Kingsman. Tajne służby to komiks specyficzny, bo powstały z wyraźną myślą o ekranizacji. Pomysł na całość narodził się, kiedy Mark Millar i Matthew Vaughn toczyli przyjacielską dyskusję o starym, wesołym i zwariowanym kinie szpiegowskim. Pomyśleli wtedy, że może warto przywrócić światu ten klimat i radykalnie zawrócić okręt sterowany w tym momencie przez Bonda-Craiga i Jasona Bourne’a. Millar miał dostarczyć komiks, który stanowiłby podstawę do późniejszego filmu. Sam Vaughn wymieniany jest zresztą jako współautor oryginału.
Jak udał się ten nietypowy projekt? Przekonajcie się sami w naszym nowym cyklu Z KADRU W KADR, w którym prezentować będziemy analizy porównawcze komiksów i tychże ekranizacji. Oczywiście będziemy skupiać się na filmach adaptujących konkretne powieści graficzne, a nie luźne ekranizacje przygód wieloletnie wydawanych komiksów.
Uwaga! Tekst zawiera znaczące spoilery z komiksu i filmu!
Komiks Marka Millara to lekka, niezobowiązująca rozrywka, od której trudno się oderwać, a łatwo wciągnąć od deski do deski podczas jednej lektury. Powieść graficzna oferuje dużo akcji, lekki humor i dynamiczną intrygę. Rysunki Dave’a Gibbonsa nie oferują niczego szczególnego, ale w przejrzysty sposób ilustrują scenariusz Millara (szkoda tylko, że główny bohater wygląda, jakby miał czterdzieści lat).
Kingsman. Tajne służby z pewnością nie jest komiksem, do którego będę często wracał, ale okazał się idealnym czytadłem na deszczową niedzielę. Kilka żartów – „cameo” Marka Hamilla (o którym więcej w dalszej części tekstu) czy żarty z pseudonimów henchmanów szpiegowskich antagonistów do tej pory przyprawiają mnie o uśmiech na twarzy.
Kingsman: Służby specjalne to pomysłowy, zwariowany, niezwykle zabawny, ale potrafiący także trzymać w napięciu film rozrywkowy, doskonały prestiż klasycznego kina szpiegowskiego i – wydaje się – ekranizacja wszelkich mokrych snów Matthew Vaughna.
Doskonałe sceny akcji, doborowa obsada, nieposkromiona wyobraźnia i pewna ręka reżysera sprawiają, że to jeden z najlepszych blockbusterów 2014 roku, który z klasą (maniery czynią dżentelmena!) dorównał wysoko postawionej przez Marvela Zimowym Żołnierzem i Strażnikami Galaktyki poprzeczce.
Kingsman: Tajne służby to ekranizacja wyjątkowa, bo jej autor brał czynny udział przy tworzeniu pierwowzoru. Tym bardziej imponujące jest, jak bardzo oryginalny i nieodtwórczy film stworzył Matthew Vaughn. Wyraźnie czuć tutaj komiks Millara, ale film z nim koresponduje, bierze elementy, wciska gaz tam, gdzie scenarzysta komiksu hamował, i wciska hamulec tam, gdzie w pierwowzorze gazowano. Kiedy tylko może, unika przenoszenia na ekran tych samych scen kadr po kadrze, ale nigdy nie odchodzi od sedna. Rozwija postaci, dodaje nowe, żongluje nimi.
Film Vaughna to ekranizacja idealna. Brytyjski reżyser bierze komiks, oddaje mu szacunek, ale nie pada przed nim na kolana. Dodaje więcej absurdu i dowcipu, dzięki czemu nadaje całości własnego, charakterystycznego pazura.
Za dostarczenie komiksu do analizy dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics, polskiemu wydawcy Kingsman. Tajnych służb.
korekta: Kornelia Farynowska