CANNES 2015 – komentarz do wyników
MACIEJ NIEDŹWIEDZKI
Zaskoczony jestem nagrodą za scenariusz dla Chronic. Zakrawa ona nawet o absurd. To tytuł o banalnej fabule, wręcz dojmująco prostej. Jeśli ten film czymś mógł do siebie przekonać to jedynie Tim Rothem. Na większą uwagę zasługuje już nawet praca jaką wykonał reżyser, który potrafił ten bezpłciowy i nudziarski tekst jakkolwiek udramatyzować. To zdecydowanie nietrafiony wybór. W tej kategorii kibicowałem Louder than bombs, bo siła filmu Triera tkwi właśnie w samych słowach. Ten scenariusz doskonale sprawdziłby się jako zwyczajna lektura.
Aktorską Palmą za rolę kobiecą podzieliły się Emanuelle Bercot i Rooney Mara – Francuzka za Mon Roi, Amerykanka za Carol. Jedynie z tą drugą się zgadzam, choć i tak w tym filmie partnerowała jej nieco lepsza Cate Blanchett, w swojej kolejnej magnetycznej roli. Choć nawet jej nie wyróżniłbym. Najlepszą kreacją była ta Margherity Buyi w Mia Madre Nanniego Morettiego. To rola rozpisana na wiele często skrajnych emocji, błyskotliwie połączonych przez hiszpańską aktorkę. To kreacja pełna momentów ciszy i skupienia, nieraz przerywanymi krzykiem. To ona powinna była wygrać. Niezwykle cenię też drugoplanową rolę Rachel Weisz w Młodości. Jej długi błyskotliwie napisany oskarżycielski monolog wypowiadany do Michael Caine’a był jednym z najbardziej pamiętnych dla mnie momentów całego festiwalu.
Cieszy mnie nagroda jury dla The Lobster. Można było się tego spodziewać jeżeli w tym roku przewodniczącymi byli bracia Coen, a w jury zasiadał też Guillermo Del Toro. Nastrój filmu Lanthimosa musiał się im spodobać. Angielskojęzyczny debiut Greka to kino całkowicie kreacyjne i formalnie przymyślane do najmniejszego szczegółu. Nie inaczej swoje filmy realizują wspomniani wyżej reżyserzy. To kino mieszające humor z zaskakującą brutalnością. Dobrze, że ten film został wyróżniony. Im jestem dalej od seansu The Lobster tym lepiej o nim myślę.
Wspaniały i wstrząsający The Son of Saul wyjechał z Cannes z Grand Prix – drugą najważniejszą nagrodą. Ten film mnie pochłonął. Prawdziwie go przeżyłem, zostałem uwięziony w przerażającej wizji Nemesa. Dla mnie film Węgra zasłużył na główną nagrodę. Jestem przekonany o tym, że o Synu Szawła będzie się rozmawiać, obejrzenie go jest prawdziwą konfrontacją z obrazem. Taki nie jest nagrodzony Złotą Palmą Dheepan Jacques’a Audiarda. To film jedynie dobry, nie dorastający do rangi tej nagrody. Poruszający ważny temat imigrantów we Francji, ale pozbawiony wnikliwości Klasy czy pazura Proroka.
Dheepan nie stanie się przedmiotem dyskusji. Jak już to raczej opartych na pytaniu: “Dlaczego wygrał?”, ponieważ podczas tego festiwalu wyświetlonych zostało kilka znacznie ciekawszych pozycji. Mam na myśli The Lobster, Makbeta, Młodość, Son of Soul i Carol. To one pozostaną w pamięci widzów. Szkoda szczególnie Sorrentino, który nie dostał nagrody w szczytowym momencie swojej kariery. Jestem przekonany, że kiedyś po nią sięgnie. Wszyscy będą jednak wiedzieć, że będzie ona jedynie zadośćuczynieniem za tegoroczną pomyłkę.
FILIP JALOWSKI
Sześćdziesiąta ósma edycja festiwalu w Cannes dobiegła końca. Tym razem udało się wrócić z Francji bez żadnych przygód (przy poprzednim wypadzie wracałem wraz z kolegą Karolem po nocy, stopem, ścigając się z czasem zamknięcia bramek do odprawy na lotnisku). Dzięki takiemu obrotowi rzeczy udało mi się obejrzeć galę rozdania nagród na żywo, w domowym zaciszu. Może to i dobrze, bo gdybym siedział w którejś z sal Pałacu Festiwalowego, to trochę głupio byłoby rzucać inwektywami na lewo i prawo, a kreatywność mojej nowomowy na kilka chwil przyćmiła wszelkie inwokacje oraz monologi na szczycie Mont Blanc.
Zacznę jednak od rzeczy pozytywnych. Bardzo cieszę się z nagrody aktorskiej dla Rooney Mary. W kontekście Carol krytyka mówiła raczej o Blanchett, ale w moim odczuciu to właśnie niewinna, wyraźnie stylizowana na Hepburn Mara robi ten film. To, że aktorka podzieliła rolę z Emmanuelle Bercot nie dziwi mnie w ogóle. Mimo tego, że Mon roi było kompletnym przeciętniakiem, Francuzi zachwycali się nad rzekomą złożonością jej kreacji. Jury uległo. Dobrze, że nie do końca. Zgadzam się również z nagrodą za rolę męską. Vincent Lindon i jego teatr jednego aktora (La loi du marché) nie miał w tym roku żadnej konkurencji. Stéphane Brizé stworzył swój film dzięki nieustannej lustracji emocji głównego bohatera, dramat jednostki rozgrywa się właściwie na dużych zbliżeniach twarzy aktora. Mimo, że pada niewiele słów, rozumiemy wszystko.
Dalej, bardzo cieszę się z wyróżnienia Lanthimosa (Nagroda Jury) i Nemesa (Grand Prix). Zarówno Homar, jak i Syn Szawła należały do najciekawszych filmów tegorocznego konkursu głównego. Pierwszy z nich zadziwia konsekwencją, z jaką Grek buduje swoją absurdalną antyutopię, drugi dojrzałością twórcy, dla którego nagrodzony film jest obrazem debiutanckim. Nie mam również nic przeciwko zwycięstwu islandzkiego Rams w sekcji Un Certain Regard. Jury dowodzone przez Isabellę Rossellini rozdało nagrody zdecydowanie najciekawszym twórcom oraz filmom. Z nagrodą za udany debiut z Cannes odjechała chociażby reżyserka Nahid, czyli filmu chwalonego przeze mnie w jednej z festiwalowych recenzji.
Tutaj kończą się jednak pozytywne wiadomości. Pierwszy cios, to nagroda za scenariusz dla Michela Franco i jego Chronic. Biedna wersja Miłości Hanekego, zrealizowana bez żadnego polotu, w imię zasady dokopmy wszystkim jeszcze bardziej, wyjeżdża z nagrodą za najlepszy tekst. Totalna pomyłka. Jeszcze mniej śmiesznym żartem jest nagroda za reżyserię dla Hou Hsiao-hsiena. Nie wytrzymałem na jego filmie do końca, ale po pół godziny zdążyłem wyrobić sobie zdanie co do jego jakości. Sposób operowania kamerą momentami wołał tam o pomstę do nieba. Nie rozumiem, jak można nagradzać za reżyserię coś takiego, w momencie, gdy w konkursie mamy takie reżyserskie perełki jak Młodość, Carol, Lobster czy Sicario, które mimo słabego skryptu wyreżyserowane jest doskonale.
No i na koniec pozostaje Złota Palma. Dheepan to wybór obrzydliwie zachowawczy. Nie wzbudzi wielu kontrowersji, bo w tle mamy solidnie zarysowane i bardzo aktualne tło społeczne (problemy imigrantów we Francji), a Audiard to jeden z miejscowych ulubieńców. Jego film jest niestety zaledwie poprawny. Momentami sili się na zaangażowane kino społeczne spod znaku braci Dardenne, by zaraz potem przeradzać się w spin-off Życzenia śmierci z Charlesem Bronsonem. Audiardowi brak konsekwencji. Dheepan nie ma nawet co stawać przy Proroku. W konkursie były filmy zdecydowanie lepsze. Młodość, Syn Szawła, Lobster, Carol, Umimachi Diary, a nawet Mountains May Depart, które wprawdzie nie przypadło mi do gustu, ale wzbudzało szacunek złożonością i rozmachem opowieści. Dheepan to wybór na odpier***, a Sorrentino najwyraźniej zostanie canneńskim Leonardo DiCaprio.