search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Bycia filmowcem nie można się nauczyć. Wywiad z Cristianem Mungiu

Dawid Myśliwiec

9 sierpnia 2016

REKLAMA

Jest jednym z tych twórców, którzy kręcą rzadko, ale gdy już zaprezentują swoje nowe dzieło, wszystkim opadają szczęki. Jako współtwórca rumuńskiej nowej fali wprowadzał kino z biednego i nieco zapomnianego kraju na salony. Gdy w 2007 roku zdobył Złotą Palmę za 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dniCristian Mungiu zapracował na swoją nieśmiertelność. Na szczęście nie spoczął na laurach i każde jego samodzielne dzieło (brał udział także w projektach realizowanych przez kilku reżyserów) zdobywało prestiżowe nagrody, przede wszystkim w Cannes. Także w tegorocznej edycji zapracował tam na statuetkę – tym razem za reżyserię znakomitego Egzaminu, który można było zobaczyć podczas 16. edycji T-Mobile Nowe Horyzonty. Podczas wrocławskiego festiwalu porozmawiałem z rumuńskim reżyserem m.in. o nauczaniu kina w Sarajewie i szukaniu inspiracji w codzienności.

Egzamin to dopiero czwarty film, który nakręcił pan samodzielnie, lecz mimo to w wieku zaledwie czterdziestu ośmiu lat jest pan zaliczany do grona najlepszych europejskich reżyserów. Trudno sobie wyobrazić, gdzie będzie pan po nakręceniu dziesiątego filmu!

Nie wiem nawet, czy uda mi się osiągnąć tę liczbę. Zwykle po skończeniu filmu nie wiem nawet czy zrobię kolejny. Ale co masz na myśli, mówiąc „zaledwie czterdzieści osiem lat”?

Mam na myśli, że wielu reżyserów pracuje całe życie, by dotrzeć do miejsca, w którym jest pan teraz.

Tak, to prawda. Ale staram się o tym nie myśleć i nie planować zbyt wiele, stosując metodę krok po kroku.

4months

Czy młodzi filmowcy często zgłaszają się do pana, prosząc o poradę lub nadzór artystyczny?

Béla Tarr zaprosił mnie kiedyś swojej szkoły filmowej w Sarajewie, gdzie poprowadziłem dwa wykłady dla różnych pokoleń filmowców. Nauczanie nie jest moją pasją i sądzę, że bycia filmowcem nie można się nauczyć. Ja sam wciąż niewiele wiem na ten temat! Poza tym żaden inny twórca nie pójdzie dokładnie tą ścieżką, którą ty wybrałeś. Musisz szukać rozwiązań, które będą dobre dla ciebie, a nawet jeżeli jedno z nich zadziała w konkretnej sytuacji, następnym razem może być już bezużyteczne. Jak można więc uczyć młodych twórców, by działali w określony sposób?

Zawsze można dawać ogólne rady, mówić o tym, czego nie robić.

Oczywiście, można mówić o ogólnych zasadach i wartościach, co właśnie staram się robić, gdy rozmawiam ze studentami. Najlepsza rada, jaką mogę dać, to: zawsze mów o tym, co naprawdę znasz. Nie próbuj na siłę wyjechać do Stanów, by robić filmy o Ameryce – nie masz o tym pojęciach i znajdą się tysiące ludzi, którzy zrobią to lepiej. Trzymaj się tego, co znasz najlepiej lub o czym wiesz najwięcej. Jednak poza tą jedną radą trudno jest nauczyć kogoś bycia twórcą. Zachęcam studentów do oglądania jak największej liczby filmów i po prostu przeżywania swego życia. Uważam, że o robieniu filmów więcej nauczysz się właśnie z przeżywania własnego życia niż z książek czy filmów. Sądzę, że rzeczywistość i życie dookoła powinny być pierwszymi i najważniejszymi inspiracjami dla każdego filmowca. Reżyserami mogą zostać tylko naprawdę uważne i ciekawe świata osoby. Jeśli obserwujesz i próbujesz zrozumieć ludzką naturę, prawdziwe znaczenie tego, co ludzie robią, o czym mówią i jak się zachowują, jeżeli starasz się rozumieć i interpretować fakty – wtedy możesz być filmowcem. Nie jestem jednak pewien, czy tego można się nauczyć. Możesz posiąść pewne umiejętności, ale nikt nie powie ci, co jest ważne.

To tak, jakby uczyć kogoś, w co ma wierzyć.

To bardzo indywidualne kwestie. Tego, jak być dobrym scenarzystą, także nikt cię nie nauczy – jeśli masz historie do opowiedzenia, powinieneś je czuć i wiedzieć, w jaki sposób je przekazać i dokładnie to samo dotyczy reżyserii. Niektórzy twórcy, mimo doskonałego warsztatu, nigdy nie będą umieli opowiadać historii. Wracając jednak do twojego pytania – dostaję mnóstwo materiałów i staram się oglądać je, gdy tylko czas na to pozwala, ale dawanie rad sprawia mi trudność. Po pierwsze dlatego, że trudno znaleźć dobrą radę dla początkującego filmowca, po drugie – większość ludzi nie potrafi korzystać z udzielanych im rad. Nie umieją zdystansować się do swojej twórczości, a wszelkie wskazówki pozostają niewykorzystane.

Wspomniał pan, że nauczanie nie jest pańską pasją, jednak wiem, że przez pewien czas pracował pan jako nauczyciel języka angielskiego i dziennikarz. Czy te doświadczenia wpłynęły na sposób, w jaki postrzega pan kino?

Na pewno dziennikarstwo wpłynęło na to bardziej niż studiowanie i nauczanie języka angielskiego przez pewien czas. Zostałem dziennikarzem, ponieważ bardzo chciałem być pisarzem i praca w prasie była najbardziej pokrewnym zajęciem, jakie mogłem wykonywać w wieku 18–19 lat. Działo się to w czasach komunistycznych i większość młodych mężczyzn mogło studiować cokolwiek, byle tylko uniknąć tego, co nazywamy długą armią, czyli 16-miesięcznej służby wojskowej. Między innymi dlatego wylądowałem na uniwersytecie w moim rodzinnym mieście (Jassy – przyp. red.), by zająć się czymkolwiek, co było związane z pisaniem. Nie mogłem pójść do szkoły filmowej w Bukareszcie, bo była zarezerwowana dla elit: synów i córek partyjnych włodarzy, znanych aktorów, itd. Tak zwana rumuńska rewolucja i upadek komunizmu zastały mnie w gazecie studenckiej. W tamtych czasach mieliśmy dużo czasu na pisanie – czasopismo było miesięcznikiem, więc artykuły, które były mieszanką fikcji i reportażu, powstawały w spokojnych i komfortowych warunkach. I nagle po upadku komunizmu najpierw zaczęliśmy wydawać tygodniowo, a później codziennie, by sprostać liczbie informacji napływających z kraju i ze świata.

CANNES, FRANCE - MAY 19: Adrian Titieni, Maria Dragus and Cristian Mungiu attends the "Graduation (Bacalaureat)" Photocall during the 69th annual Cannes Film Festival at the Palais des Festivals on May 19, 2016 in Cannes, France. (Photo by Clemens Bilan/Getty Images)
Adrian Titieni, Maria Dragus i Cristian Mungiu na premierze „Egzaminu” na festiwalu w Cannes (fot. Clemens Bilan/Getty Images).

Adaptacja do gorączkowego rytmu prasy codziennej musiała być niezwykle trudna.

Dawało to mnóstwo adrenaliny! Musieliśmy nadążać za tempem wydarzeń i praca w prasie była w tamtych czasach niezwykle interesująca. Te doświadczenia pomogły mi w tym sensie, że nauczyłem się analizować i przekazywać informacje. Do dziś tworzę swoje opowieści w bardzo przejrzysty sposób i wydaje mi się, że zawdzięczam to właśnie tamtemu okresowi mojego życia. Poza tym nadal mam nawyk regularnego czytania prasy, która inspiruje mnie bardziej niż książki. Wciąż staram się czytać prasę codzienną co najmniej przez godzinę dziennie.

Inspiracje płynące z codzienności wpłynęły zapewne na ton pańskich filmów, które można określić mianem hiperrealistycznych. Co chce pan osiągnąć, stosując tak realistyczne podejście?

Nie jestem pewien, czy to ja wybrałem ten styl, czy on wybrał mnie. Wydaje mi się, że wynika on z naturalnego zrozumienia tego, do czego kino może być wykorzystane. Kino pozwala mówić o życiu, a jedyny sposób, w jaki można o nim mówić, to robić to szczerze. Dlatego uważam, że film nie powinien sugerować niczego, co nie mogłoby się zdarzyć w prawdziwym życiu.

Czy w ten sposób łatwiej panu dotrzeć ze swym przekazem do publiczności?

Kino pomaga mi mówić o rzeczach, które uważam za istotne i właściwe, a także nakłaniać widzów do zastanowienia się nad własnym życiem. Niekiedy podczas oglądania mojego filmu zaczynają identyfikować się z problemami, które widzą na ekranie, a to być może pomaga im nieco lepiej zrozumieć własne życie. Nie zawsze tak jest, ale to właśnie mój cel – by nakłonić publiczność do zastanowienia się nad życiem i odnalezienia odpowiedzi w moich historiach.

Czy każdy widz może odnaleźć w pańskich filmach coś innego dla siebie?

Jeśli głębiej się nad tym zastanowić, sztuka filmowa jest dziedziną, w której niezwykle łatwo jest manipulować widownią. Nie istnieją żadne zasady, chyba że sam ustalisz je dla siebie. Staram się nie przekraczać pewnej etycznej granicy i nie manipulować intencjonalnie widownią. Już sam wybór tematu oznacza pewien personalny wybór, dlatego wykorzystywanie muzyki i częstego montażu może sugerować publiczności, że pewne elementy filmu są ważniejsze od innych. Ja natomiast pozwalam widzom na samodzielne interpretowanie niejednoznacznych kwestii, które staram się uchwycić w swoich filmach.

beyondthehills_Cristian-Mungiu_Cosmina-Stratan5

Nie obawia się pan, że w ten sposób ryzykuje, że pańskie filmy mogą nie być odpowiednio rozumiane poza Rumunią?

Ale ja wcale nie uważam, że mówię o Rumunii! Tam rozgrywają się moje historie, ale – mam taką nadzieję – opowiadam o ludzkiej naturze, życiu i pewnych wartościach, które są zrozumiałe pod każdą szerokością geograficzną. Nie uważam, by 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni opowiadały o warunkach, w jakich wykonywano aborcję na kobietach w komunistycznej Rumunii, ale o przyjaźni i solidarności z jednej strony, a strachu i opresji z drugiej. Mówią też coś o tym, co czuli ludzie żyjący wtedy w Rumunii – nietrudno jest po prostu opisać, jak wtedy było, ale czy potrafisz wyrazić uczucia tych ludzi? To nie jest łatwe. Wielu ludzi, którzy znają życie w opresjonowanym kraju, rozumieją odczucia bohaterek 4 miesięcy… Z kolei Za wzgórzami opowiada o fanatyzmie i o tym, jak niebezpieczne mogą być pewne idee – niekoniecznie religijne. Mam więc nadzieję, że przekaz moich filmów jest uniwersalny. Oczywiście zawsze istnieje ryzyko, że zostanie on zrozumiany niewłaściwie, ale to jest coś, z czym musisz się liczyć – nie udzielamy lekcji, nie robimy kronik, ale filmy oparte na uczuciach. Nie jest to coś, co łatwo wyrazić w słowach – gdyby tak było, zajmowalibyśmy się pisaniem esejów.

Skoro stara się pan tworzyć historie uniwersalne, czy wyobraża sobie pan nakręcenie filmu we Francji lub w jakimkolwiek innym kraju, z lokalnymi aktorami grającymi główne role?

Nie byłoby to łatwe. Stale prowadzę rozmowy z europejskimi i amerykańskimi aktorami, których podziwiam, proszącymi, abym napisał coś dla nich. I choć podziwiam ich jako profesjonalistów, wciąż nie znalazłem historii, która byłaby dla nich odpowiednia, wiarygodna i dodatkowo osadzona w ich realiach. Być może pewnego dnia, gdy znajdę odpowiedni temat, podejmę się tego wyzwania, ale dopóki nie będę absolutnie pewny, że mam odpowiednie doświadczenie na zadany temat i że po prostu wiem, o czym mówię. Ponieważ mimo że ludzka natura jest praktycznie identyczna na całym świecie, są pewne różnice w mentalności czy sposobie, w jaki postrzegamy relacje międzyludzkie. Ważniejsze, by stworzyć film, który jest prawdziwy, niż taki, który trafi do większej liczby widzów dzięki użytemu w nim językowi.

Dokłada pan starań, by dobrze znać temat swoich filmów, wiedzieć, o czym pan opowiada. Wygląda na to, że wie pan dużo o kobiecych uczuciach, bowiem często mówi pan do widzów właśnie poprzez postaci kobiet.

To rzeczywiście ciekawa uwaga. Trudniej jest mówić mi o Amerykanach, Francuzach czy Islandczykach niż o kobietach. Mężczyźni i kobiety są istotami ludzkimi w tym samym stopniu, dlatego mogę odnosić się do kobiecych uczuć w taki sam sposób, w jaki odnoszę się do własnych. Nigdy nie czułem, że nie mogę lub nie powinienem opowiadać swoich historii z perspektywy kobiet. Wydaje mi się, że jest to bardzo humanistyczne podejście. Jeśli dostrzegam pewne zachowania osób, które inspirują mnie w prawdziwym życiu, i potrafię odnieść się do ich doświadczeń, będę w stanie zrozumieć ich historie i umieścić je w filmie. Rzeczywistość pokazała mi, że większość kobiet docenia przyjmowaną przeze mnie perspektywę, a to dowodzi, że ścieżka, którą obrałem, jest właściwa.

korekta: Kornelia Farynowska

Dawid Myśliwiec

Dawid Myśliwiec

Zawsze w trybie "oglądam", "zaraz będę oglądał" lub "właśnie obejrzałem". Gdy już położę córkę spać, zasiadam przed ekranem i znikam - czasem zatracam się w jakimś amerykańskim czarnym kryminale, a czasem po prostu pochłaniam najnowszy film Netfliksa. Od 12 lat z różną intensywnością prowadzę bloga MyśliwiecOgląda.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA