia na części pierwsze. By móc odpowiednio przeżyć stratę żony, musi od nowa zbudować sam siebie. Nie wie tylko, jak to zrobić.
W Destrukcji można zauważyć dużo podobieństw do Fincherowskiego Podziemnego kręgu. Tam bohater musi zacząć od nowa po eksplozji apartamentu, który uwielbiał. W filmie pada nawet zdanie:
Tylko po tym, jak wszystko stracisz, jesteś wolny, by cokolwiek zrobić.
Davis Mitchell owdowiał, ale początkowo nie dostrzega swojej straty. Wie, co się stało, ale jest emocjonalnie wycofany, więc nie może odpowiednio przepracować sytuacji. U Finchera zniszczony dom bohatera rozpoczął dla niego nowy etap w życiu. Jean-Marc Vallée w swoim filmie odwrócił tę kolejność. Destrukcja to rozpędzający się mechanizm zmian, które zmieniają u Davisa postrzeganie świata. Sam przyznaje, że po śmierci żony zwraca większą uwagę na drobiazgi, które wcześniej ledwo zauważał – włosy na szczotce, więdnące liście na drzewie, wyrwane przez burzę drzewo. Przedtem bezrefleksyjny, teraz zaczyna we wszystkim doszukiwać się metafory, stając się roztańczonym i rozśpiewanym kawałkiem wszechświata. Swoje przemyślenia przelewa na papier i wysyła do firmy od automatów, dzięki czemu poddaje się autoterapii. Jego listy docierają do Karen (Naomi Watts), która poruszona sytuacją mężczyzny dzwoni do niego, żeby porozmawiać. Kontakt z kimś z zewnątrz pozwala Davisowi oderwać się od pogrążone w żalu rodziny i nabrać dystansu (a więc i perspektywy) względem swojej sytuacji. Postanawia dosłownie zrównać z ziemią swój dotychczasowy świat, by na gruzach zbudować siebie od nowa.
Jean-Marc Vallée stworzył bardzo prawdziwy, choć lekki film. Bohaterowie i ich problemy są nakreśleni dość grubą kreską, lecz pewne uproszczenia były konieczne, by Destrukcja nie stała się ciężkim dramatem psychologicznym. Przepracowywanie straty bliskiej osoby pokazano w wersji light i z polotem, a Jake Gyllenhaal ponownie udowodnił, że to niesamowicie zdolny i wszechstronny aktor. Jego Davis jest wiarygodny w każdej scenie, niezależnie od tego, czy rozkłada lodówkę na części, czy dyskutuje z bystrym, choć nieco ordynarnym dorastającym synem (Judah Lewis) Karen. Z kolei drugi plan godnie uzupełnia Chris Cooper. Potrafi nawet prostą rolę pogrążonego w żałobie teścia zagrać przejmująco i naturalnie. Naomi Watts nie wykorzystała potencjału swojej postaci, choć można z niej wyciągnąć wiele emocji i humoru. Choć wtedy istniałoby ryzyko, że postać Karen zdominuje film, a nie jest to jednak główna bohaterka.
Destrukcja to rzadki przypadek udanego połączenia poważnego dramatu z lekką komedią, a przy tym nie spłycono tematu. Przecież w rytuałach żałobnych w prawdziwym życiu też często pojawia się humor sytuacyjny, który jest czasem naturalny, choć niestosowny do okoliczności. Destrukcja to udany, zabawny i niegłupi film, który może być idealnym zwieńczeniem wakacji. Może też zainspirować do małego remontu, lub do kontrolowanych aktów wandalizmu. Bo kto czasem nie chciał czegoś, tak po prostu, rozwalić?
korekta: Kornelia Farynowska