search
REKLAMA
Seriale TV

BLOODLINE – recenzja pierwszego sezonu

Jakub Piwoński

29 lipca 2016

REKLAMA

Rodzina, czyli filar, instytucja, system. Takie synonimy przychodzą na myśl w oparciu o naukowe punkty widzenia. Bo zdaniem socjologów to najważniejsza komórka społeczna, na której opiera się całe społeczeństwo. Zdaniem psychologów to z kolei absolutna podstawa do prawidłowego rozwoju jednostki. Wszystko ma w niej swój początek i niezbędną kontynuację. A wobec tego trudno przejść obojętnie – korzeni drzewa się nie podcina, chcąc, by pięło się ku górze. Tak też każdy wagę tej instytucji miał okazję w życiu doświadczyć na swój, osobisty sposób. Ale zdarza się tak, że fundamentalna wartość rodziny zostaje wyparta na skutek skomplikowanego rozwoju relacji. Pojawia się pierwiastek niszczący więź krwi i kształtujący czarną owcę – postać najlepiej z rodziną wypadającą tylko na zdjęciu.

Kyle Chandler in the Netflix Original Series "Bloodline." Photo Credit: Saeed Ayani © 2014 Netflix, Inc. All rights reserved.

Serial Bloodline, wyprodukowany dla platformy Netflix w 2015 roku, jak sam tytuł sugeruje (czyli w wolnym tłumaczeniu więź krwi), opowiada o losach pewnej rodziny. Ale jest to opowieść daleko odbiegająca od tego, co znamy z telewizyjnych oper mydlanych. Te bowiem zwykły w nieskończoność portretować obyczaje danej dynastii z zachodzącymi w niej zmianami, konfliktami, euforycznymi wzlotami i upadkami. Bloodline to znacznie mroczniejsze zwierciadło, aczkolwiek z bardzo wiarygodnie przedstawionymi pozorami. Zamieszkująca florydzkie miasteczko rodzina Rayburnów to klasa średnia, ale dość wysoko usytuowana, dodatkowo ciesząca się szacunkiem. Od pokoleń zajmują się bowiem prowadzeniem prestiżowego hotelu z dostępem do pięknej plaży (będącej częścią archipelagu Florida Keys). Za organizację kompleksu odpowiada matka, Sally Rayburn (Sissy Spacek), a wspiera ją ojciec, Robert Rayburn (Sam Shepard). Rodzinę reprezentują także dzieci – dojrzałe życiowo i zawodowo. Starszy syn, John (Kyle Chandler), jest przykładnym zastępcą szeryfa. Najmłodszy i nieco narwany syn, Kevin (Norbert Leo Butz), remontuje łodzie w lokalnej przystani rybackiej. Z kolei córka, Meg (Linda Cardelini), to prawniczka, która ochrania interesy rodziny.

Ale jest także Danny (Ben Mendelsohn) – czyli czarna owca tego klanu. Najstarszy z rodzeństwa, pierworodny syn. Był taki czas, w którym na skutek buntu postanowił zerwać więzy rodzinne. Po latach rozłąki postanawia jednak powrócić, czym wywołuje niemały popłoch wśród krewnych, a w szczególności w ojcu, który już dawno postanowił go wydziedziczyć. Okazuje się bowiem, że razem z nim powracają także demony przeszłości skrywające mroczną, rodzinną tajemnicę, zakopaną głęboko w sercach członków familii. Dla naszej opowieści stanowi to punkt wyjściowy. I do końca nie wiadomo, jak potraktowany zostanie marnotrawny syn.

bloodline-ben-mendelsohn-sissy-spacek

Bloodline to jeden z tych tworów, którego pozytywny odbiór w dużej mierze uzależniony jest od tego, ile o filmie przed seansem wiemy. Warto pozwolić sobie na zaskoczenie. Ja na przykład do serialu zasiadłem wyjątkowo spontanicznie (a jak wiadomo, zdarza mi się to rzadko). Potrzebowałem jakiegoś serialu „na zaraz”, do obejrzenia wspólnie z żoną, najlepiej nowego, niezaczętego i niepoznanego przeze mnie wcześniej. Na Bloodline natrafiłem trochę przypadkowo, przeglądając rankingi oraz oceny ubiegłorocznych seriali. Następnie w wyborze utwierdził mnie opis fabuły. Nie kusił mnie wcześniej żaden zwiastun, nie wiedziałem, kto za serial odpowiada, ani tym bardziej kto w nim gra. Ale wiedza ta, jak się okazało, nie była mi do niczego potrzebna. Po obejrzeniu pierwszego sezonu mogę powiedzieć, że było to jedno z bardziej zaskakujących telewizyjnych doświadczeń, jakie dane mi było przeżyć.

Owszem, spodziewałem się jakości, czułem, że prawdopodobnie obejrzę coś wartościowego, ale to, co otrzymałem, wyraźnie te oczekiwania przerosło.

Nie chcę psuć wam zabawy, więc nie wypada mi zdradzać szczegółów tej historii. Opowiem tylko, jak budził się mój zachwyt. Już po pierwszych, wprowadzających odcinkach, da się podskórnie odczuć, że coś w tej rodzinie jest nie tak. Aura sielankowości jest tylko pozorem, a to, co oglądamy, pełni rolę stojącego na kominku zdjęcia, ukrywającego prawdę o znacznie mniej przyjemnej treści. Kulisy odsłaniane są jednak wyjątkowo powoli. Pojawiające się od czasu do czasu flash-forwardy (czyli przebłyski z przyszłości) utwierdzają w przekonaniu, że to, o czym ostatecznie się dowiemy, wywróci nasze postrzeganie głównych postaci dramatu oraz nada całości moralnej niejednoznaczności. W połowie sezonu następuje bowiem przełom, który nie pozostawiając złudzeń, kieruje fabułę nieuchronnie w kierunku greckiej tragedii.

Netflix-Bloodline

Śledząc rozwój fabuły, to, w jaki sposób Rayburnowie zachowują się w obliczu rozliczenia z traumą, a przede wszystkim, jak wyglądają relacje na linii rodzice–rodzeństwo, uświadomiłem sobie, że odpowiadają one znanym w kulturze wzorcom, a poniekąd… także moim osobistym doświadczeniom. I to dzięki temu tak silnie ten sans przeżywałem.

Każdy odcinek był dla mnie, nazwijmy to, doznaniem psychologicznym, bo pozwalał mi wejrzeć w głąb siebie, aż do korzeni.

Znam, tak jak wy, tego apodyktycznego ojca, nieznoszącego sprzeciwu, nieco skrywającego się w cieniu, a jednak utrzymującego swój autorytet. Znam też tę ślepo kochającą swych synów matkę, niedopuszczającą myśli, że mogą mieć swoje za uszami. Gdzieś widziałem już także tę wiecznie zapracowaną siostrę, która choć stara się kierować swe poczynania w dobrym dla siebie i innych kierunku, często jest w tym wyraźnie zagubiona. Nie ulega jednak wątpliwości, że fabuła głównie opiera się na rywalizacji pomiędzy najstarszym i średnim bratem (niejako sugerująca odwrotność biblijnej relacji Kaina i Abla, przemieszaną z powrotem syna marnotrawnego). Obaj są dla siebie przeciwieństwami. Gdy ten pierwszy buntuje się i cierpi z powodu ojcowskiego odrzucenia, drugi czuje się odpowiedzialny za utrzymanie pokoju i dbanie o dobre imię rodziny. Ale jak łatwo się domyślić, wszystko w końcu wymyka się spod kontroli – przeszła rodzinna trauma pęcznieje coraz bardziej, by w końcu odnowić ranę u każdego z członków klanu Rayburnów. Morał z tego uniwersalny płynie, jakoby bólu zadanego przez najbliższe ci osoby nie dało się wyprzeć i zakopać pod ziemię i prędzej czy później należy się z nim zmierzyć.

https://www.youtube.com/watch?v=tRnS8FkcXNk

Osobny akapit recenzji pierwszego sezonu serialu Netflixa należy poświęcić głównej kreacji tego dramatu, czyli Benowi Mendelsohnowi wcielającemu się w rolę Danny’ego. Pamiętam, że po raz pierwszy miałem okazję poznać australijskiego aktora przy okazji Królestwa zwierząt z 2010. Już wtedy jego gra potrafiła zwrócić uwagę swą tajemniczością i trudną do sprecyzowania nieobliczalnością. Mam wrażenie, że w Bloodline Mendelsohn niejako do tej roli nawiązuje, z uwagi na zbieżną tematykę obu tytułów, o mrokach rodziny traktujących. To, co aktor wyprawia jednak w Bloodline, to jakieś cholerne mistrzostwo świata! I mówię to bez cienia wątpliwości. Dawno nie było mi dane oglądać w TV tak prawdziwej, ujmującej postaci, wywołującej jednocześnie ambiwalentne uczucia. Bo z jednej strony pragniemy go zrozumieć, a nawet mu współczuć, a z drugiej zdajemy sobie sprawę z tego, jak wielkim jest draniem, oraz że w dużej mierze zasłużył sobie na los, który go spotkał, i nie jest godzien pozytywnego finału.

Scenariusz i rozpisanie postaci to jedno, ale to Mendelsohn dał tej postaci duszę. Wystarczy przyjrzeć się jego zaskakującej i hipnotyzującej aktorskiej manierze, podpartej zbiorem charakterystycznych gestów i ruchów. Przypomina osobnika nieco znudzonego, nieco rozmarzonego, ale zarazem bardzo konsekwentnego i świadomego celu, do którego dąży. Dzięki temu do końca nie można być pewnym, co jest elementem prowadzonej przez bohatera gry, a co z kolei stanowi wyraz jego autentycznych uczuć. Każdy jego odpalany papieros przypominał mi zachowanie Jamesa Deana, u którego wypuszczany z ust dym był milczącym wyrazem rozpaczy po utracie ojca. Danny to jego spadkobierca. Warto nadmienić, że serial pretendował do ważnych nagród (Złoty Glob, Emmy, Satelity) przede wszystkim za kreację Bena Mendelsohna. Przynajmniej jedna z nich należała mu się tak, jak psu należy się buda.

Sam Shepard (Robert Rayburn) and Ben Mendelsohn (Danny Rayburn) in the Netflix Original Series BLOODLINE. Photo Credit: Saeed Adyani © 2014 Netflix, Inc. All Rights Reserved.

Jeszcze w trakcie oglądania pierwszego sezonu dowiedziałem się, że niedawno (dokładnie pod koniec maja 2016) premierę miał sezon drugi serialu. Obawiam się jednak jego jakości. Fabuła trzynastu pierwszych odcinków Bloodline wydaje się domknięta na nienaruszalną klamrę. Ponadto w tej postaci przybiera strukturę niemalże przypowieści obnażającej pozorną nieskazitelność instytucji rodziny oraz ukazującej konsekwencje zaburzenia równowagi miłości w rodzeństwie. Serial jest w tym wciągający i przede wszystkim dobitny. A to, jak mniemam, broni się samo i nie wymaga dopowiedzeń.

korekta: Kornelia Farynowska

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA